– Czasem Jaś spojrzy na mnie tak smutno – mówi jego mama Teresa Wojnar. – Jakby wiedział, że życie zaraz może się skończyć. A my się modlimy, żeby jak najdłużej z nami był.
Nowy dom
Codziennie na dwie godziny przychodzi do Jasia pani Lucynka z przedszkola. Raz w tygodniu, na godzinę, pani logopedka. – Jak widzi panią Lucynkę, robi szczęśliwe oczy. Wkłada mu do rączek masę solną, plastelinę, a on lepi z nich różne bajkowe stwory – opowiada Teresa. Na Mikołaja zawieźli go do szkoły podstawowej w Dobrej. Koledzy, z którymi chodziłby do klasy, nie odstępowali Jasia, trzymali go za rękę, śpiewali kolędy. Najpierw się denerwował i bez przerwy dławił się śliną, tak że mama musiała mu ją odsysać, ale uspokoiło go śpiewanie. – Stale mu o wszystkim opowiadam, jak zdrowemu – podkreśla. Sama stara się żyć pogodnie i z werwą, bo szkoda jej czasu na narzekanie. Koleżanki się dziwią, jak to robi, że ma zawsze wysprzątane w domu, ugotowane na czas, co niedzielę upieczone ciasto. To, że nauczy się piec ciasta, obiecała sobie 2 lata temu podczas ataku padaczki u Jasia. – Przez pierwsze lata bardzo często dostawał takich ostrych ataków – opowiada. – Lekarz mówi, że wtedy czuje, jakby raził go prąd. Puls – 200, temperatura – 40 stopni, zimne ręce i stopy. Kiedy ostatnio tak zsiniał, tracił oddech, a język zwinął mu się w rulon, obiecałam sobie, że jak przeżyje, to nauczę się piec ciasto – mówi. I słowa dotrzymała. Kiedy Jaś ma ostry atak padaczki, dzwonią po pogotowie, które pokonuje trasę do Limanowej w 20 minut. – Wydawało się, że będzie nam trudniej – zamyśla się Teresa. – Tak jak po porodzie zapomina się o bólu, tak teraz – o zmęczeniu.
Martwi się tylko, że za mało czasu poświęca córkom. Gabrysia chodzi do gimnazjum, Roksana do podstawówki. Rozumieją, że brat wymaga opieki, i jak mogą wyręczają mamę. Dariusz dotąd miał tylko sezonowe zatrudnienie. Żadnej pracy się nie boi, ale trudno ją znaleźć, bo u nich w górach robota w lesie i na polu kończy się zimą. Dopiero w zeszłym roku udało mu się zdobyć etat za minimalną płacę przy stawianiu garaży. To istotne, bo chcą wziąć kredyt i kupić dom. W tym starym, po ojcu Teresy, wszystko nadaje się do remontu. – Jak córki będą mieć dach nad głową, to kiedy nas braknie, zaopiekują się bratem – są przekonani. Mieszkają na górce za wsią, z widokiem na Śnieżnicę. – Tu mamy sprawnie działającą opiekę społeczną, życzliwych sąsiadów, ale lepszy byłby własny kąt na dole, w gminie Dobra. To też bliżej szpitala. Listą wydatków na leczenie i rehabilitację Jasia można by zapełnić cały artykuł. Na szczęście od czterech lat pomaga im w ich dofinansowaniu Stowarzyszenie na rzecz Niepełnosprawnych SPES w Katowicach. – Jestem spokojniejsza, gdy mam ich za sobą – mówi Teresa.
Codziennie modli się za wstawiennictwem św. Rity, prosząc: „Jezu, Ty się zajmij moim Jasiem”. Nad łóżkiem synka wiszą obrazy Matki Bożej i Pana Jezusa, które dostali 26 maja 2008 r., na swoim późnym ślubie, połączonym z chrztem Roksanki. – Każde życie jest cenne, zwłaszcza to chore – mówi Dariusz, który w tym miesiącu więcej przebywa w domu, bo ma przestoje w pracy. Sam jest trzecim dzieckiem z szesnaściorga rodzeństwa.
– Wychowywaliśmy się w trzech pokojach w bloku w Kolbuszowej i nikt nie narzekał. A moja 59-letnia mama Halina do dziś zawsze chodzi uśmiechnięta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |