Starają się ze sobą rozmawiać. Próbują modlić się ze swymi dziećmi. W wakacje potrafią wykroić kilkanaście dni na rekolekcje. Ewangelizując siebie, mogą stać się światłem dla innych.
Domowy Kościół to rodzinna gałąź Ruchu Światło–Życie. W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej należy do niego ok. 350 małżeństw. W całej Polsce to rzesza prawie 30 tys. osób, które regularnie spotykają się w tzw. kręgach działających przy parafiach. W tym roku cztery tysiące z nich wzięło udział w 15-dniowych rekolekcjach. Od 6 do 8 września 160 delegatów Domowego Kościoła z całego kraju przyjechało do Koszalina, aby podsumować miniony rok pracy. Tak ważne spotkanie Ruchu odbyło się u nas po raz pierwszy.
Praca nad sobą...
Formacja w Domowym Kościele jest dość wymagająca. Najważniejszym jej elementem są rekolekcje, które trwają aż 15 dni. Udział w nich wymaga zatem wielkiego wysiłku finansowego i poświęcenia znacznej części wakacji. – Mimo problemów urlopowo-finansowych obserwujemy ciągły wzrost liczby uczestników rekolekcji, w tym roku o 15 proc. – mówi Tomasz Strużanowski, który z żoną Beatą tworzy parę krajową DK. – Owoce, jakie przynoszą te rekolekcje, są jednak warte poniesienia kosztów – dodaje. – Formacja w Ruchu właściwie ustawia hierarchię wartości. Pierwszy jest Pan Bóg i moja relacja z Nim, potem żona i dbałość o naszą miłość. Dalej są dzieci, a dopiero potem praca i zaangażowanie społeczne – tłumaczy Tomasz Strużanowski. Okazuje się, że takie postawienie sprawy nie jest jakimś religijnym dziwactwem i nie czyni z rodziny quasi-zakonnej wspólnoty. – My mamy tworzyć domowy kościół, czyli środowisko wiary, a nie dom kościelny, w którym mama i tata ciągle biegają na spotkania, a dzieci muszą prosić o chwilę uwagi – wyjaśnia Tomasz Strużanowski. Rodziny zrzeszone w Domowym Kościele nie są wolne od codziennych trosk. – Nie jesteśmy lepsi tylko przez to, że należymy do wspólnoty. Czasami nasze dzieci się pobiją czy pokłócą, mamy problemy tak, jak wszyscy. Ale jest nam łatwiej, bo wiemy, że jest z nami Pan Bóg – mówią Anna i Jacek Sochoniowie z Koszalina, rodzice piątki dzieci.
...ale nie tylko dla siebie
Bycie w Domowym Kościele nie może służyć tylko samym członkom wspólnoty. Zwrócił na to uwagę bp Edward Dajczak, ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski, który spotkał się z delegatami koszalińskiego zjazdu. – Jezus wysyła was, byście ewangelizowali. Pokazujcie w waszych diecezjach, w waszych parafiach, że małżeństwo może być piękne, że miłość może być piękna. Uważajcie jednak, żebyście się za bardzo nie zajęli sobą. Kościół, który się zajmuje sobą, zawsze popada w tarapaty – mówił w homilii.
Podczas konferencji biskup zwrócił uwagę na rolę zaangażowania świeckich w Kościele. Mówił, że w obliczu narastającej fali laicyzacji, nie wystarczy już, jak to określił, „ewangelizacyjna kosmetyka”. Wzywał także Domowy Kościół do szukania nowych, adekwatnych do zmieniającego się świata, form głoszenia Dobrej Nowiny. – Potrzebne jest nam swoiste nawrócenie pastoralne. Czasami najprościej powiedzieć, że wszystko powinno być tak, jak było na początku. Tak trudno nam czasem przekroczyć granice mentalne. Potrzeba, byśmy wychodzili z Ewangelią na ulice, tam, gdzie na co dzień żyjemy – apelował biskup.
Członkowie DK angażują się przede wszystkim w pracę na rzecz parafii. Można ich spotkać w poradniach małżeńskich, organizują wieczory modlitewne, angażują się w obronę życia. Pracują także z młodzieżą i z rodzicami dzieci przystępujących do I Komunii Świętej. – Pierwszą przestrzenią ewangelizacji jest jednak małżeństwo i rodzina, co często bywa pomijane, bo wydaje się normalne. Ale przyprowadzić do Jezusa własne dzieci to praca na kilkanaście lat – przyznaje Tomasz Strużanowski. – Właśnie choćby przez udział w rekolekcjach, małżeństwa doznają przemiany, która pomaga im potem pokazywać Boga innym. W jaki sposób? Przez swoją codzienność: przez to, że są uczciwymi pracownikami, że dobrze wychowują swoje dzieci – zauważa Beata Strużanowska.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |