Czasem czułam się jak Hiob

– Uświadomiłam sobie, że moje dziecko to obietnica, Izaak, i że Bóg – tak jak Abrahama – wystawia nas na próbę. Wcześniej nie myślałam, że to, co Bóg daje, naznaczone jest również trudnym doświadczeniem – mówi Renata.

Renata i Piotr Sywulakowie są małżeństwem od prawie dwóch lat i mają 10-miesięczną córkę Sarę. Żona z wykształcenia jest teologiem. Ukończyła studium nad małżeństwem i rodziną, a ponadto studiuje psychoterapię i uczy katechezy w gubińskim gimnazjum. Mąż ukończył pedagogikę ze specjalnością resocjalizacja. Oboje zaangażowani są we wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym pod nazwą „Tron Boga” przy parafii pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej w Gubinie i w ewangelizację w diecezji. Zanim zaczęli wspólne życie, każde z nich przeszło swoją osobistą, trudną drogę, która zakończyła się nawróceniem.

Bramki, ustawki i markowe rzeczy

Piotr ma 36 lat. Przez 25 lat był ministrantem, bo służył już od II klasy szkoły podstawowej. – Biegałem do kościoła kilka razy w tygodniu, by służyć, bo bardzo mi się to podobało. W IV klasie podstawówki po raz pierwszy obejrzałem film „Wejście smoka” z Bruce’em Lee i to mnie bardzo zafascynowało. Tata zapisał mnie na treningi sportów walki i im byłem starszy, tym te sporty bardziej mnie pochłaniały. W kościele służyłem już tylko w niedzielę – mówi. Jako 15-latek pierwszy raz stanął na bramce w dyskotece. Zaczął pracować na imprezach masowych. – Dzień swojego życia, zamiast od modlitwy, zaczynałem od rozpisania treningu i diety danego dnia. Trzymałem brudne pieniądze w swoich rękach, bo szybko i łatwo je zdobywałem. Potrafiłem wziąć taksówkę z Gubina i pojechać do Zielonej Góry na zakupy w markowym sklepie. Pieniądze miały dla mnie wtedy duże znaczenie – mówi Piotr.

– Pierwsze moje nawrócenie, do którego, jak dziś sądzę, nie dojrzałem, miało miejsce w szkole średniej, podczas spotkania modlitewnego, na które pojechałem razem z ks. Arturem Godnarskim. Wtedy też zetknąłem się po raz pierwszy ze szkołą nowej ewangelizacji. Przeżyłem Kurs Filip, później Kurs Paweł, gdzie spotkałem żywego Boga. W 1996 roku byłem też na spotkaniu z charyzmatykiem o. Tardifem. Wydawało mi się, że mam wszystko i jestem bardzo blisko Boga, ale wystarczył jeden moment, w którym wszystko się zmieniło – podjąłem pracę jako ochroniarz w agencji towarzyskiej. Zainteresował się też siłownią i sportem żużlowym. Założył w Gubinie fan club Falubazu. Niestety hobby przerodziło się w fanatyzm. Chodząc na siłownię, zaczął sięgać po nielegalne środki, bo chciał być „duży” jak koledzy.

– Kiedyś podczas pracy w dyskotece koledzy zauważyli, że lubię się bić. Trafiłem do grupy ludzi, którzy jeździli na tzw. ustawki. Mecze nie były już ważne, jeździłem tylko po to, żeby szukać rozróby – opowiada. – Rządziła mną adrenalina. Psychologia tłumu działa na takich meczach. Lubiłem się bić, nie odrzucał mnie widok krwi. Nie bałem się uderzyć i zostać uderzonym. Piotr zaczął również nadużywać alkoholu. Spożywał go często do utraty świadomości, bo nie miał umiaru. Problem z nałogiem trwał przez wiele lat.

Powrót przez miłość

Trwało również podwójne życie, które ciągle prowadził – bił się na stadionach i służył przy ołtarzu. – W 2011 roku na Mszy św. pojawiła się nowa schola w naszym kościele. Tam poznałem fajną dziewczynę, która dziś jest moją żoną. Renia na nowo zaczęła mi pokazywać Boga. On trafił do mnie właśnie przez miłość. Moje nawrócenie nie odbyło się jednak nagle. Miałem jeszcze momenty słabości. Znałem już Renię, ale mimo to pojechałem na derby do Gorzowa Wlkp. Po bijatyce trafiłem na 48 godzin do aresztu. Tam przed oczami przeleciało mi całe moje życie. Dostałem zakaz stadionowy i zrozumiałem, że muszę z tym skończyć – mówi Piotr. – Dziś wiem, że to było działanie Boga. Po tym wydarzeniu przeżyłem swój kolejny Kurs Filip i rekolekcje młodzieżowe, już jako prowadzący. Pojechaliśmy też z Renią na rekolekcje z Jamesem Manjackalem do Koszalina. To był przełomowy moment w moim życiu. Takie drugie, ale już pełne nawrócenie.

To była dobra decyzja

Życie Renaty – podobnie, jak Piotra – naznaczone zostało doświadczeniem. Chociaż pochodziła z rodziny bardzo wierzącej i od dziecka była w oazie, formowała się i wzrastała w Kościele oraz studiowała teologię, jej relacje z Panem Bogiem nie zawsze były dobre. – Na studiach poznałam chłopaka, zaangażowałam się emocjonalnie w związek, który nie powinien był się wydarzyć. Uczyłam już wtedy katechezy i ewangelizowałam na Przystanku Jezus, ale żyłam inaczej. Nie chciałam, by tak było, chciałam z tym zerwać, ale nie dawałam rady. Po dwóch latach Pan Bóg, posługując się moimi przyjaciółmi, pomógł mi zakończyć tę relację, wbrew samej sobie. Dzisiaj wiele osób wybrałoby miłość, a odrzuciło Boga. Gdybym zdecydowała się na pozostanie z tym chłopakiem, musiałabym odejść z Kościoła. Wybrałam Boga na nowo, bo wiedziałam, że bez Niego moje życie nie miałoby sensu. To pokazało mi, jak słabym jestem człowiekiem. Dziś wiem, że to była dobra decyzja – wyznaje Renata. – Mam męża i córkę, uczę religii w gimnazjum i uwielbiam swoją pracę. Gubin to specyficzny teren – m.in. ubóstwo i granica, które wpływają na poziom społeczny i religijny. Wielu nauczycieli boi się gimnazjum, ale ja się w tej szkole realizuję. Żeby dotrzeć do uczniów, trzeba być autentycznym, ale i posługiwać się takimi środkami, jak muzyka czy teatr. Młodzież wie, że może przyjść i ze mną porozmawiać. Cieszę się z tej pracy. To jest moje powołanie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg