Z miłości

Elisa Lardani zmarła po porodzie. Osierociła czworo dzieci. W trumnie leżała w białej sukni. „To dzień zaślubin mojej żony z Jezusem” – mówił Luca Marchi, trzymając kilkudniową Magdalenę na rękach.

Czarne, duże oczy, lśniący uśmiech. Elisa całuje główkę właśnie urodzonej Magdaleny. To jedyne kilka sekund, jakie dziewczynka spędza w ramionach mamy. Ten moment uwiecznił na zdjęciu tata. Nie przypuszczał, że znajdzie się ono na pierwszych stronach gazet. Madzię odebrano mamie – dziewczynka zaczęła tracić przytomność, a jej mama mocno krwawić. Na oddziale położniczym szpitala Santa Maria della Stella w Orvieto rozegrał się dramat, którego nikt się nie spodziewał. Niemowlę uratowano – mimo że serce dziewczynki stanęło na 10 minut. Jej mama nie przeżyła krwotoku. Miała 37 lat.

„Oddała życie za dziecko. Nie ma większej miłości – powiedział rok po śmierci Elisy bp Benedetto Tuzia, ordynariusz diecezji Orvieto-Todi. – Elisa Lardani i jej mąż są dzisiaj dla nas drogowskazem. Gotowi na wszystko dla Pana i z miłości”. W szpitalu Santa Maria della Stella między oddziałami ginekologii i kardiologii biskup poświęcił właśnie salę im. Elisy Lardani-Marchi. Powstało też założone przez jej męża stowarzyszenie „Corpo dato per amore” (Ciało oddane z miłości). Dzięki niemu wiele matek odstąpiło od aborcji, posklejało się sporo małżeństw.

Ciepły strumień

Poznali się w 1997 r. w Paryżu. Byli wolontariuszami na Światowych Dniach Młodzieży. – To nie było zakochanie od pierwszego wejrzenia. Spędzaliśmy czas na rozmowach jak przyjaciele. Potem spotkaliśmy się w Orvieto. Grałem na perkusji w zespole z bratem Elisy. On nie miał czasu na próby, więc Elisa oprowadzała mnie po zakątkach miasta. Ale zaiskrzyło dopiero w kościele – opowiada Luca w rozmowie z agencją Zenit w rocznicę śmierci żony. – Byliśmy na ślubach jej przyjaciółki w jednym z zakonów klauzurowych. W czasie Mszy św. delikatnie dotknąłem dłoni Elisy. Ona – do czego przyznała się dopiero po latach – poczuła wtedy wewnętrzne ciepło, jakby strumień. Dla niej był to znak od Boga, że jesteśmy dla siebie przeznaczeni.

W 2001 r. Elisa i Luca zaręczają się i angażują w charyzmatycznej wspólnocie u franciszkanów w Santa Maria degli Angeli. – Zobowiązaliśmy się do narzeczeństwa w czystości, formowaliśmy się, czytając razem Katechizm Kościoła Katolickiego. Chcieliśmy żyć w posłuszeństwie Kościołowi i dobrze zrozumieć, czym jest powołanie do małżeństwa.

W 2003 r. w parafii San Giuseppe w Orvieto narzeczeni składają przysięgę małżeńską. – To była prosta ceremonia z udziałem 100 gości. W odróżnieniu od pogrzebu Elisy, na który przyszło ponad 2 tys. osób. Kiedy spojrzałem na to morze ludzi w katedrze w Orvieto, nie potrafiłem wycisnąć z siebie słowa – kończy Luca. Spojrzał wtedy na leżącą w otwartej trumnie Elisę. Miała na sobie białą suknię ślubną. „To jest dzień zaślubin Elisy z Jezusem, naszym prawdziwym Oblubieńcem” – mówił w katedrze, trzymając na rękach Magdalenkę.

– Elisa chciała być świętą. Jako mama, żona, terapeutka. Była głęboko zakochana w Jezusie – podkreśla z powagą Luca. – Chciała, byśmy nie zamykali się w naszym kręgu, ale byśmy dawali siebie, jako rodzina, innym.

I tak do stołu Elisa często zaprasza uboższe rodziny z okolicy, z parafii. Świetnie zresztą gotuje. W Orvieto znane są jej karczochy po żydowsku. Luca i Elisa dwa razy w miesiącu odwiedzają więzienie. Nawet kiedy Elisa jest w ciąży. Grają i śpiewają w czasie Mszy św., rozmawiają z osadzonymi. Niektórzy – skazani za kradzież, prostytucję czy byli narkomani – potem na przepustce odwiedzają dom Marchich. – Moi synowie chętnie oglądali z nimi filmy – wspomina Luca. – Jeden z więźniów od 13 lat odsiadywał wyrok za morderstwo. Ale widzieliśmy, że w sercu był dobry, nawracał się. Zawsze razem modliliśmy się. Nasze dzieci naturalnie podchodziły do tego. Bo Jezus tych ludzi kocha tak samo jak nas.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg