Amerykańskie media upubliczniły nagranie rozmowy telefonicznej pracowniczki kliniki aborcyjnej z dyspozytorem pogotowia ratunkowego. Aborterzy dzwonili po pomoc, bo dziecko, które chcieli zabić, urodziło się żywe.
Do zdarzenia doszło w Phoenix, stolicy Arizony. Matka była w 21. tygodniu ciąży. Aborterka Eleanor Stanely podała jej środek poronny i - jak zeznała na policji - sprawdziła kilkakrotnie, czy serce dziecka bije. Dr Stanely twierdzi, że nie stwierdziła bicia serca. Wydobyła więc dziecko z łona matki. Asystująca jej pielęgniarka zabrała maleńkie ciałko do zważenia.
- O mój Boże, płód się rusza! - wykrzyknęła.
Aborterzy zadzwonili po pogotowie. Dziecko zostało odwiezione do kliniki uniwersyteckiej, gdzie wkrótce zmarło.
(Posłuchaj nagrania rozmowy pracownicy kliniki aborcyjnej z pogotowiem)
Sprawa nie ma formalnego ciągu dalszego. Przedstawicielka kliniki aborcyjnej, zrzeszonej w sieci organizacji Planned Parenthood, uznała, że lekarz wykonujący aborcję zrobił wszystko jak należy. Organy ścigania nie dopatrzyły się przestępstwa.
Amerykańscy obrońcy życia przypominają jednak inne nagranie, wykonane ukrytą kamerą, na którym przedstawicielka kliniki aborcyjnej wyjaśnia kobiecie, rzekomo rozważającej aborcję, że w razie urodzenia żywego dziecka, maleństwo nie jest resuscytowane.
Podobne przypadki miały miejsce w Polsce:
Znane są także świadectwa osób dorosłych, które przeżyły własną aborcję. Najbardziej znaną z nich jest Gianna Jessen.
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.