publikacja 03.03.2012 07:00
- Choć mamy sporo pracy, siostra zmusza nas do tego, żeby zasiąść z dziećmi. Muszę powiedzieć, że cała rodzina na tym zyskała – mówi Agata Zorn z Rumi, mama Grzesia i Kasi.
- Ksiądz z „Gościa" chciał zobaczyć nasz kościół? O, tak wygląda... ks. Sławomir Czalej/ GN
Model drewniany, model duchowy
Zanim dzieci zaczęły budować (dobrowolnie!) model kościoła, rodzice dostawali fragment Pisma Świętego do przeczytania i omówienia w domu. Karteczkę ze świętą sentencją można było otrzymać po krótkiej modlitwie w kaplicy. Jest to centralne miejsce, tuż obok sali gimnastycznej, z której korzystają przedszkolaki i uczniowie podstawówki. Dzieci uczą się bowiem pod jednym dachem, a drogę do kaplicy wyznacza międzynarodowy znak, czyli… małe stópki przyklejone do podłogi.
– Pomysły mamy różne. W zeszłym roku były to anioły, a na Wielkanoc robiliśmy jajka z balonów – mówi nieco tajemniczo dyrektor przedszkola s. Anna Pytka, salezjanka. W tym roku pomysł zrodził się pod wpływem hasła roku duszpasterskiego: „Kościół naszym domem”, ale i z pewnego doświadczenia. – Razem z siostrą Anną myślałyśmy, gdzie te dzieci mają się nauczyć o kościele. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy rodzice są zaganiani i na nic nie mają czasu – dopowiada Anna Bialik, wicedyrektor. Karteczki z sentencjami były cegiełkami, które dzieci umieszczały na swoich modelach. Fragment z Ewangelii św. Mateusza, żeby dom budować na skale, a nie na piasku, nie nastręczał rodzicom trudności przy rozmowie. Ale były też cegiełki trudniejsze. No bo jak maluchowi wyjaśnić krótkie zawołanie z Ewangelii Markowej: „Czuwajcie!”. – Trzeba to było przemyśleć samemu. Przy czymś takim formuje się wiarę nie tylko dzieci, ale i rodziców – zamyśla się mama maluchów.
Katarzyna Leszczyńska i jej trzech „archaniołów” ... ks. Sławomir Czalej/ GN
Salezjańskie szkoły w Rumi mają już swoją renomę. Jak mawiają w mieście, dostać się tu też nie jest łatwo. Niby takie same, jak placówki świeckie, a różni je wszystko. Nie żeby ktoś chciał tu kogoś do czegoś zmuszać, chociaż modlitwa w kaplicy jest obowiązkowa. – Mnie bardzo zależało. Widać przecież, w jakim kierunku idzie świat, a ja chciałabym, żeby dzieci miały korzenie – mówi pani Agata. Zdarza się jednak i tak, że posyłane są tu dzieci, których rodzice raczej się Panu Bogu nie naprzykrzają. – To widać podczas katechezy. Takie dziecko nie ma pojęcia, o czym się mówi – wyjaśnia siostra.
Zbudowane przez dzieci – czytaj: rodziny – modele są imponujące. – My przynieśliśmy tylko zdjęcie, bo kościół z klocków zbudowaliśmy w domu – cieszy się Katarzyna Leszczyńska, mama trzech „archaniołów”: Michała (6 lat), Rafała (3 lata) i rocznego Gabriela. Klocki były drewniane, ale figurki w środku pochodziły już ze skarbów maluchów. Od tych z klocków Lego, po postaci rodem z kinder-niespodzianek. – Podczas rozstrzygania konkursu, wszystkie dzieci zajęły pierwsze miejsce – śmieje się A. Bialik. Na 110 maluchów powstało 66 prac, a wykonali je członkowie około 90 rodzin. Czyli większość. – O, ten właśnie kościół zrobiła rodzina, która… hmm, no nie angażuje się za bardzo w życie Kościoła. Sama mama się zapaliła i zrobili piękny model w kształcie… swojego domu – zamyśla się s. Anna.
Co dalej z modelami? Tu opinie są podzielone. Były pomysły, żeby dzieci zabrały je do domu, ale rodzice zastanawiali się, czy nie warto by zrobić wystawy w kościele. Albo obdarować te parafie, których modele wykonano. Łatwo się domyślić, że większość zostałaby w Rumi, a jeden dałoby się nawet łatwo rozpoznać: kościół Podwyższenia Krzyża Świętego. – Jest dla nas tajemnicą, ile z tego wszystkiego pozostało w samych dzieciach – mówi Iwona Gawryś, wychowawca.
Dzieci podchodzą do swoich budowli, żeby pokazać je księdzu z gazety. Za chwilę śpiewają: „Kościół to nie tylko dom z kamieni i złota….”. Śpiewają… delikatnie. Aż figurki w modelach się przewracają.