Powrót do normalności?

Tabletki „dzień po” znów na receptę. Jednak dyskusje wokół sprawy będą się raczej wzmagać niż wyciszać.

Tabletki „dzień po” w Polsce dostępne są od 2010 r. Ich wprowadzenie odbyło się w zasadzie bez większych protestów społecznych. Bez recepty były natomiast dostępne prawie dwa lata, aż do chwili obecnej. Najpierw dla... wszystkich. Potem dla osób powyżej 15. roku życia. Obecnie recepty na specyfik wracają. Jedni – w tym minister zdrowia – mówią o „powrocie do normalności”, inni krzyczą o bezprawiu i zaścianku. A rzecznik praw obywatelskich kieruje wystąpienie generalne do ministra zdrowia, twierdząc, że rząd działa na szkodę kobiet. Najmniej chyba słyszalny jest głos skłaniający do refleksji: jak to w ogóle się stało, że tabletka wczesnoporonna weszła na polski rynek i przeniknęła do świadomości Polek i Polaków jako „środek antykoncepcyjny”. Kluczem w tym sporze jest definicja ludzkiego życia...

Tabletki nieobojętne

Z badań wynika, że tabletki „dzień po”, kupują głównie osoby w wieku 25–34 lata (45 proc.). Niepełnoletni stanowią 2 proc. kupujących. I to, zdaniem zwolenników, ma być argument za jej dostępnością bez recepty.

Czym są tabletki „po” zwane także „antykoncepcją postkoitalną” czy „ostatniej szansy”? Sprzedawane są m.in pod nazwą ellaOne, Postinor Duo lub Escapelle, a składają się z wysokiej dawki progestagenu – syntetycznej pochodnej progesteronu, żeńskiego hormonu produkowanego przez ciałko żółte po owulacji.

Jak działają? Ks. dr hab. Andrzej Kobyliński (Katedra Etyki Współczesnej UKSW) w obszernej pracy naukowej pt. „Etyczne i prawne aspekty stosowania preparatu medycznego ellaOne” pisze, że tabletka „oddziałuje na błonę śluzową macicy, nie dopuszczając do zagnieżdżenia się w niej zarodka. Producent dopuszcza stosowanie tego preparatu do 72 godzin po stosunku, w wyniku którego mogło dojść do zapłodnienia. Skuteczność jest tym większa, im wcześniej został zażyty (95% po przyjęciu w ciągu 24 godzin, 58% po przyjęciu w czasie 48–72 godzin po stosunku). Preparat nie jest skuteczny, jeśli proces implantacji już się rozpoczął. Jedna dawka składa się z dwóch tabletek, drugą przyjmuje się cztery godziny po przyjęciu pierwszej. W 2007 r. na polskim rynku farmaceutycznym pojawiła się nowsza wersja preparatu Postinor Duo, zarejestrowana pod handlową nazwą Escapelle. Od poprzedniej różni się tym, że dawka lewonorgestrelu (progestagen drugiej generacji) jest jeszcze większa, a do tego zawarta tylko w jednej tabletce”.

Preparaty zostały zarejestrowane przez Urząd Rejestracji Leków w grupie środków antykoncepcyjnych, a nie poronnych. Jak to możliwe, skoro nie dopuszczają do zagnieżdżenia się zarodka, a więc prowadzą do jego obumarcia? Ksiądz Kobyliński twierdzi, że to konsekwencja powstania nowej definicji ciąży, ustalonej przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) w 1985 r. „Trzydzieści lat temu WHO przyjęła, że ciąża rozpoczyna się w momencie zagnieżdżenia się zarodka w macicy, a nie w trakcie połączenia się dwóch komórek rozrodczych: męskiej i żeńskiej. Skoro preparat »dzień później« nie dopuszcza do implantacji zarodka, skoro tylko zapobiega jego zagnieżdżeniu w łonie matki, to w świetle tej definicji nie można mówić o sztucznym poronieniu czy działaniu aborcyjnym. Nie ma aborcji, jeśli nie ma ciąży – argumentują zwolennicy pigułki »day after«”.

Gdy jednak minister zdrowia Konstanty Radziwiłł kategorycznie stwierdził, że tabletki „dzień po” są wczesnoporonne, część środowiska medycznego zareagowała oburzeniem, obecnie podsycanym przez media. Zarzuca się ministrowi... szerzenie kłamstwa lub niedouczenie. Minister Radziwiłł najwyraźniej przyjmuje, że początkiem życia ludzkiego jest połączenie plemnika z komórką jajową i dodaje, że jedną z podstawowych informacji, które pacjentka powinna uzyskać od lekarza, jest właśnie ta: tabletka może działać wczesnoporonnie.

Jakie informacje natomiast dominują w mediach i jakich informacji udziela część lekarzy? Oto fragment tekstu z jednego portali dla kobiet: „Tabletka zapobiega ciąży, zapobiegając owulacji lub opóźniając ją lub utrudniając zagnieżdżenie się zapłodnionego jajeczka w macicy. Jeśli uznajemy, że początek życia to powstanie zarodka, to stosowanie tego środka będzie dla nas kontrowersyjne”. A to i tak dość uczciwe stwierdzenie, bo w wielu innych miejscach ostatniego zdania i uwagi o „kontrowersjach” w ogóle się nie dodaje.

Bardziej aborcyjna, niż się wydaje

Narracja, według której „tylko oszołomy wierzą w działanie poronne pigułki”, będzie w kolejnych tygodniach i miesiącach dominująca. Tym bardziej warto docierać z konkretnymi informacjami zarówno do kobiet, jak i do... lekarzy. Bo świadomość tych ostatnich, jeżeli chodzi o opisywany temat, nie zawsze jest pełna. „W 2011 r. na łamach »Italian Journal of gynaecology and obstetrics«, głównego pisma ginekologicznego i położniczego we Włoszech, zostało opublikowane opracowanie dwóch naukowców z Uniwersytetu w Padwie. Naukowcy wykazali także drugie działanie preparatu ellaOne, które uniemożliwia implantację zarodka w łonie matki. Polega ono na tym, że środek ellaOne czyni »niegościnnym« endometrium, czyli błonę śluzową wyścielającą macicę, w ten sposób uniemożliwia zagnieżdżenie się dziecku już poczętemu w odpowiednim środowisku. (...) Badania naukowców z Padwy pokazały, że w rzeczywistości tylko u niewielu kobiet, które stosują ten preparat, następuje przesunięcie owulacji. Wśród kobiet, które na początku dni płodnych, czyli w ciągu 3–4 dni przed owulacją, przyjmowały pigułkę ellaOne, tylko w 25% przypadków nastąpiło przesunięcie owulacji” – pisze ks. Kobyliński. I dodaje: „Naukowcy włoscy zwrócili uwagę na to, że w »zapobieganiu ciąży« przez preparat ellaOne decydujące znaczenie ma działanie antyimplantacyjne w odniesieniu do endometrium, natomiast o wiele mniejszą rolę odgrywa działanie antyowulacyjne”. Dlaczego tego rodzaju ustalenia naukowe są przemilczane przez większość koncernów zajmujących się produkcją i dystrybucją tego preparatu?

Co dalej?

Wieczne przypominanie, że przyjmowanie tabletek nie jest obojętne dla kobiecego zdrowia, nie wszystkich przekona. U części kobiet strach przed ciążą i dzieckiem jest tak silny, że omawianie skutków ubocznych, takich jak zawroty głowy, mdłości, problemy z wątrobą czy nawet zakrzepica, brzmi jak bajeczka z niestrasznym morałem dla niegrzecznych dzieci.

– Fakt, że przez jakiś czas pigułki były dostępne nawet bez recepty, niewątpliwie miał działanie demoralizujące – uważa dr Błażej Kmiecik, bioetyk. – Na część społeczeństwa podziałało to jak przesłanie: „ciąża to zło, to zagrożenie”. W dodatku fakt, że kupowały je osoby niepełnoletnie, rażąco uderzał w prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z sumieniem.

– Jednak są kobiety, pacjentki, które preparat taki stosują i będą stosować. Niezależnie od tego, czy bez recepty, czy na receptę. Co więcej – dostępność na receptę wcale nie jest realną blokadą do ich zdobycia – mówi anonimowo lekarz ginekolog z Warszawy. – Tu raczej powinno się wychodzić z szeroką akcją uświadamiającą, że przygodny kontakt seksualny jest niebezpieczny. I że furtka, jaką są tabletki „po”, to dla wielu par (!) czynnik skłaniający do nierozsądnych zachowań seksualnych.

Lekarz ginekolog opowiada też, że (w czasie gdy tabletki były jeszcze na receptę) regularnie prosiły o nie panie, które odbyły „niezabezpieczony stosunek” już po owulacji. I żadne tłumaczenia, że w tym czasie zajście w ciążę nie jest możliwe, nie pomagały. – To pokazuje, że świadomość wielu – nawet wykształconych – kobiet na tematy płodności i własnego ciała jest nikła. I to jest pole do pracy...

– Każdy lekarz ma możliwość odmowy wydania recepty na ten preparat z powołaniem się na klauzulę sumienia, którą Trybunał Konstytucyjny potwierdził w orzeczeniu z 7 października 2015 r. Klauzula sumienia daje również możliwość odmowy sprzedaży takiego środka pracownikom aptek, czego wyrazem są zapisy konstytucji (art. 30 i 52 ust. 1) – przypomina Magdalena Korzekwa-Kaliszuk, prawnik i psycholog, dyrektor CitizenGO Polska.

„Kilkanaście lat temu pigułka »day after« była reklamowana głównie jako środek antykoncepcji awaryjnej, adresowany przede wszystkim do dziewcząt i młodych kobiet. Z czasem ten preparat medyczny stał się uniwersalnym środkiem antykoncepcji postkoitalnej. We Francji pigułka jest rozdawana bezpłatnie przez pielęgniarki w niektórych szkołach średnich i gimnazjach. W niektórych regionach Wielkiej Brytanii pigułka była eksperymentalnie udostępniana dziewczynkom już od 9. roku życia. Jesienią 2009 r. pigułka »day after« została wprowadzona do wolnej sprzedaży w Hiszpanii” – przypomina ks. Kobyliński. Dobrze się więc stało, że zapoczątkowany bardzo podobny proces w Polsce udało się częściowo zastopować. – Wprowadzenie recepty na preparaty „dzień po” poprawia bezpieczeństwo kobiet, zwłaszcza bardzo młodych, choć jest rozwiązaniem niewystarczającym z punktu widzenia poszanowania godności i ochrony życia człowieka – dodaje Magdalena Korzekwa-Kaliszuk. O pełnej „normalności” mówić więc trudno. Chyba że za „normalność” przyjmiemy dopuszczanie w świetle prawa wczesnych aborcji chemicznych, którymi de facto bywa stosowanie tabletek „po”. 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg