Lepiej dokonać aborcji niż skazać dziecko na cierpienie? Polemika Zbigniewa Kaliszuka.
Często los urodzonego, a nieakceptowanego dziecka kończy się tragicznie – na śmietniku, a najczęściej jest nie do pozazdroszczenia, rzadko są to dzieci szczęśliwe, kochane, z szansą na satysfakcjonujące życie i rozwój. Wanda Nowicka
Są inne przypadki, na przykład dzieci, które się rodzą, no, powiem w skrócie, bardzo zdeformowane, bez mózgu, z rozszczepieniem kręgosłupa, których udziałem jest jedynie cierpienie. One żyją bardzo krótko – dzień, dwa, tydzień, dwanaście. I właściwie nic się nie dzieje w ich życiu, tylko to cierpienie. Pytanie, czy nie jest rzeczą humanitarną, aby temu cierpieniu ulżyć w sposób ostateczny. Magdalena Środa
Drugim najczęściej wysuwanym argumentem za dopuszczalnością aborcji w przypadku podejrzenia choroby u dziecka (ale używanym także w kontekście dyskusji o aborcji ze względów społecznych) jest twierdzenie, że takie dzieci należy zabić na etapie prenatalnym dla ich własnego dobra, po to, by nie musiały później cierpieć fizycznie i psychicznie. Gdy wyobrazimy sobie najbardziej przerażające konsekwencje dla dzieci, jakie mogą nastąpić, kiedy powstrzymamy się od aborcji, to w ich obliczu zło, które mamy popełnić, rzeczywiście może się nam jawić wręcz jako wielkie dobro. Niestety jednak tylko będzie się tak jawić.
Sądzę, że zdecydowana większość ludzi wolałaby żyć, cierpiąc, niż umrzeć. Jakoś nieszczęśliwi, cierpiący ludzie – nawet tacy żyjący w skrajnej biedzie, mieszkający na ulicach, w slumsach, samotni, porzuceni przez rodzinę i głodujący – nie popełniają masowo samobójstw. Samobójstwa się zdarzają, ale stanowią raczej tylko mały ułamek na mapie ludzkich nieszczęść. W większości z nas bardzo silnie zakorzenione jest pragnienie życia oraz nadzieja na doświadczenie choć odrobiny szczęścia i dobra. Dlaczego w przypadku chorych i upośledzonych dzieci miałoby być inaczej?
Dokonywanie aborcji na dzieciach obarczonych wadami genetycznymi ze względów humanitarnych jest absurdem, tym bardziej dlatego, że często ich przypadłości, choć są niezwykle ciężkie, w ogóle nie wykluczają możliwości osiągnięcia przez nie szczęścia. Z pewnością takiej możliwości nie przekreśla brak ręki i obu nóg, karłowatość czy zespół Turnera. Szczęściu zupełnie nie przeszkadzają też upośledzenia umysłowe, takie jak zespół Downa. Gdy oglądam zdjęcia i filmy z olimpiad specjalnych, to zawsze porusza mnie niezwykły entuzjazm i radość, jaka bije z twarzy jej uczestników. Upośledzone umysłowo osoby potrafią być bardzo spontaniczne i niesamowicie cieszyć się nawet z najprostszych rzeczy. A ponieważ nie muszą się zamartwiać problemami dnia codziennego, nieraz wydają się szczęśliwsze od nas samych.
Niektórzy zwolennicy dopuszczalności aborcji z powodu choroby dziecka zgadzają się, że przy obecnych uregulowaniach prawnych dochodzi do wielu nadużyć, dlatego postulują, aby ograniczyć dostępność aborcji tylko do tych przypadków, kiedy wiadomo, że choroba dziecka jest śmiertelna i że umrze ono wkrótce po porodzie. Nawet jednak jeśli dziecko miałoby rzeczywiście przeżyć tylko tydzień, miesiąc czy pół roku od narodzin, to zabijając je wcześniej, odbieramy mu szansę na doświadczenie miłości rodzicielskiej choć przez ten krótki czas. Malutkie dzieci na swój sposób odczuwają różne uczucia i z pewnością mogą być szczęśliwe pomimo doświadczania fizycznego bólu. Aborcja w żadnym wypadku nie będzie więc dla dziecka dobrym rozwiązaniem, także wtedy, gdy nie będzie mu dane długo pożyć.
Poza tym trzeba sobie zadać pytanie: gdzie należałoby postawić granicę przewidywanej długości życia, której prawdopodobieństwo przekroczenia dawałoby dziecku prawo do życia? Miesiąc? Pół roku? Rok? Dywagacje, czy dziecko będzie żyło wystarczająco długo i czy jego życie będzie wystarczająco cenne, aby dać mu szansę przeżyć, czy może jednak nie, wydają się nieludzkie. Możemy ich uniknąć tylko wtedy, jeśli mamy jasno powiedziane: nie można zabijać w żadnym przypadku.
Rozważanie aborcji jako humanitarnej metody na ograniczenie bólu i cierpienia dziecka jest smutną groteską także ze względu na to, jak odbywa się ten proceder. Aborcja w dużym skrócie polega na tym, że dziecko bez znieczulenia wysysa się z łona matki, a niekiedy wręcz rozrywa na strzępy. Czy jest to dla niego naprawdę lepsze rozwiązanie niż pozwolenie mu na godne przeżycie krótkiego czasu, jaki jest mu dany, zwłaszcza w dobie takich postępów w opiece paliatywnej, które umożliwiają praktycznie całkowite wyeliminowanie fizycznego bólu?
Analizując kwestię dopuszczalności aborcji eugenicznej, trzeba też przypomnieć, że dokonując aborcji na 99 dzieciach chorych, możemy uśmiercić jedno, które urodziłoby się całkowicie zdrowe, a u którego błędnie zdiagnozowana zostanie określona choroba [1]. Czy mamy prawo poświęcić życie takiego dziecka, aby inne osoby uchronić przed cierpieniem?
Warto przyjrzeć się także sytuacji tych spośród chorych dzieci, które będę miały szczęście się urodzić, a o których zwykle się zapomina podczas aborcyjnej debaty. Trudny los takich dzieci w wyniku obowiązującego prawa aborcyjnego jeszcze się pogarsza. „Ustawa dopuszczająca zabicie człowieka ze względu na jego niepełnosprawność buduje i utrwala negatywne stereotypy na temat osób niepełnosprawnych – jakby mówiła: to są ludzie, z których nic nie będzie, nie ma sensu, aby żyli, jeśli ich nie zabijamy, to tylko dlatego, że ich rodzice sobie tego nie życzą, na ich wyłączną odpowiedzialność. My nie cenimy sobie ich obecności w społeczeństwie” – tłumaczy Kaja Godek [2].
W dzisiejszym świecie dużo robi się na rzecz wyrównywania szans osób upośledzonych i niepełnosprawnych – organizowane są choćby paraolimpiady i olimpiady specjalne, tworzy się udogodnienia dla osób poruszających się na wózkach w miejscach pracy, urzędach i szkołach. Te działania na nic się nie zdadzą, jeśli osoby z wadami genetycznymi już na samym początku będą spotykać się z krańcową dyskryminacją. Czy jest bowiem jakiś większy przejaw nietolerancji niż pozwolenie na zabicie kogoś tylko dlatego, że jest taki, jaki jest? Jak uczyć społeczeństwo szacunku do osób chorych i niepełnosprawnych, jeśli w pierwszej fazie ich życia traktujemy ich jak „problem”, którego każdy rodzic powinien mieć prawo się pozbyć?
Wreszcie nie można zapomnieć o tym, że dopuszczając zabijanie nienarodzonych dzieci – nawet tylko tych śmiertelnie chorych – po to, by zaoszczędzić im bólu, otwieramy prawdziwą puszkę Pandory w znacznie szerszym kontekście społecznym. Jeśli bowiem zaczynamy oceniać wartość życia przez pryzmat jego jakości, uznajemy, że lepiej jest ludziom nie żyć, niż żyć, cierpiąc, i uzurpujemy sobie prawo do tego, aby ich „uszczęśliwić”, pozbawiając życia – to nieubłaganie będzie prowadzić do coraz straszniejszych konsekwencji. Przecież dokładnie tę samą logikę można by zastosować na przykład wobec schorowanych ludzi w podeszłym wieku albo ludzi z mocno rozwiniętą chorobą nowotworową, których nieuchronnie czeka śmierć w ciągu kilku miesięcy…
[1] Po aborcji nie dokonuje się weryfikacji poprawności wcześniejszej diagnozy, która pozwoliła na jej wykonanie. Co za tym idzie, nie są prowadzone statystyki pokazujące częstotliwość występowania błędów. Błędne diagnozy mogą więc występować nawet częściej niż w 1% badań. Podaję przykładowe liczby dla lepszego zilustrowania, z czym konkretnie wiąże się aborcja dokonywana z powodu podejrzenia choroby dziecka.
[2] Kaja Godek, przemówienie w Sejmie, 26 września 2013.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |