Kościół zapomniał o małżeństwie 30-40 lat temu. wówczas zamiast tworzyć duszpasterstwa dla drugich związków po rozwodzie i znosić kary za bigamię należało intensywnie rozwijać duszpasterstwa dla katolickich małżeństw. A teraz - po AL - jest jeszcze gorzej, bo nie ma już żadnej bariery chroniącej małżeństwa przed rozpadem. Tylko czy widzą to biskupi, którzy pracują nad "towarzyszeniem" cudzołożnikom, zamiast nad nawracaniem grzeszników?
Czy to jest wina biskupów, że wielu katolików lekceważy swoje dane małżonkowi słowo, że wielu wybiera życie jak poganie, czy też że zbyt wiele małżeństw sakramentalnych jest zawieranych przez pogan ? I czy winą biskupów jest że w wielu rodzinach kontestuje się wychowanie w wierze, albo co gorsza rodzice są hipokrytami bo mówiąc swym dzieciom o wierze żyją jak poganie.
Jestem przekonany, że w małżeństwach żyjących na co dzień wiarą, gdzie oboje małżonkowie są rzeczywiście (a nie na pokaz) wierzącymi praktykującymi katolikami do rozwodów nie dochodzi.
Jest to wina zmienionego nauczania Kościoła na temat małżeństwa, gdyż od ok. 30 lat zaczęto coraz przychylniej traktować drugie związki po rozwodzie i usprawiedliwiać je "ważnymi powodami”. W jaki sposób można ratować małżeństwa w kryzysie, jeśli każdy katolik doskonale wie, że w drugim związku można żyć, a nawet nie wolno z nim zerwać, jeśli pojawią się te “ważne powody” np. dzieci? Pozmieniano priorytety i teraz ważniejsze od nierozerwalności i zakazu ponownych związków jest "wychowanie dzieci" z cudzołóstwa? Zaden małżonek żyjący w kolejnym zwiazku nie wróci do małżeństwa, gdy się mu głosi, że jest usprawiedliwiony, a nawet, ze powrót byłby kolejnym grzechem(!), bo ucierpiałyby dzieci. A gdy dzieci dorosną to pojawiają się inne "ważne powody", czyli np. wspólny dom z partnerem, opieka nad partnerem, itp. W ten sposób do śmierci można żyć w kolejnym związku i nigdy się nie rozstać - czyli nie nawrócić I być “usprawiedliwonym” - zgodnie z adhortacją Jana Pawła II.
@Gość "W ten sposób do śmierci można żyć w kolejnym związku i nigdy się nie rozstać " - pytanie co będzie po śmierci? Natomiast sednem problemu nie jest sytuacja rozwiedzionych, ale brak wiary małżonków czy to przy samym już ślubowaniu, czy później przy rozwodzie.
pytasz TomaszuL "co będzie po śmierci"? A więc skoro Kosciół dopuszcza takie życie i nie nakazuje się rozstać, ale usprawiedliwia trwanie w kolejnym związku z "ważnych przyczyn" to znaczy, że bierze odpowiedzialność za tych ludzi i pozwala im żyć w przekonaniu, że będą zbawieni.. Czy na pewno? Zwykli ludzie mają prawo wierzyć w to co głoszą pasterze. Ale Pan Bóg każdego rozliczy na Sądzie, a tych którym więcej dano, będzie sądził surowiej.
Powinnością Kościoła jako wspólnoty winno być zarówno przygotowanie młodych ludzi do życia w małżeństwie, ale też dyskretne towarzyszenie małżonkom. Na co dzień, a nie od jakiejś akcji. I nie podoba mi się próba "przejmowania" pogańskich "świat" jakim są walentynki. Poganie niech sobie "świętują", a my przez 365(6) dni w roku bądźmy z małżonkami w ich drodze ku świętości. Dobrze, aby przy parafiach działały poradnie życia rodzinnego, dyżurowali specjaliści, aby w sytuacji kryzysów był ktoś kto pomoże, doradzi. Dobrze by było, aby księża poruszali tematy małżeństwa katolickich przy okazji homilii, dobrze by było, aby dla każdej parafii jubileusze małżeńskie były czasem wspólnej modlitwy.
Dobrze by było żebyś pomógł przy wnukach czasem żeby ich rodzice czasem odetchnęli i spędzili razem czas w spokoju - zamiast wysiadywać godzinami na forach katolickich internetowych i wklepywać klawiaturą te swoje banały .
"Dobrze by było żebyś pomógł przy wnukach" - o czym piszesz? "amiast wysiadywać godzinami na forach katolickich internetowych i wklepywać klawiaturą te swoje banały" - znów ad personam - czyli znów zero argumentów merytorycznych. I po co to piszesz?
I czy winą biskupów jest że w wielu rodzinach kontestuje się wychowanie w wierze, albo co gorsza rodzice są hipokrytami bo mówiąc swym dzieciom o wierze żyją jak poganie.
Jestem przekonany, że w małżeństwach żyjących na co dzień wiarą, gdzie oboje małżonkowie są rzeczywiście (a nie na pokaz) wierzącymi praktykującymi katolikami do rozwodów nie dochodzi.
Natomiast sednem problemu nie jest sytuacja rozwiedzionych, ale brak wiary małżonków czy to przy samym już ślubowaniu, czy później przy rozwodzie.
Powinnością Kościoła jako wspólnoty winno być zarówno przygotowanie młodych ludzi do życia w małżeństwie, ale też dyskretne towarzyszenie małżonkom. Na co dzień, a nie od jakiejś akcji.
I nie podoba mi się próba "przejmowania" pogańskich "świat" jakim są walentynki. Poganie niech sobie "świętują", a my przez 365(6) dni w roku bądźmy z małżonkami w ich drodze ku świętości.
Dobrze, aby przy parafiach działały poradnie życia rodzinnego, dyżurowali specjaliści, aby w sytuacji kryzysów był ktoś kto pomoże, doradzi. Dobrze by było, aby księża poruszali tematy małżeństwa katolickich przy okazji homilii, dobrze by było, aby dla każdej parafii jubileusze małżeńskie były czasem wspólnej modlitwy.
"amiast wysiadywać godzinami na forach katolickich internetowych i wklepywać klawiaturą te swoje banały" - znów ad personam - czyli znów zero argumentów merytorycznych. I po co to piszesz?