Zakochali się w trzy dni... i tak im zostało aż do dziś. Przeżyli ze sobą ponad pół wieku i nadal trwają w tym samym uczuciu. Nie, to coś więcej niż uczucie!
Wielu powie, że miłość to wspólny ból, cierpienie, radość i nadzieja, to wspólne przeżywanie. Może na tę ostatnią cechę miłości wskazaliby państwo Longina i Leszek Glinkowie z Węgry.
Od pierwszego spotkania
– Nie ukrywam, że modliłam się o dobrego męża – mówi pani Longina. – Ufałam, że jeśli będę wiernie o to prosić, Pan Bóg mi go da – mówi. – Pewnego razu brat przywiózł mi kawalera, nie spodziewałam się, że ten, który pierwszy raz mnie odwiedzi, zostanie moim mężem. A jednak, po tym pierwszym spotkaniu wszystko potoczyło się jak lawina.
– Kiedy zobaczyłem młodą Longinę, jak śpiewała piosenkę „Laura i Filon”, od razu zauroczył mnie jej głos – przyznaje pan Leszek. – Coś we mnie pękło. Od pierwszej chwili wiedziałem, że to kobieta mojego życia. Poczułem, że to właśnie ona musi zostać moją żoną i matką naszych dzieci – dodaje.
Choć znali się zaledwie trzy dni, pan Leszek nie odkładał na później zaręczyn. Postanowił działać szybko i zdobyć serce pani Longiny. – Pamiętam, że po trzech dniach naszej znajomości poprosiłem ją o rękę, a ona zgodziła się, i wzięliśmy ślub – wspomina pan Leszek. – Nie chciałem czekać. Wiedziałem, że to jest właśnie ta jedyna. Nie ukrywam, że przyśpieszony ślub był wtedy ucieczką przed wojskiem – uśmiecha się.
– Znaliśmy się dość krótko, a wtedy czasy były zupełnie inne niż dziś. Więc chyba mogę powiedzieć, że miłość tak naprawdę rodziła się po ślubie – przyznaje pani Longina. – Człowiek docierał się w codzienności, a dzisiaj, jak się młodzi poznają, to potem okazuje się, że to uczucie się wypala zaraz na początku i każde z nich idzie potem inną drogą – dodaje.
Wspólnymi siłami dochodzili więc państwo Glinkowie do tego, co dzisiaj nazywają domowym bogactwem. Nie ukrywają, że choć towarzyszyła im miłość, to i tak na swojej drodze napotykali kłótnie, gniew i chwile zwątpienia, lecz były i całusy, i szczęście z bycia razem.
– W każdej chwili naszej codzienności staraliśmy się być ze sobą blisko – przyznaje pan Leszek. – Nawet gdy chodziliśmy do pracy na roli czy zbieraliśmy drzewo do palenia. Dużo spacerowaliśmy. Przy tym wszystkim nigdy nie marnowaliśmy czasu przeznaczonego na modlitwę. Zawsze dziękowaliśmy Bogu za siebie nawzajem – wyznaje pani Longina. – Odwiedzaliśmy także sanktuarium na Jasnej Górze, corocznie braliśmy udział w odpuście ku czci św. Stanisława Kostki w Rostkowie – to były ważne rodzinne i religijne przeżycia – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |