Beata i Stanisław doświadczyli, że z Panem Bogiem wszystko jest możliwe.
Beata i Stanisław doświadczyli, że z Panem Bogiem wszystko jest możliwe.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Myśleli, że to koniec ich rodziny, ale Bóg miał swój plan

Brak komentarzy: 0

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

GOSC.PL

publikacja 29.07.2021 10:15

Historia ich wspólnego życia wiodła krętymi ścieżkami. Gdyby nie spotkali Jezusa, pewnie dziś nie byliby razem. Beata i Stanisław Hołowieccy mówią wprost, że bez Bożej pomocy alkohol pokonałby ich rodzinę.

I Bóg działał. Stanisław zaczął zdawać sobie sprawę ze swojej słabości i grzeszności. Próbował szukać ratunku i nieustannie do Pana Boga wołał. Katechista ze wspólnoty powiedział mu, żeby jak najczęściej modlił się przed Najświętszym Sakramentem i przystępował do sakramentu pojednania. Jak trzeba, to nawet codziennie. 

– Kiedy stajesz przed Panem, to jakbyś był na słońcu. Nie musisz nic robić, a ono i tak opala ci skórę – tłumaczył. – Chodziłem więc na adorację do różnych kościołów w Lublinie i wołałem „Panie Jezu Chryste, ulituj się nade mną, grzesznikiem!”. Pamiętam, jak kiedyś poszedłem się modlić do pustego kościoła i w rozpaczy wołałem, by Pan pokazał mi, co mam robić. W pewnym momencie usiedli przede mną jacyś ludzie. Rozpoznałem w nich moich znajomych z AA. Odkąd zacząłem chodzić do kościoła, odrzuciłem zasady AA. Zrozumiałem wtedy, że muszę tam wrócić i pojednać się z moją historią. To był bardzo ważny krok do trzeźwości. Potem pojechałem z nimi do Częstochowy. Tam przed obrazem Matki Bożej poczułem, jakby strzała przeszyła moje serce i usłyszałem w duszy głos „synu odpuszczają ci się twoje grzechy”. Płakałem jak dziecko – mówi.

Kiedy Beata i Stanisław weszli do wspólnoty neokatechumenalnej, spodziewali się przede wszystkim pomocy w walce z chorobą alkoholową. Okazało się jednak, że dostali dużo więcej.

– Dziś wiemy, że potrzebowaliśmy kogoś, kto uwolniłby nas z naszych lęków i grzechów, a nie wiedzieliśmy, że taką moc ma Chrystus, i że może On działać dzisiaj w naszym życiu. Myśleliśmy, że Kościół jest tylko dla pobożnych. Tymczasem na katechezach dowiedzieliśmy się, że Kościół jest przede wszystkim dla nas grzeszników i że Jezus zmartwychwstały pokonał wszelkie ciemności i daje nam światło na dalsze życie. Dla nas to było odkrycie i rewolucja – mówią małżonkowie.

ich życie zaczęło się zmieniać. Każdego dnia uczyli się zaufania Bożej Opatrzności i doświadczali, jak Pan Bóg ich prowadzi.

– Kiedy nasza młodsza córka miała 8 lat, żona zaszła w ciążę. Miało się urodzić nasze trzecie dziecko. Wcześniej przez wiele lat byłem przeciwnikiem rodzin wielodzietnych. Śmiałem się z takich ludzi i mówiłem o nich „dziecioroby”, nie rozumiałem, jaką wartość ma życie. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że sam będę miał ośmioro dzieci, wyśmiałbym go. Dziś oboje z żoną wiemy, że dzieci to nasz skarb. Nic z tej ziemi nie zabierzemy ze sobą do życia wiecznego, ale kiedyś z nami będą tam nasze dzieci.

– Nie znaczy to wcale, że jesteśmy już tacy święci – dodaje Beata. – Dalej potrzebujemy nawrócenia. Wciąż się kłócimy, mamy swoje problemy, zupełnie inaczej je jednak rozwiązujemy. Nasze dzieci wiedzą, że nawet jeśli w domu wybucha awantura, to rodzice się pogodzą, a jeśli jesteśmy oporni, to same nas do zgody zachęcają.

Beata i Stanisław nie przestają Bogu dziękować za wszystko co się w ich życiu wydarzyło. Wiedzą, że gdyby ich historia nie była trudna, może nigdy by Pana Boga nie spotkali. To jacy są dzisiaj, to nie ich zasługa, ale łaska.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..