Na koniec świata z wyciągniętym kciukiem

Autostopem przejechali ponad 20 tys. kilometrów. Innymi środkami transportu dołożyli 10 tys. Oficjalny cel: Tokio i góra Fudżi. Prawdziwy cel: wyprawa życia z ukochaną osobą.

Polscy kierowcy ciężarówek łapali się za głowę, gdy słyszeli o trasie, jaką chcą przebyć studenci. Twierdzili, że w okolicach Władywostoku nie ma już dróg i młodzi dalej nie dojadą. W przejechanie Rosji na stopa nie wierzyli także misjonarze w Japonii. – Te wszystkie plotki się nie sprawdziły. Drogi są. Różne, ale są – uśmiecha się Ania.

Dobrze mieć plecy

Któregoś dnia trafili na jedną z wielu stacji benzynowych. Tam zagadał do nich chłopak, też autostopowicz. Namówił swojego kierowcę, żeby zabrał jeszcze dwoje młodych Polaków. – Okazało się, że ten kierowca ma żonę Polkę i jest wysoko postawionym prokuratorem. Zadeklarował, że gdyby policja nas złapała i robiła problemy, mamy do niego niezwłocznie zadzwonić. Pokazał nam legitymację, dał numer i stwierdził, że na terenie Rosji to on jest „big guy” – opowiada Paweł. Najwięcej, bo 1300 kilometrów, przejechali z jednym kierowcą w Rosji. Natomiast najtrudniej pod względem łapania stopa było w Chinach. – Oni nie kumają tej idei i nie rozumieją międzynarodowych słów typu parking, więc słabo z komunikacją. I nie ma rozkładów jazdy po angielsku. O dziwo, nasz styl podróżowania rozumieli prości robotnicy, a trudniej było z miejską inteligencją. Dopiero gdy nauczyłem się po chińsku słowa „parking”, udawało się dogadać – przyznaje student z SDA „Most”.

Moskwa po raz drugi

Młodzi studenci korzystali z gościnności kapłanów Kościoła katolickiego. Dla przykładu w najgorętszym państwie, które odwiedzili, Korei Południowej, zatrzymali się u pallotyna ks. Pawła Zawadzkiego w samym sercu gór. W Seulu przyjął ich 86-letni hiszpański misjonarz. – Bardzo chcieliśmy się zobaczyć z ks. Michałem Moskwą, nazywanym samurajem Chrystusa. Trafiliśmy na jego setne urodziny i wielkie uroczystości z tej okazji. Przebukowaliśmy więc bilety na prom do Chin. Polski misjonarz pracuje już 78 lat w Japonii. Udało się z nim spotkać. Akurat kręcono o nim film, który można zobaczyć w internecie. My byliśmy przy tym na żywo. Wielkie przeżycie – wspomina z rozrzewnieniem Paweł.

Co do oficjalnego celu podróży – został zdobyty. Na Fudżi narzeczeni przeżyli piękny wschód słońca, choć wcześniej musieli się zmierzyć z tłumem Japończyków pchających się na szczyt. – Ostatni kilometr szliśmy dwie godziny z powodu korków. Robisz trzy kroki – stoisz 5 minut i nie ma możliwości wyprzedzania na wąskiej ścieżce – mówi Ania.

Podróż „pozaręczynowa” udała się znakomicie. Tutaj zawarty został zaledwie mały wycinek prawie 30 tys. kilometrów, jakie wspólnie przebyli Paweł i Anna, obfitujących w anegdoty, przygody i przeżycia. Może wybiorą się stopem w podroż poślubną? – Marzy nam się klimatyczna górska Kanada… Czyli dolecieć i później po kraju z wystawionym kciukiem – snują plany narzeczeni. Przypomina się na koniec polski przebój Karin Stanek, która śpiewała: „Jedziemy autostopem. Cóż dla nas znaczy pociąg na spółkę z samolotem. Gdzie szosy biała nić, tam chce się, bracie, żyć. Czy naprzód jedziesz, czy z powrotem”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg