Madzia zasypia na ich rękach, tak ją nauczyli. Bo - jak mówią - nigdy tego nie zaznała.
Maja i Madzia
– Po wychowaniu szóstki dzieci dopiero przy Mai dowiedziałam się, jak trudne może być np. nauczenie dziecka jedzenia łyżeczką – wspomina Izabella. – Wszystko, nawet drobnostka, której się nauczy, jest olbrzymim sukcesem i postępem – mówi. Szuka w internecie pozytywnych przykładów rozwoju dzieci z podobnymi schorzeniami jak Maja. – Pogodziliśmy się z tym, że może nie chodzić. Rehabilitanci mówią, że mamy zejść z chmur i zacząć realnie myśleć. Ale chcemy jak najbardziej rozwijać ją umysłowo. A gdy nauczy się choćby posuwać po ziemi, to już będzie jej łatwiej – dodaje.
Pod koniec czerwca zobaczyła w telewizji materiał o Madzi. – Siedziałam wpatrzona w ekran, na którym pokazywali Madzię przywiązywaną do łóżeczka, żeby nie powyrywała sobie tych wszystkich kabelków. I poczułam ten sam impuls, to samo uczucie co wtedy, kiedy zobaczyłam zdjęcie Mai. Tego nie da się opowiedzieć – wspomina Izabella. Męża nie było wtedy w Zabrzu, więc najpierw długo rozmawiali przez telefon, a po powrocie razem obejrzeli materiał w internecie. 6 lipca nocnym pociągiem pojechała po raz pierwszy do Warszawy. – Po całym dniu zabawy z Madzią, kiedy byłam już bardzo zmęczona, zasnęłam, trzymając ją na rękach. Kiedy przebudziłam się, zobaczyłam, jak bezpiecznie śpi położona na mnie – wspomina.
Potem były kolejne wyjazdy i szkolenie związane z obsługą aparatury do odżywiania pozajelitowego i pielęgnacją dziewczynki. – Na początku, kiedy podłączałam Magdę, prosiłam Ducha Świętego, żeby mnie kierował, żebym nie pomyliła czynności. Bo przecież życie tego dziecka jest w moich rękach. Potem stres zszedł ze mnie, bo zobaczyłam, że radzę sobie z tym wszystkim – wspomina. Kiedy już Madzia pojawiła się w ich domu, najpierw nauczyli ją zasypiania na rękach. – Ona tego nigdy nie zaznała, a tak też tworzą się więzi, których dotąd nie miała. Mamy nadzieję, że trochę zatrze sobie w pamięci te dwa lata spędzone w szpitalu – mówią. – Jest taka pogodna, cały czas śmieje się. Można się od niej uczyć, jak znosić cierpienie – dodaje Izabella. Tylko przez trzy godziny, od 13.00 do 16.00, dziewczynka jest odłączona od aparatury. – To mało, ale przez te trzy godziny nauczyła się chodzić. Po dwóch tygodniach u nas postawiła pierwsze kroki, a teraz już biega – mówi Mariusz. Kiedy wychodzą z domu w innym czasie, zabierają ze sobą pompę, którą wkładają do wózka.
Paulina jako jedyna w rodzinie była sceptyczna. – Obawiałam się o mamę, jak sobie poradzi z takim obciążeniem obowiązkami. Myślałam, że nie da rady, ale jest inaczej. Nie wiem, skąd w niej jest ta siła, podziwiam – mówi, ciągle nie bez obaw o przyszłość. Rozmawiali też z synami. – Zdanie dzieci biologicznych jest bardzo ważne, bo nie może być tak, że pomagając innym, zapominamy o naszych – mówi Izabella.
Chrzest Madzi był w pierwszą niedzielę Adwentu w kościele św. Antoniego, z którym związana jest ich rodzina. Tam brali ślub, tam Izabella opiekowała się grupą Dzieci Maryi, co teraz ze względu na obowiązki musiała ograniczyć. Rodzicami chrzestnymi byli Paulina i Michał, wolontariusze, którzy w Centrum Zdrowia Dziecka odwiedzali dziewczynkę. Michał wspominał, jak ucieszył się, że Madzia trafi do ich domu, kiedy zobaczył pierwszy prezent, który Izabella przywiozła jej do Warszawy – medalik Matki Bożej Niepokalanie Poczętej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |