– Nie widziałam tkanki, tylko twarz dziecka – kiedy pielęgniarka pracująca w klinice aborcyjnej wypowiedziała te słowa, po twarzach wielu widzów spłynęły łzy.
To film, który ze względu na stosunek liczby wytłoczonych kopii do liczby widzów znalazł się na trzecim miejscu w amerykańskim box office – mówi o „October Baby” Norbert Ślenzok ze Stowarzyszenia „KoLiber”. – Nasze stowarzyszenie postanowiło pokazać go szerszej publiczności. Niestety, żadna z polskich firm nie podjęła się jego dystrybucji w kraju – zauważył z żalem. – Pewnie dlatego, że jest ch... – skomentowała niecenzuralnie nastolatka, która siedziała obok podczas projekcji. Godzinę później płakała razem z innymi.
Znak od Boga
Mało kto pozostał obojętny wobec historii 19-letniej Hannah, zainspirowanej życiem Gianny Jessen, która przeżyła własną aborcję dokonaną w siódmym miesiącu ciąży z użyciem roztworu soli. Bohaterka filmu także jest dzieckiem, które urodziło się w wyniku nieudanego zabiegu aborcji. Jak sama mówi, nie powinno jej być. Właśnie po to, by się dowiedzieć czegoś o sobie, postanawia wyruszyć w podróż i odszukać swoją matkę. Kiedy pielęgniarka opowiadała Hannah o szczegółach zabiegu i o tym, jak jej brat walczył o życie, mimo że aborter urwał mu rękę, w sali panowała cisza. A później słychać było tylko szelest chusteczek. Drugą taką chwilą, kiedy każdy z napięciem wysłuchiwał słów płynących z ekranu, było świadectwo aktorki, która w filmie wcieliła się w rolę biologicznej matki. Shari Wiedmann nigdy nie powiedziała głośno o tym, że jako młoda dziewczyna sama dokonała aborcji. Kiedy bracia Erwinowie, którzy wyreżyserowali film, zwrócili się do niej z prośbą o to, by zagrała w filmie, uznała, że jest to znak od Boga. – Ten film mnie uzdrowił – powiedziała ze łzami w oczach.
Człowiek, a nie tkanka
Po projekcji widzowie zostali zaproszeni do dyskusji. – Wiadomo, że życie nie jest takie proste, że tu musiał nastąpić ten amerykański happy end – powiedział dr Marek Wójtowicz, wykładowca na Wydziale Teologicznym UŚ. – Jednak z tego filmu płynie jedno proste przesłanie: „Wystarczy mówić prawdę i kochać małe dzieci”. Widzowie byli zgodni, że wszystkie sytuacje, które w efekcie doprowadzają do aborcji, są wynikiem braku miłości. – Już Fromm mówił o tym, że wkładamy wiele wysiłku w mówienie o wielu sprawach, ale nie uczymy, jak kochać – zauważyła dr Mariola Kozubek, wykładowca na Wydziale Teologicznym UŚ. Jak mówiła dr Leokadia Szymczyk z Górnośląskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, w kontekście „October Baby” należy mówić również o syndromie ocaleńca, z jakim często musi się zmagać dziecko. – O tym nie mówi się głośno w mediach, rozmawiając o aborcji. A trzeba uświadomić społeczeństwu, że radosne przyjęcie nowego życia, traktowanie go od początku jako człowieka, a nie żywą tkankę, ma ogromne znaczenie dla jego przyszłego życia – przekonywała.
Uczestnicy dyskusji dzielili się świadectwami swojego życia. Jedna ze studentek opowiedziała o doświadczeniu macierzyństwa. – Moje dzieci od poczęcia były chciane, planowane. I widzę, że to wpłynęło na ich zachowanie – są spokojniejsze, dobrze śpią w nocy. W rodzinach, które obserwowałam, gdzie dzieci pojawiały się niespodziewanie, a matki w trakcie ciąży dużo się denerwowały, potomstwo było bardziej nerwowe, źle spało, zwłaszcza w nocy – opowiadała o swoich spostrzeżeniach. Stowarzyszenie „KoLiber” zorganizowało projekcje filmu w całej Polsce. W naszej archidiecezji pokazy wspierał Zakład Nauk o Rodzinie WTL UŚ.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.