– Szefie, chodź zobacz, co z naszych podkładek robią! – rozległo się w hurtowni metalowej.
Ta wizyta miała być zwykłymi odwiedzinami u znajomych. Stała się początkiem przygody – z nakrętkami, podkładkami i śrubkami – na pierwszym planie.
Pytali mnie o „fi”,
ale ja odpowiadałam: nie obchodzi mnie żadne „fi”, chodzi o taką, co będzie lekko pofalowana albo taką, co będzie mniejsza od tej i taką cienką, i inną, co jest żółta, a nie srebrna – Lilka Bojnowska opowiada o swoich pierwszych odwiedzinach w hurtowni metalowej.
Dopiero później, kiedy zobaczyli swoje śruby, nakrętki i podkładki ułożone przez wyobraźnię i serce artystki, zrozumieli, w czym rzecz. Teraz sami podpowiadają, co z ich asortymentu może przydać się do promieni, co na nimb Boga Ojca, co może pasować do fal Jordanu albo anielskich skrzydeł lub na koronę dla Maryi.
Odwiedziłam kiedyś znajomych
i tam zobaczyłam obraz wykonany podobną techniką. Zamurowało mnie, stałam jak wryta i nie rozumiałam na początku, o co chodzi – wspomina pewne odwiedziny sprzed dwóch lat.
– Z jednej strony pociągało mnie to zestawienie: sztuka i zwykłe przedmioty z warsztatu mechanika, a z drugiej było jeszcze coś, co studziło moje zainteresowanie. Po chwili zrozumiałam: tematyka. Tamten obraz przedstawiał tylko ludzkie twarze, nic więcej. Ja poszłam w sacrum – mówi i opowiada o 13 obrazach, które wykonała na wystawę „Matka i Syn”, której wernisaż odbędzie się 20 czerwca o 16.00 w Galerii Fotografii w Świdnicy.
Lilka Bojnowska jest konsekwentna w swojej twórczości: tylko sacrum. Oto tytuły jej obrazów: Pieta, MB Ostrobramska, MB Szkaplerzna, MB z Dzieciątkiem, MB Włodzimierska, Tryptyk: Ukoronowanie Matki Bożej, Chrystus Zmartwychwstały, Sąd Ostateczny, Ukrzyżowanie, Chrzest Jezusa, Trójca Święta, Monstrancja, Ostatnia Wieczerza, Święta Rodzina.
Każda, tylko nie ta
– myślałam sobie, gdy patrzyłam na ikonę Świętej Rodziny. Coś mnie powstrzymywało. Nie byłam gotowa, nie miałam dostatecznego doświadczenia, by przełożyć na śrubki czułość relacji między Jezusem a Maryją i Józefem oraz między małżonkami. Dopiero po pewnym czasie zapragnęłam wykonać także ten wizerunek. Dojrzałam – mówi. – Bo tak jest, że te obrazy rodzą się wewnątrz i nie jest to tylko kwestia mojego nastroju, zachcianki, ale pewnej przygody, którą proponuje mi Duch Święty – wyznaje.
Tworzenie obrazu poprzedza studium tematu. Szczególnie gdy chodzi o ikony: dlaczego trzy gwiazdy na płaszczu Maryi? Skąd otwarta księga? A dlaczego takie spojrzenie?
– To rozwija nie tylko wyobraźnię, ale wprowadza w sens obrazu, kształtu, znaków. One zaczynają we mnie żyć i przynoszą Boże światło – zapewnia.
Obrazy mają to do siebie,
że o każdej porze dnia wyglądają inaczej. Zastosowanie różnych faktur czy grubości i kształtów gwarantuje, że światło w zależności od kąta padania będzie inaczej malować wizerunek. – A to budzi w człowieku inne emocje, skojarzenia, skupia na różnych szczegółach – mówi. – Jednak zawsze każe zatrzymać się wobec niewyrażalnej tajemnicy Boga, który wszedł w naszą ludzką historię – mówi Lilka Bojnowska. – Bo o co mi chodzi? Żeby moje obrazy ewangelizowały, były taką współczesną Biblią pauperum (Biblią ubogich). Ma to swoje uzasadnienie w świecie, który bazuje na obrazie, w którym słowa schodzą na dalszy plan, a dominuje przekaz wzrokowy – zauważa.
Każdy kolejny projekt to swego rodzaju terapia dla ducha, psychiki i emocji samej artystki. – Szczególnie pierwsze obrazy miały taką terapeutyczną funkcję – wyznaje. – Bóg zaprosił mnie do tego tworzenia, żeby On sam mógł stwarzać we mnie coś nowego, kogoś nowego – mówi. – Ufam, że także goście wystawy dadzą Mu się dotknąć, gdy spoza śrubek, nakrętek i podkładek dostrzegą prawdę o miłości Boga, o ofierze Syna i o sensie życie – podsumowuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |