W tym roku Antoś z Gawłowa został twarzą kampanii społecznej promującej działalność charytatywną stowarzyszenia.
Jadwiga i Janusz z Gawłowa są małżeństwem od 13 lat. Mają dwie córki Olę i Julkę. Trzy lata temu urodził się Antoś. – Przyszedł na świat z częściową trisomią chromosomu dziewiątego, co spowodowało rozszczep wargi i podniebienia, koślawość stópek, powiększenie komór mózgowych i moczowodu. W sumie ta choroba genetyczna stała się przyczyną jego ogólnego upośledzenia, począwszy od intelektualnego po fizyczne – mówi Jadwiga. Choć naprawdę ma trzy lata, bardziej przypomina dziecko między 9. a 11. miesiącem życia. – Jego rówieśnicy rozwijają się o połowę szybciej – dodaje Janusz.
Rodzice wiedzieli, że Antoś urodzi się chory.– Od szóstego miesiąca mieliśmy świadomość, że dziecko nie będzie zdrowe. Kolejne badania USG i inne co chwilę ukazywały nam różne wady w rozwoju dziecka. Lekarze dołowali nas, że syn może mieć wielką głowę, zapadnięte oczy… – opowiadają rodzice. Po cesarce i narodzinach dziecko nie oddychało samo, więc były reanimacja, aparaty wspomagające, urządzenia ratujące życie. – I znowu zaczęło się lekarskie dołowanie, że dziecko będzie miało uszkodzony układ nerwowy, że wykrzywią mu się nogi, że może żyć tylko 16 miesięcy, ale powiedziałam sobie: trudno, trzeba się tylko modlić i prosić Boga, by dał nam siłę – opowiada Jadwiga. Antoś został wypisany ze szpitala po trzech tygodniach.
Promyk nadziei
Jadwiga dawała radę przez to, że dużo się modliła. – Kiedy leżałam w szpitalu i widziałam inne matki ze zdrowymi dziećmi, prosiłam Boga, żeby nawet jeśli Antoś ma być chory, zostawił mi go – przyznaje ze wzruszeniem Jadwiga. Wsparcie duchowe rodzice znajdywali u swoich bliskich. – Pomagał nam nasz ksiądz proboszcz, którego nazywam swoim przyjacielem, ponieważ mogłem mu powiedzieć o wszystkich naszych problemach, a on zawsze starał się pokazywać jakiś promyk nadziei w naszej sytuacji – wspomina Janusz. A była nie do pozazdroszczenia. Ojciec Antosia miał dobrą pracę, jeździł w transporcie międzynarodowym, zdrowie dopisywało Jadwidze i córkom. Cieszyli się z nowego domu i faktu, że zamieszka w nim także syn. Trauma spowodowana ujawnioną chorobą dziecka, problemami z jego urodzeniem, poważnie osłabiła zdrowie Janusza. Zaczął miewać drętwienia ciała, zawroty głowy. Pojechali na operację podniebienia Antosia. – W szpitalu napatrzyliśmy się na tyle cierpienia syna i innych dzieci, że mnie sparaliżowało, nie mogłem mówić, zdrętwiała mi cała twarz i lewa strona ciała – opisuje ojciec. Okazało się, że to był udar mózgu, na szczęście nieduży. Po wszystkich badaniach okazało się, że Janusz miał dziurę w sercu i tętniaka. Spowodowane przez niego skrzepy dostały się do mózgu i były przyczyną udaru.
Przyczepa z betonem
Janusz nie mógł już jeździć tirem. – Z powodu stanu zdrowia i stałego jego zagrożenia, bo tętniaka nie usunięto, straciłem pracę, żona również musiała się zwolnić, żeby opiekować się Antosiem. To wszystko stało się tak nagle, jakby ktoś wykierował na nas przyczepę betonu – mówi ojciec. Dziecko wymaga ciągłej troski. W poniedziałek, środę, czwartek, i piątek rodzice jeżdżą z nim na rehabilitację do Brzeska. W wtorek są zajęcia z wczesnego wspomagania w Bochni. Oprócz tego spotkania z różnymi specjalistami, jak logopeda, psycholog. Nie mówiąc już o wizytach lekarskich. – Udało mi się znaleźć pracę w naszej szkole, żona zajmuje się Antosiem i domem – cieszy się Janusz. Rodzicom nie starczyłoby jednak na opłacenie wszystkich kosztów związanych z leczeniem Antosia, które wynoszą blisko 3 tys. zł miesięcznie, nie mówiąc o utrzymaniu domu i wychowaniu dwóch córek. Dzięki wsparciu Caritas Diecezji Tarnowskiej otrzymują od maja 2014 pomoc z 1 procenta.
Więcej dziękują
Rodzice Antosia spotykają się ze współczuciem. – Dla nas Antoś stał się błogosławieństwem. Moja rodzina potwierdza, że dzięki niemu stałem się innym człowiekiem. Porzuciłem swoje dawne słabości, stałem się bardziej rodzinny, spokojniejszy – przyznaje Janusz. Sytuacja paradoksalnie pogłębiła wiarę rodziców Antosia. – To nie tak, że byliśmy daleko od Boga. Nie. Owszem, ja buntowałam się, dlaczego mam mieć chore dziecko, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłam Antosia, ucieszyłam się i dziękuję za niego Bogu. Więcej się nawet zaczęłam modlić, zwłaszcza na różańcu, odkąd Antoś jest z nami. Bardzo wiele razy zostałam przez Boga wysłuchana. Teraz nawet mniej Go proszę, a więcej dziękuję i zdaję się na Jego wolę – zwierza się Jadwiga. Zdarzają się nawet małe cuda. – We wrześniu ubiegłego roku mieliśmy peregrynację obrazu Pana Jezusa Miłosiernego. Akurat w tym czasie brakowało nam pieniędzy. Nie modliliśmy się o nie, a jednak ktoś nam je właśnie wtedy ofiarował. To jeszcze bardziej umocniło nas w tym, że Pan Bóg wie, czego i kiedy nam potrzeba. A Antoś uczy nas miłości, cierpliwości i wdzięczności, bo sam umie się odwdzięczyć – podkreślają rodzice.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |