Nikt nigdy nie czytał im bajek – muszą się tego nauczyć.
Grażyna i Wojciech Frankowiczowie – ona nauczycielka w poprawczakowej szkole, on jej dyrektor – kiedy zaproponowali chłopakom teatrzyk cieni, wiedzieli, że to może boleć.
Życie bez „Lokomotywy”
Urodzili się, bo nie było wyjścia. Czasami dla „becikowego”, czasami z przyzwoitości, czasami dla zabawy albo na złość wszystkim wkoło. Bardzo szybko wywrócili świat matki, ewentualnie ojca, do góry nogami. A jeśli ktoś sobie tego nie życzy? Jeśli świat do góry nogami jest dla matki i ojca przykry i psuje im pomysł na życie? Jeśli przeszkadza w radości, w używaniu, w luzie albo „nicnierobieniu”? Wtedy dziecko jest wrogiem. Jeśli się go nie skrzywdzi, na pewno się je zaniedba. Nie ma spacerków. Nie ma pieszczot. Nie ma „poczytaj mi, mamo”. A co jest? Otchłań obowiązku życia. Muszę żyć – pomaga w pierwszych latach. Muszę sobie radzić – powtarza sobie pięciolatek. Muszę kombinować – przekonuje siebie „komunista”. Muszę kraść – wie dziesięciolatek. Muszę żyć – wraca u nastolatka, ale już ubrane w prawo do markowego ciucha, do zabawy, do normalności. A to kosztuje.
Życie bez granic
– Jeśli nikt nigdy nie nauczył cię, że wolność i miłość potrzebuje granic, to tego po prostu nie wiesz. To według tego po prostu nie myślisz, nie decydujesz, nie działasz. A to rodzi problemy. Gdy się konsekwencje problemów spiętrzą, przychodzi po ciebie policja. Masz skończone trzynaście lat, możesz stanąć przed sądem. Sąd nie widzi innego rozwiązania niż poprawczak. Jesteś skazany na resocjalizację. Trafiasz tutaj, do Świdnicy. Na początku jesteś zbuntowany albo zrezygnowany. Dopiero z czasem przyzwyczajasz się, poznajesz ludzi i możliwości. Trudno ci się do tego przyznać, ale cieszysz się, że masz, co jeść, że masz w kranie ciepłą wodę, że nie marzniesz, że komuś na tobie zależy, dlatego męczy cię, żebyś odrobił zadanie. Wszystko pięknie i ładnie, tylko – dlaczego dopiero teraz? – pytasz, a ja ci odpowiadam: To prawda, najbardziej tego wszystkiego potrzebowałeś, gdy byłeś niemowlęciem, gdy twoi koledzy szli do przedszkola, gdy trzeba było zaistnieć w gimnazjum. Stało się inaczej, ale to „inaczej” nie znaczy beznadziejnie – kończy swoją mowę powitalną poprawczakowy kapelan.
Życie bez zaległości
Na zajęciach z panią Dorotką, pedagog, cierpliwie malują kaczuszki z gipsu. Śliczne. A przed Bożym Narodzeniem ślęczą mozolnie nad aniołami o pyzatych buziach i skrzydłach, których pióra są ze sznurka. To prawdziwy hit. Są i tacy, którzy odkrywają wierszowane bajki. Nadrabiają zaległości z dzieciństwa? Trochę tak, ale przede wszystkim uspokajają serce. Wreszcie je poznali: Brzechwowe „Pali się”, „Wrona i ser” albo „Koziołeczek”. Poznali je nie jak dzieci. Tego nie da się już nadrobić. Poznali je jako nastolatki. Młodzi, którzy wiedzą coraz pewniej, że ich życie musi być inne od tego, co sami przeżyli. Przysięgają więc sobie, że będą kochać swoje żony i swoje dzieci. Przekonali się przecież, jak brak miłości poniża, krępuje i rani. Odważnie biorą do ręki „Moje ulubione bajki” i poddają się reżyserom: Grażynie i Wojciechowi Frankowiczom. A ci wiedzą już, jak z twardzieli wykrzesać iskierkę serdeczności i wrażliwości, bez których nie da się opowiedzieć niezwykłych historii tak, by porwały dzieci – widzów, by wprowadzić je w świat bajkowych perypetii. Udało się. Na sali panuje cisza. Karton-teatr przyjechał. Na scenie dzieje się wielka akcja, dzieci z otwartymi buziami śledzą cienie. Widzą wszystko, nie tylko oczami. Widzą całym sobą. Jak to możliwe? To przez poprawczakowych chłopaków, którzy kartonowym aktorom dali prawdziwe serca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |