Mam jeszcze przepis mojej Babci na pierniki i gdy byłam mała piekliśmy też małe pierniczki z mamą..Prawdą jest,że faktycznie niejednokrotnie zrobiłam jakiegoś "dziwaka".Teraz już mam wnuki i też mamy różne wersje pierniczków.W związku z tym nie ma u mnie w domu sterylnej czystości,ale jest miłość.Radość z bycia razem całej rodziny.Ona jest w tych wypiekach.
Bardzo fajny ten tekst. :) Przyznam, że za mojego dzieciństwa nie było takich możliwości ozdabiania pierniczków jak to jest teraz, teraz to nawet dorosły, jak chce może mieć z tego radość i może się wykazać. Przyznam też, że bliska mi jest ta tradycja, ponieważ z mojej rodziny dzieci są w połowie Polakami i w połowie Anglikami. :)))
Podzielam opinię autorki. Co roku piekę z córkami pierniczki, które opakowane w folię rozdajemy rodzinie w czasie świąt. Argumenty za: spędzamy czas wspólnie, dzieci uczą się jak wyrabiać ciasto, rozwałkować, wykrawać i.t.d., wspólna dekoracja jest ookazją do rodzinnych rozmów, uśmiech na twarzy bbliskich, kiedy są obdarowywani takim słodkim uupominkiem. Pozdrawiam wszystkich pierniczkowo-rrodzinnych fanów
Ano co robić, maruda to maruda. Ten typ tak ma i nawet do Bogu ducha winnych ciastek musi się nomen omen przypierniczyć. Ja tam chwalę pierniki. Sama nie robię, ale kiedyś - kto wie, może będę? Wiele lat temu, zachęcona jakimś przepisem, zrobiłam - na Boże Narodzenie były jak deska, na Nowy Rok jak żelazo, a na Trzech Króli to już był granit, bez młota i diamentowej piły nie podchodź. Zapomniane w jakiejś puszce po mleku w proszku przeleżały rok - i na następne Święta okazały się ósmym cudem świata, miękkie, aromatyczne, coś pysznego. Chciałam zrobić na następny rok, ale jak na złość przepis wcięło.
Wypieki bez miłości na nic się nie przydają.
Przydają się do utuczenia.
Ja to z dzieciństwa nawet patroszenie ryb wspominam dobrze, bo z Tatą!
Ja tam chwalę pierniki. Sama nie robię, ale kiedyś - kto wie, może będę?
Wiele lat temu, zachęcona jakimś przepisem, zrobiłam - na Boże Narodzenie były jak deska, na Nowy Rok jak żelazo, a na Trzech Króli to już był granit, bez młota i diamentowej piły nie podchodź. Zapomniane w jakiejś puszce po mleku w proszku przeleżały rok - i na następne Święta okazały się ósmym cudem świata, miękkie, aromatyczne, coś pysznego. Chciałam zrobić na następny rok, ale jak na złość przepis wcięło.