W potrzebie przychodzi dobry anioł

– Kiedy ludzie dowiadują się, ile mamy dzieci, to nieraz słyszymy: „Zwariowaliście? Jak chcecie utrzymać rodzinę?”. Odpowiadamy wtedy: „Mamy Ojca w niebie. Jest bardzo bogaty” – mówią z uśmiechem Agnieszka i Adam Klimczakowie z Głogowa

Jeremiasz urodził się w 27. tygodniu ciąży i ważył 1200 g. Łożysko zupełnie się odkleiło i trzeba było natychmiast robić cesarkę. To nie był jednak największy problem. – Zaraz po porodzie wydawało się, że wszystko jest z dzieckiem w porządku. Szybko jednak okazało się, że Jeremiasz nie mógł samodzielnie oddychać – wyjaśnia Adam i kontynuuje ze łzami w oczach: – Niedługo po porodzie siostra zawołała mnie i powiedziała: „Trzeba będzie ochrzcić dziecko, bo nie wiadomo, czy przeżyje”. Każda doba była walką o kolejny oddech Jeremiasza. – Nasz synek początkowo leżał pod respiratorem oscylacyjnym. W płucach nie było pęcherzyków. Lekarze mówili, żebyśmy nie liczyli na nic, bo stan jest krytyczny. 50 dni pod respiratorem, a potem prawie do samego końca pod tlenem – wyjaśniają rodzice.

Cały czas w inkubatorze był obrazek ze św. Charbelem i św. Joanną Berettą Mollą. Tę drugą świętą poznali dzięki jednej z pacjentek. – W szpitalu pojawiła się Ilona, która miała trojaczki. Jedno dziecko poroniła w 12. tygodniu ciąży, a w 26. tygodniu urodziły się Natalka i Emilka. Natalka przeżyła tylko dobę, ale Emilka walczyła dzielnie – mówi Agnieszka. – Jej mama miała szczególne nabożeństwo do św. Joanny. Lekarze robili, co mogli, ale w pewnym momencie przyszli bezsilni do Ilony i powiedzieli, że musi się pożegnać z córeczką, bo przeżyje góra dwie doby. Ilona nie przestawała się modlić… Na drugi dzień zaczęła się poprawa. Żołądek zaczął pracować, a Emilka z dnia na dzień zaczęła łapać oddech. Po miesiącu wyszli do domu. Ten cud był niesamowity! Taki namacalny!

Nasz Jeremiasz wyszedł ze szpitala po 85 dniach od narodzin. Dokładnie w dzień zaplanowanego przez lekarza porodu – dodaje.

Największe marzenie

W czasie ciąży i po urodzeniu głogowska rodzina doświadczyła wielkiej miłości i wsparcia ze strony wspólnoty neokatechumenalnej, parafii, oraz dziadków. – Jak Adam został sam w domu, bracia i siostry przychodzili i pomagali. Przynosili obiady, zajmowali się dziećmi, a przede wszystkim modlili się za nas. Nasz proboszcz ks. Janusz Idzik codziennie wspominał nas na Mszy św. To było niesamowite. Przyznam, że z Bogiem cierpienia przeżywa się inaczej. A na końcu okazuje się, że były one błogosławieństwem – tłumaczy Agnieszka.

O czym marzy głogowska rodzina? – Aby nasze dzieci, jak dorosną, były w Kościele. A jak do tego jeszcze będą na Drodze Neokatechumenalnej, to już w ogóle będzie super, bo to jest droga wzrastania w wierze – zapewniają małżonkowie. – Droga daje nam zobaczyć Boga, który jest żywy. Nie Boga, który siedzi sobie gdzieś w niebie i z góry za dobre wynagradza, a za złe karze. Boga pełnego miłości, który opiekuje się nami każdego dnia. Dzięki temu możemy codziennie się nawracać, a mamy z czego. Droga daje nam też na nowo poznać nasze małżeństwo i nasze relacje. Czasem kłócimy się prawie na noże. (śmiech) Bywało tak, że szliśmy na liturgię wspólnotową po dwóch stronach ulicy, bo byliśmy tacy wściekli na siebie, ale wracaliśmy jedną stroną. To piękne doświadczenie, który uczy nas, co to jest miłość.

Agnieszka i Adam dziś cieszą się swoją rodziną, ale łatwo nie jest. U Róży i Jeremiasza zdiagnozowano dziecięce porażenie mózgowe. – Róża ma częściowy niedowład nóżek i musi cały czas być rehabilitowana. Co będzie z Jeremiaszem? To tak naprawdę się okaże. Jakby mi kiedyś ktoś powiedział, że będę miała dwoje dzieci z porażeniem mózgowym, to bym zwątpiła i powiedziałabym, że nie nadaję się. Dziś przyjmuję te dzieci jako dar. Tak naprawdę nie wybiegamy myślami zbytnio do przodu. Nasze życie to droga do Boga, który ma na nie najlepszy plan – mówią głogowianie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg