Do tego, żeby zareagować, nie trzeba mieć pewności co do intencji. Jakie by nie były, takie sytuacje jak opisane nie powinny mieć miejsca. Do zdecydowanej reakcji to wystarczy.
Rolą rodzica jest nie być naiwnym i odpowiednio poinstruować dziecko - napisałam tydzień temu. Łatwo powiedzieć. Tam, gdzie chodzi o ludzi obcych dziecku przekazanie mu sensownych zachowań jest dość oczywiste. Ale jak zabezpieczyć je przed tymi dorosłymi, których zna i którym ma prawo ufać? Badania i medialne doniesienia nie pozostawiają złudzeń. Zagrożeniem bywają ludzie, którym dziecko powierzamy. Ludzie, którzy powinni się nim opiekować. Co w takim wypadku?
Każda relacja między dorosłym a dzieckiem zawsze zawiązuje się podobnie. Najpierw jest zapoznanie. Potem czas budowania relacji: wzajemna troska, wzajemne poznawanie się. Ten etap jest naturalny, normalny, nie budzi wątpliwości. Tak to wygląda zawsze. Zwrócić uwagę należy na następujące sytuacje.
Pierwsze, to testowanie granic dziecka. Nie tylko fizycznych, także emocjonalnych. Nie musi to być tylko dotyk, najróżniejszego zresztą rodzaju. Mogą to być na przykład zbyt prywatne, zbyt daleko idące pytania. Nic z tego nie jest /nie musi być wprost seksualne. Niemniej, jest "o krok za daleko".
Dziecko powinno wiedzieć, że ma prawo oczekiwać, że dorosły zachowań, które go krępują czy sprawiają dyskomfort zaprzestanie. Bezdyskusyjnie. Powinno też umieć swój sprzeciw wypowiedzieć. To znaczy: warto mu podsunąć formułkę. Zdanie do zastosowania. Na przykład: "to nie było miłe, nie rób tego więcej". Albo "nie chcę na to pytanie odpowiadać". Albo jakikolwiek inny grzeczny, ale jednoznaczny komunikat. Jeśli zechce przetestować go na ciociach, wujkach czy znajomych rodziców i zobaczyć jak działa, przynajmniej można będzie mieć pewność, że zastosuje go w sytuacji, dla której został przewidziany.
Powinno też - myślę - wiedzieć, że z takim problemem może (powinno?) przyjść do dorosłych. Do rodziców, a jeśli ich nie ma, na przykład do nauczycielki, której ufa. Wychowawcy na koloniach. Ważne, z drugiej strony, żeby dorośli tego typu informacji nie lekceważyli.
Oczywiście, to że ktoś narusza granice dziecka, nie oznacza jeszcze że jest pedofilem. Ale też nie trzeba mu tego zarzucać ani nawet podejrzewać, by zainterweniować. Samo naruszanie granic najzupełniej wystarczy. Ma się skończyć. Dorosły musi się cofnąć. Kropka.
Drugi sygnał, który koniecznie wymaga zauważenia, to wszelkie sytuacje, gdy dorosły nawiązuje zbyt bliski kontakt z dzieckiem czy dąży do spędzania z nim jak największej ilości czasu. Powinno niepokoić, jeśli dziecko jest wyróżniane, obdarowywane podarunkami, odciągane od grupy rówieśników. Może się to dziać także pod pozorem lepszych perspektyw czy szczególnej opieki z racji talentu, "który trzeba rozwijać"... Tak, wiem, to może brzmieć sensownie. Ale w końcu jeśli ma zadziałać, nie może wyglądać inaczej, prawda?
Rodzic nie może być naiwny. Nie od tego jest. Nawet jeśli marzy dla swojego dziecka o wspaniałych perspektywach. Nawet jeśli sam ich nie miał i sam nie jest w stanie ich zapewnić.
W kolejnej fazie dziecko zaczyna słyszeć, że jest dla dorosłego kimś wyjątkowym, "najlepszym przyjacielem". Faza "specjalności i wyłączności" to już ostatni etap. Kolejnym jest kontakt seksualny. A po nim: wszelkie działania mające zapobiec jego ujawnieniu.
Ustawienie dziecka w roli "najlepszego przyjaciela" osoby dorosłej, choćby nie miało podtekstu seksualnego, samo w sobie jest krzywdzące. Dziecko czy nastolatek nie jest w stanie udźwignąć takiego ciężaru. Przyjacielem osoby dorosłej powinna być osoba dorosła. Jeśli dorosły szuka przyjaźni dziecka to co najmniej jest osobą niedojrzałą emocjonalnie. Doprawdy, nie chciałabym żeby ktoś emocjonalnie niedojrzały zajmował się moim dzieckiem. Nawet gdyby miało nic za tym nie iść... Tym bardziej, jeśli iść może. Tym bardziej, jeśli specjaliści wskazują, że taki jest schemat.
Chcę podkreślić: do tego, żeby zareagować, nie trzeba oskarżać kogoś pedofilię. Nie trzeba mieć pewności co do intencji. Jakie by nie były, takie sytuacje jak opisane nie powinny mieć miejsca. Do zdecydowanej reakcji to wystarczy.
***
Skuteczną pomocą w różnych dziedzinach pracy z dziećmi i młodzieżą są jasne zasady określające formy bliskości i dystansu w relacjach między dorosłymi a dziećmi i młodzieżą. Dlatego każda instytucja i organizacja kościelna pracująca z dziećmi i młodzieżą powinna: (1) posiadać własny kodeks zachowań; (2) organizować szkolenia dla zatrudnianych osób oraz tych, które podejmują posługę w charakterze wolontariuszy. Niestosowanie się do kodeksu zachowań powinno się wiązać z konsekwencjami służbowymi.
To fragment dokumentu zatytułowanego "Prewencja nadużyć seksualnych wobec dzieci i młodzieży i osób niepełnosprawnych w pracy duszpasterskiej i wychowawczej Kościoła w Polsce", część oficjalnie przyjętych standardów. Część instytucji kościelnych takie normy posiada. Na swojej stronie internetowej zamieścili je np. krakowscy salezjanie. O tym, dlaczego ważne jest, by takie standardy powstawały we wszystkich instytucjach mających do czynienia z dziećmi, nie tylko kościelnych, napiszę za tydzień.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.