To sztuka poruszania się w przestrzeni miejskiej. Ale nie chodzi o niedzielne spacery, ale o aktywne i wyczynowe pokonywanie przeszkód, jakich w miastach nie brakuje.
Ten sport ludzie uważają za niszową fanaberię – mówi Grzegorz Niecko z klubu Movement, w którym trenują gdańscy parkourowcy. – Ot, zbierze się grupka młodziaków i skaczą po murkach. Tymczasem to jest coś więcej. Naszym mottem jest „Być sprawnym, aby być użytecznym”. Nie wszyscy wiedzą, że parkour wywodzi się z armii i ze służb przeciwpożarowych, a jego pierwowzorem były popularne „małpie gaje”. My przenieśliśmy ten rodzaj treningu do miast – opowiada Grzegorz.
O tym, że to nie fanaberia a prawdziwy, wyczynowy sport, mogli się przekonać mieszkańcy Trójmiasta podczas odbywającego się przed tygodniem w Gdańsku Międzynarodowego Festiwalu Parkour. 120 parkourowców z Polski i z zagranicy trenowało przez kilka dni na hali AWFiS, a w niedzielę wszyscy zaprezentowali swoje umiejętności podczas specjalnego pokazu.
Skoro to prawdziwy sport, to są też prawdziwe treningi. – W naszym klubie trenują ludzie w różnym wieku – opowiada Grzegorz Niecko. – Przychodzą nastolatki, ale trafiają do nas także całe rodziny. Wszyscy trenują wspólnie, bo to sport dla każdego i w każdym wieku. Każdy trening poprzedza półgodzinna rozgrzewka, a potem ćwiczymy w zależności od umiejętności, na czterech stacjach. Każda z nich rozwija inne umiejętności, na przykład skoczność i zwinność albo zmysł równowagi – tłumaczy. Niestety, ten sport nie doczekał się jeszcze oficjalnego uznania ze strony Ministerstwa Sportu (być może wkrótce się to zmieni), dlatego nie ma licencjonowanych trenerów parkour. Szkoleniami zajmują się absolwenci uczelni sportowych, którzy przeszli dodatkowe szkolenia i sami trenują parkour.
Twórcy klubu Movement mają za to inne osiągnięcie. Dzięki ich staraniom jeszcze w tym roku powstanie w centrum Gdańska pierwszy polski parkourpark z prawdziwego zdarzenia. Ich pomysł poparła rada dzielnicy Śródmieście. Znalazł się też sponsor, którym jest firma budująca skateparki. – Staramy się zmienić wizerunek tego sportu, bo bliżej mu do gimnastyki artystycznej, takiej, jaką znamy z aren olimpijskich, niż do wolnej amerykanki – wyjaśnia Grzegorz Niecko. – I jestem dobrej myśli, bo w porównaniu z tym, jak było 9 lat temu, kiedy ja zaczynałem trenować, zrobiliśmy duży krok do przodu. Wtedy należałem do pierwszego pokolenia parkourowców w Polsce. Nie miałem trenerów, profesjonalnych przyrządów. Dziś to wszystko jest, a co najważniejsze, młodzi ludzie mogą zaczynać trenowanie w bezpiecznych warunkach pod okiem fachowców. Dzięki temu teraz początkujący w pół roku mogą osiągnąć rezultaty, do jakich ja dochodziłem latami, i widzę, że często dość szybko stają się lepsi ode mnie – podkreśla. Ten festiwal to połączenie zlotu sportowców i pokazu dla szerszej publiczności. Dzięki temu ludzie polubią i lepiej zrozumieją ideę parkour.
Parkour i freerun
W Polsce parkour jest przede wszystkim kojarzony z filmem „Yamakashi” – wystąpili w nim członkowie pierwszej na świecie grupy parkourowej. Z tym filmem wiąże się jednak podział wśród ekipy pionierów, od których odszedł m.in. twórca tej dyscypliny David Belle w proteście przeciw wypaczeniu idei parkour. Freerun to odmiana parkour, w której ważniejsza od skupienia się na jak najszybszym i najprostszym radzeniu sobie z przeszkodami jest koncentracja na pokonywaniu ich w jak najbardziej efektowny sposób.
W Trójmieście parkourowcy zrzeszeni są w klubie Movement – informacje pod adresem: www.ksmovement.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.
"Mikołaje" zarobią więcej na imprezach firmowych, mniej - w galeriach handlowych.