Trening czyni mistrzem

Wychodzą z domu, zostawiają rodziców i nie mogą się doczekać, kiedy zamieszkają razem, pod jednym dachem i według tego samego grafiku dyżurów.

Wiem, jak to się robi!

Justyna, lat 30: – Samemu posprzątać, ugotować, upiec ciasto, pójść na zakupy. Rodzice wiecznie żyć nie będą, więc jak brat przyjdzie z pracy, to żeby miał gorący posiłek. Rosół ostatnio ugotowałam. Rafał, lat 38: – Z Iwonką składam pościel. Ma być równo! Marek, lat 40: – Prać, umyć naczynia, robić zakupy – już nic nie jest trudne. Sześcioro podopiecznych Warsztatów Terapii Zajęciowej w Mokrzeszowie i Środowiskowego Domu Samopomocy w Świdnicy (placówki prowadzone są przez PSROUU) co jakiś czas, w różnym składzie, przeprowadza się do mieszkania treningowego. Tutaj przez tydzień są poza rodziną i poza nadzorem rodziców. To ważne, bo zbyt często rodzice są nad- opiekuńczy względem niepełnosprawnych intelektualnie dzieci. Wyręczają je z codziennych zadań, bywa, że nie wierzą w ich możliwości, a czasami brakuje im zwyczajnie cierpliwości, więc robią sami to, co ich dzieciom zajmuje, w ich ocenie, zbyt wiele czasu. – Wprowadzają się tutaj, żeby sprawdzić samych siebie. Żeby okazało się, że mogą, chcą i potrafią – mówi Ewelina Jastrzębska.

Grunt pod nogami

Poza treningiem domowym podopieczni korzystają z innych atrakcji. Kino, teatr, muzeum, zoo z afrykanarium, rejs statkiem po Odrze czy przejażdżka tramwajem – nierzadko są prawdziwym wydarzeniem. Czemu? Bo są pierwszy raz w życiu. Poza tym wykonywanie zadań pod okiem asystenta pozwala czuć się bezpiecznie w nowych sytuacjach. Asystenci bowiem to profesjonaliści. Wiedzą, na co mogą sobie pozwolić, wiedzą dobrze, czego można wymagać. Wyczuwają specyfikę świata swoich podopiecznych i ustawiają im poprzeczkę tak wysoko, żeby z jednej strony jej pokonanie sprawiało im trochę trudności, a z drugiej, w efekcie, żeby mieli szansę się rozwijać. Idą więc do sklepu i robią zakupy. Idą na pocztę, żeby wysłać list. Próbują odnaleźć się w restauracji czy kawiarni. Przyswajają sobie gesty i zachowania, sprawdzają, jak działają słowa i miny, a gdy tracą pewność siebie, wiedzą, jak poprosić o pomoc.

Tutaj czy tam?

Przygoda kończy się w niedzielę. Wtedy przyjeżdżają rodzice. Wszyscy siadają przy jednym stole i dzielą się nowinami. Rodzice opowiadają, co działo się w domu pod nieobecność dzieci (wszystko po staremu). Dzieci gorączkowo opowiadają o swoich sukcesach: nastawiłem pralkę (ciemne z ciemnymi, a jasne z jasnymi i jeszcze znaczki na metkach trzeba sprawdzić), podgrzałam zupę w mikrofali (dziesięć sekund czasami to bardzo niewiele, tutaj robi różnicę), dogadaliśmy się co do programu telewizyjnego (chłopaki sport, dziewczyny telenowelę – raz to, raz coś innego), weszliśmy na wieżę ratuszową w dzień, a potem wieczorem (miasto było zupełnie inne, za drugim razem bajkowe). Gdy wychodzą z kamienicy nr 40 na Żeromskiego, dzieci same już nie wiedzą, gdzie jest prawdziwe życie: tutaj czy tam? Wiedzą natomiast, gdzie im się bardziej podoba…

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg