Droga Pani! Zaczynam zawsze Gościa od Pani tekstów, są wspaniałe. Wszystkie!! A w sprawie takich pytań: przez całe życie odpowiadam uprzejmie: a czemu pytasz? Lub nieuprzejmie (w miarę potrzeby) a bo co? I dzięki temu to pytająca jest zmieszana, a ja mam cichą satysfakcję jak patrzę na jej minę. Polecam! Serdecznie pozdrawiam Staruszka właśnie
Pani Agato - poruszyła pani wieeelki temat... Pewnie większa część pytań - o sposób karmienia, o "chudość" , generalnie o zdrowie dzieciątka - wynika z wrodzonej babskiej troski o każde maleństwo i o każdą matkę. Niestety część - także z kompleksów i problemów "pytaczek", które (niekoniecznie świadomie) chcą być ważne, potrzebne, uzyskać potwierdzenie własnych decyzji... Konia z rzędem temu, kto odróżni intencje. A dwa konie - za trafne odróżnienie, czy o pytaniu można szybciutko zapomnieć, czy (nawet jeśli zadane było z najczystszej złośliwości) drążyć temat, bo może obce oko dostrzegło symptomy nadciągających problemów. Ja po długim czasie dowiedziałam się, że trzepotanie rączkami córeczki przyjaciół i stąpanie na czubkach palców (śmialiśmy się wszyscy, że baletnica) - świadczyło o zaburzeniach ze spektrum autyzmu. Kolki mojej nastarszej córci - mordęga dla niej i dla nas. Preparaty ziołowe nieskuteczne... Wtedy jednak nie znałam przyczyny, "tak się zdarza". 10 lat póxniej, przy synu , nauczyłam się skąd kolki. Impuls przyszedł z internetu, brzmiał "dieta eliminacyjna". Potrzebne było samozaparcie i codzienne notatki: co jem , jak się ma niemowlę karmione piersią. Sprawcami kolek okazały się: mleko, jaja, marchew (!), seler, pomidory, soja (!), syntetyczne barwniki, dodatki do wędlin. Za to "amnestia" objęła fasolkę, warzywa kapustne czy owoce pestkowe, zwykle uważane za wzdymające i niewskazane. Gdzieś w międzyczasie nauczyłam się, że paskudne odparzenia często towarzyszą zapaleniu dróg moczowych. Czy pchać się z taką wiedzą do młodych mam - czy ufać, że jej nie potrzebują, a jeśli potrzebują, to sobie znajdą w mądrych poradnikach czy na forach? Co jeśli trafią do kółka antyszczepionkowców (a potem płacz, kiedy z koczowiska Romów przyplącze się odra czy błonica), wegan, zwolenników leczenia wszystkiego antybiotykami (borelioza + ILADS) albo na odwrót - zajadłych wrogów używania antybiotyków? Skrajnym przykładem było małżeństwo, które pewne własnej racji, korzystając z "porad" znachora zagłodziło własne dziecko... Gdzie powinna być granica własnej niezależności?
Pamiętam... Wkurzona jak siedem nietoperzy, tragicznie niewyspana, nierozumiana przez świat i okolicę, samotna ze swoimi problemami (mąż przy pracy, mama chora)- wyszłam z dzieckiem na spacer. Może zaśnie?.. Niestety, moje małe szczęście, które Bogu dziękować przechodziło niemowlęctwo prawie bezobjawowo, ząbkowało wyjątkowo trudno. Dla wyrównania. No więc wlokę się, taki zombie z zaciśniętymi zębami, z marudzącą córką w wózku - a tu do wózka pakuje mi głowę jakaś starsza pani i pyta karcącym tonem "a co on tak płacze?" Na spokojne usunięcie wózka z zasięgu bakterii starszej pani jeszcze mi wystarczyło siły, na odpowiedź już nie: "Płacze, bo mu urwałam nóżkę. A za chwilę z panią zrobię to samo".
Pani Redaktor, felietony o dzieciach i innych człowiekach to miód na moje rany ;) A tak już zupełnie poważnie, to temat jest rzeczywiście ważny i trudny, bo dotyczy ustalenia gdzie przebiega granica między konieczną interwencją a wtrącaniem się. 1. Z przykrością muszę przyznać jako matka 3- latki z kolejnym człowiekiem w brzuchu, że wszystkich rozumów nie zjadłam i napewno jest dużo wiedzy, którą powinnam jeszcze przyswoić. Dlatego uważam, że moim obowiązkiem je wysluchać co matka/teściowa/babcia/inna starsza pani ma do powiedzenia. 2. Nie muszę się z tym jednak zgadzać. Obym umiała wytłumaczyć swoje stanowisko. Mam prawo robić jak uważam za sluszne. 3. Tym, co doprowadza mnie do szału, wściekłości i chęci wystrzelenia kogoś w kosmos jest notoryczne nakłanianie mnie do czegoś, o czym już powiedziałam, że uważam inaczej ( i widzę, że moje postępowanie nie szkodzi dziecku). Przykład. Karmiłam piersią. Efektywnie. Teściowa nie wiem ile razy mówiła gdyntylko dziecko zapłakało, że to napewno z głodu ( bzdura). Miałam dużo pokarmu i często karmiłam. Tłumaczyłam jej to wiele razy. Ale ona choć mówiła , że ok, to następnego dnia przynosiła kilogram sztufznego mleka uśmiechając się krzywo, że może spróbuję dać dziecku. Mieszkaliśmy razem z teściami. Gdy dziecko zapłakało, przychodziła pytać czemu ona płacze ( córka bardzo rzadko płakała). Gdy córka płakała raz w nocy, bo zaczął jej sie katar, przyszła w nocy do naszej sypialni zapytać czemu ona tak płacze. Teściowa kontrolowała jak ubieramy dziecko wychodząc na spacer, a gdy wracaliśmy patrzyła, czy ucho nie wystaje z czapki.
Długo mogłabym wymieniać. Ktoś powie: z troski to robiła. Odpowiadam: Nieprawda! Robiła to , bo uważała, że zajęłaby się naszym dzieckiem LEPIEJ. Nie wymyśliłam tego. Sama mi to powiedziała bez skruchy. W całej tej sytuacji czuliśmy się traktowani jak debile, jak nastolatki nieodpowiedzialne.
Drogie starsze matki. Zanim pouczycie tych, o których uważacie, że są gorszymi od Was rodzicami, zastanówcie się, jaką macie motywacje. Bo niektore rzeczy robimy dobrze, inne źle, a inne poprostu inaczej. Inaczej - nie znaczy gorzej.
Jak zawsze dobitnie, po imieniu i na temat. Gratuluję trafności słowa i pióra. Te felietony bardzo często są odzwierciedleniem mojego życia i czytając je jest mi lepiej że nie jestem osamotniona z problemami, a nie wiem jak to jest że temat pokrywa się lub jest prologiem do sytuacji jaka była, jest lub będzie w moim życiu.
Zaczynam zawsze Gościa od Pani tekstów, są wspaniałe. Wszystkie!!
A w sprawie takich pytań: przez całe życie odpowiadam uprzejmie: a czemu pytasz? Lub nieuprzejmie (w miarę potrzeby) a bo co?
I dzięki temu to pytająca jest zmieszana, a ja mam cichą satysfakcję jak patrzę na jej minę. Polecam!
Serdecznie pozdrawiam
Staruszka właśnie
Pewnie większa część pytań - o sposób karmienia, o "chudość" , generalnie o zdrowie dzieciątka - wynika z wrodzonej babskiej troski o każde maleństwo i o każdą matkę. Niestety część - także z kompleksów i problemów "pytaczek", które (niekoniecznie świadomie) chcą być ważne, potrzebne, uzyskać potwierdzenie własnych decyzji... Konia z rzędem temu, kto odróżni intencje. A dwa konie - za trafne odróżnienie, czy o pytaniu można szybciutko zapomnieć, czy (nawet jeśli zadane było z najczystszej złośliwości) drążyć temat, bo może obce oko dostrzegło symptomy nadciągających problemów.
Ja po długim czasie dowiedziałam się, że trzepotanie rączkami córeczki przyjaciół i stąpanie na czubkach palców (śmialiśmy się wszyscy, że baletnica) - świadczyło o zaburzeniach ze spektrum autyzmu.
Kolki mojej nastarszej córci - mordęga dla niej i dla nas. Preparaty ziołowe nieskuteczne... Wtedy jednak nie znałam przyczyny, "tak się zdarza". 10 lat póxniej, przy synu , nauczyłam się skąd kolki. Impuls przyszedł z internetu, brzmiał "dieta eliminacyjna". Potrzebne było samozaparcie i codzienne notatki: co jem , jak się ma niemowlę karmione piersią. Sprawcami kolek okazały się: mleko, jaja, marchew (!), seler, pomidory, soja (!), syntetyczne barwniki, dodatki do wędlin. Za to "amnestia" objęła fasolkę, warzywa kapustne czy owoce pestkowe, zwykle uważane za wzdymające i niewskazane.
Gdzieś w międzyczasie nauczyłam się, że paskudne odparzenia często towarzyszą zapaleniu dróg moczowych.
Czy pchać się z taką wiedzą do młodych mam - czy ufać, że jej nie potrzebują, a jeśli potrzebują, to sobie znajdą w mądrych poradnikach czy na forach?
Co jeśli trafią do kółka antyszczepionkowców (a potem płacz, kiedy z koczowiska Romów przyplącze się odra czy błonica), wegan, zwolenników leczenia wszystkiego antybiotykami (borelioza + ILADS) albo na odwrót - zajadłych wrogów używania antybiotyków? Skrajnym przykładem było małżeństwo, które pewne własnej racji, korzystając z "porad" znachora zagłodziło własne dziecko...
Gdzie powinna być granica własnej niezależności?
Niestety, moje małe szczęście, które Bogu dziękować przechodziło niemowlęctwo prawie bezobjawowo, ząbkowało wyjątkowo trudno. Dla wyrównania. No więc wlokę się, taki zombie z zaciśniętymi zębami, z marudzącą córką w wózku - a tu do wózka pakuje mi głowę jakaś starsza pani i pyta karcącym tonem "a co on tak płacze?" Na spokojne usunięcie wózka z zasięgu bakterii starszej pani jeszcze mi wystarczyło siły, na odpowiedź już nie: "Płacze, bo mu urwałam nóżkę. A za chwilę z panią zrobię to samo".
1. Z przykrością muszę przyznać jako matka 3- latki z kolejnym człowiekiem w brzuchu, że wszystkich rozumów nie zjadłam i napewno jest dużo wiedzy, którą powinnam jeszcze przyswoić. Dlatego uważam, że moim obowiązkiem je wysluchać co matka/teściowa/babcia/inna starsza pani ma do powiedzenia.
2. Nie muszę się z tym jednak zgadzać. Obym umiała wytłumaczyć swoje stanowisko. Mam prawo robić jak uważam za sluszne.
3. Tym, co doprowadza mnie do szału, wściekłości i chęci wystrzelenia kogoś w kosmos jest notoryczne nakłanianie mnie do czegoś, o czym już powiedziałam, że uważam inaczej ( i widzę, że moje postępowanie nie szkodzi dziecku). Przykład. Karmiłam piersią. Efektywnie. Teściowa nie wiem ile razy mówiła gdyntylko dziecko zapłakało, że to napewno z głodu ( bzdura). Miałam dużo pokarmu i często karmiłam. Tłumaczyłam jej to wiele razy. Ale ona choć mówiła , że ok, to następnego dnia przynosiła kilogram sztufznego mleka uśmiechając się krzywo, że może spróbuję dać dziecku. Mieszkaliśmy razem z teściami. Gdy dziecko zapłakało, przychodziła pytać czemu ona płacze ( córka bardzo rzadko płakała). Gdy córka płakała raz w nocy, bo zaczął jej sie katar, przyszła w nocy do naszej sypialni zapytać czemu ona tak płacze. Teściowa kontrolowała jak ubieramy dziecko wychodząc na spacer, a gdy wracaliśmy patrzyła, czy ucho nie wystaje z czapki.
Długo mogłabym wymieniać. Ktoś powie: z troski to robiła. Odpowiadam: Nieprawda! Robiła to , bo uważała, że zajęłaby się naszym dzieckiem LEPIEJ. Nie wymyśliłam tego. Sama mi to powiedziała bez skruchy. W całej tej sytuacji czuliśmy się traktowani jak debile, jak nastolatki nieodpowiedzialne.
Drogie starsze matki. Zanim pouczycie tych, o których uważacie, że są gorszymi od Was rodzicami, zastanówcie się, jaką macie motywacje. Bo niektore rzeczy robimy dobrze, inne źle, a inne poprostu inaczej. Inaczej - nie znaczy gorzej.