- Często mężczyźni mówią już na samym początku: „Ale ja i tak nie nauczę się tańczyć”. A ja pytam: „A kto panu to powiedział?”. Nad wszystkim można pracować - przekonuje nauczyciel tańca Dominika Górska-Jabłońska.
Nie ma ludzi, którzy nie słyszą muzyki i mają tylko dwie lewe nogi. Skoro mówisz, że nie umiesz tańczyć, to znaczy, że jeszcze nie umiesz – uważa Dominika Górska-Jabłońska, nauczyciel tańca, organizatorka turniejów i szefowa Szkoły Tańca „Gracja” w Zielonej Górze. Zaczyna się oczywiście od kroków, ale to nie wszystko. – Mężczyzna musi sobie uświadomić, że on tu rządzi, a kobieta ma się poddać w tańcu partnerowi i wtedy para ma szansę zaistnieć. Przy tym wszystkim nauka kroków to drobiazg – dodaje.
Kilometry przetańczonego parkietu
Taniec wyssała z mlekiem matki. – Moja mama założyła szkołę tańca, w której z siostrą tańczyłyśmy od dziecka, a na poważnie od 7. roku życia. Moja mama Alicja była jedną z prekursorek dziecięcego tańca towarzyskiego w Polsce. Współtworzyła przepisy i zasady współzawodnictwa wśród najmłodszych oraz pierwsze formacje dziecięce – opowiada Dominika Górska-Jabłońska. Z czasem rozpoczęła indywidualną karierę sportową, poprzez kategorie dziecięce, juniorów, aż do par dorosłych. – Jako nastolatka doszłam do mistrzowskiej klasy S w obu stylach. To najwyższy stopień sportowy w tańcu towarzyskim – mówi pani Dominika. – Do dziś przeszłam wiele tanecznych szczebli. Najpierw jako tancerka, później sędzia, skrutiner i prowadzący turnieje – dodaje.
Tańczyć można zacząć w każdym wieku. – W naszej szkole tańczą niejednokrotnie trzy pokolenia. Najmłodsi mają cztery lata, a najstarsi ponad 60 lat – zapewnia nauczycielka tańca. – Jedni tańczą sportowo, a inni rekreacyjnie. Wśród tych ostatnich jest wiele małżeństw z mniejszym lub większym stażem. Szukają czegoś, co mogliby robić razem, a taniec to idealna forma – zauważa instruktorka. – Często przychodzą też i mówią: „Chcę zrobić prezent żonie”, „A bo mąż mi kiedyś obiecał”, „Chcemy przygotować pierwszy taniec na wesele”. Powody są różne, ale często jak już przyjdą, to zostają na lata. Czasami żartuję, że w kursach tańca najmniej chodzi o taniec, bo to bywają troszkę takie terapie małżeńskie – dodaje z uśmiechem. Zdecydowanie taniec sprzyja wiązaniu ludzi ze sobą. – Mój mąż nie jest zawodowcem, ale najbardziej to właśnie z nim lubię tańczyć na weselach, balach czy po prostu na imprezach. Dla partnerki najważniejsze jest to, żeby czuła się zaoopiekowana prawym ramieniem mężczyzny i już. Bez cudowania, milionów obrotów i kombinacji alpejskich. Taniec jest przede wszystkim intymną sprawą i dlatego właśnie warto tańczyć z własnym mężem – zauważa Dominika, która z mężem Piotrem należy do kręgu Domowego Kościoła.
To naprawdę łączy
Niektórych taniec nawet połączył. Tak było w przypadku Alicji i Dariusza Podgajnych. – Poznaliśmy się na kursie tańca. Tam zaczęła się nasza nauka tańca i... nauka bycia ze sobą razem – uśmiecha się pani Alicja. – Wciąż tańczymy, bo fascynuje nas połączenie możliwości wspólnego spędzania czasu, w sympatycznym towarzystwie, przy muzyce i w ruchu. Poza tym zapewne każda pani marzy, by poczuć się jak księżniczka w ramionach swojego księcia – dorzuca z uśmiechem pan Dariusz. Taniec to dla nich najpiękniejsze hobby. – Zaczęliśmy tańczyć już w okolicach czterdziestki i okazało się, że można w tańcu znaleźć wiele recept na codzienne troski i problemy. Od pewnego czasu jesteśmy parą sportową, jednak w tej chwili zdrowie nie pozwala intensywnie się szkolić – tłumaczą małżonkowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |