Przypominają mi się dwie wychowanki z ośrodka specjalnego. Początkowo trochę ze strachem zabierałam je do kościoła - bo obie po ciężkich przejściach, obie nadpobudliwe i nie wiadomo, co wymyślą. Czasem rzeczywiście wierciły się jak szalone albo wymyślały różne niespodzianki, ale często po prostu spały zdrowym, spokojnym snem, do którego wieczorem trudno było je skłonić. I przypominam sobie siebie w czasach pracy w Niemczech. Na niedzielnej mszy w pobliskim domu starców (ładnie śpiewali tam "Czarną Madonnę po niemiecku) ciągle niespokojnie zerkałam na zegarek, bo wprawdzie dzieci moich państwa zapewniły mnie, że do kościoła śmiało mogę iść, ale "za uszami" ciągle pozostawał lęk, że staruszkowie w czasie mojej nieobecności coś wykombinują... Niepokój przez całą mszę św. , a po komunii niesamowita, spokojna, łaskawa senność.
Ech, jak ja to dobrze rozumiem :) W studenckich czasach pracowałam w pensjonacie w Austrii - nic wielkiego, ot, sprzątanie, przygotowywanie śniadań, prasowanie, konwersacja po niemiecku... I w pewnym momencie (właśnie w kościele) pomyślałam sobie, że nareszcie wiem, dlaczego przedwojenne służące były takie pobożne i tyle wśród nich służebnic Bożych, błogosławionych i świętych :) Oto w kościele nareszcie nikt nic od nich nie chciał, miały uświęcony czas dla swojej duszy, nomen omen ŚWIĘTY spokój... Był tylko Bóg, i one, i żadnych mioteł, ścierek, brudnych naczyń. Prawdziwy "odpoczynek w Bogu" dla bardzo nieraz zaharowanych dziewczyn.
I przypominam sobie siebie w czasach pracy w Niemczech. Na niedzielnej mszy w pobliskim domu starców (ładnie śpiewali tam "Czarną Madonnę po niemiecku) ciągle niespokojnie zerkałam na zegarek, bo wprawdzie dzieci moich państwa zapewniły mnie, że do kościoła śmiało mogę iść, ale "za uszami" ciągle pozostawał lęk, że staruszkowie w czasie mojej nieobecności coś wykombinują... Niepokój przez całą mszę św. , a po komunii niesamowita, spokojna, łaskawa senność.