Ludzi ulicy przybywa

Klatkowcy, altankowcy, śmietnikowcy, kanalarze – to potoczne określenia bezdomnych. W Lublinie jest ich około 600, co trzeci z nich korzysta z pomocy Centrum Wolontariatu.

14 lat temu pierwszy raz pojechali na dworzec PKP, by zawieźć bezdomnym gorącą herbatę i kanapki. Była zima, na dworze mróz. Dworcowa poczekalnia wydawała się idealna na ogrzanie, choć spać tam się nie dało, bo sokiści wyrzucali.

– To wtedy zaczęliśmy myśleć o jakimś miejscu w tamtej okolicy, gdzie bezdomni mogliby się ogrzać, napić gorącej herbaty. Wielu z nich pozostawało pod wpływem alkoholu, więc nie mieli szans na zgłoszenie się do schroniska, gdzie wymagana jest trzeźwość. Z czasem przychodzili do nas nie tylko na herbatę, zupę czy po ubrania, ale by porozmawiać. To był mały krok w kierunku zmiany dotychczasowego życia – mówi ks. Mieczysław Puzewicz, pomysłodawca Gorącego Patrolu, jak nazwano grupę wolontariuszy jeżdżących do bezdomnych.

Strach przed identyfikacją

Wolontariusze nie stawiali bezdomnym wymagań. – To była nasza odpowiedź na papieski apel o wyobraźnię miłosierdzia – mówi ks. Mietek. Każdy, kto przychodził, otrzymywał coś do picia czy jedzenia oraz drobną pomoc medyczną w postaci opatrunków czy tabletki przeciwbólowej.

– Chodzi o to, by być z tymi ludźmi, by przywrócić im godność, którą utracili. Każdy z nich ma za sobą jakąś trudną historię, najczęściej więzienie, i towarzyszy mu strach przed pójściem do lekarza, wyrobieniem dokumentów, zatrudnieniem. Każde z tych miejsc może sprawić, że bezdomny zostanie jakoś zapisany, a on tego nie chce. Część z nich ma wyroki w zawieszeniu, pozostaje w różnych konfliktach i nie chce zostać zidentyfikowana. Trzeba naprawdę długiego czasu, by ktoś zachciał to zmienić – mówi Artur Radziszewski, koordynator prac Gorącego Patrolu.

Tegoroczny dyżur patrolowy zakończył się 1 czerwca. Na początku wakacji wydany został specjalny raport podsumowujący działania wolontariuszy.

Kategorie ulicy

Pracując z bezdomnymi, wolontariusze uczyli się ich świata. Okazało się, że nie jest to jednolita grupa. – Bezdomni w Lublinie dzielą się na kilka kategorii – wyjaśnia ks. Mietek Puzewicz. Jedni z nich to klatkowcy, czyli osoby, które nauczyły się wchodzić na klatki schodowe bloków, zwłaszcza zimą, gdzie na półpiętrach przy grzejnikach spędzają noc. Kolejni to altankowcy, którzy w zadziwiająco pomysłowy sposób adaptują altanki na ogródkach działkowych i spędzają tam zimę. Są też śmietnikowcy, którzy nawet pośród kontenerów z odpadkami rozkładają jakieś stare kołdry i nocują. Kanalarze mieszkają w kanałach ciepłowniczych. Są także meliniarze, którzy noce spędzają na melinach. Tu jednak „biletem wstępu” jest alkohol lub papierosy.

Wielu bezdomnych zajmuje także pustostany, urządzając sobie w nich lokum. – Odwiedzaliśmy wiele takich miejsc, zawożąc ludziom ciepłe ubrania, jedzenie, kołdry czy koce. Zawsze, gdy wchodzę do takiego lokum, jestem pod wrażeniem pomysłowości ludzkiej, dzięki której są w stanie przetrwać na ulicy – mówi ks. Mieczysław.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg