Stuprocentowa bawełna, hipoalergiczne wypełnienie silikonowe i dużo miłości – to przepis na ośmiorniczki. Misja jest terapeutyczna.
Gotowa przytulanka jest dokładnie prana. Potem przez kilka dni nosi ją przy sobie mama, tak żeby zabawka przeszła zapachem jej ciała Potem trafiają do inkubatorów, w których leżą, otoczone rurkami od respiratorów i przewodami od kroplówki, wcześniaki.
Uwaga, uzależnia!
Maluchy mają silną potrzebę chwytania. Zamiast na plastikowych rurkach, mogą zaciskać paluszki na mackach ośmiorniczki, jak na pępowinie, kiedy jeszcze były w brzuchu mamy. Pomysł przyszedł do Polski z Danii i podbił serca zarówno rodziców, jak i lekarzy. A także rękodzielniczek, które charytatywnie dziergają i przekazują bezpłatnie swoje wyroby do szpitali. – Szydełkowanie jest uzależniające, a pomaganie jeszcze bardziej. Koleżanka w ciąży dziergała jeszcze w szpitalu, do samego porodu – przyznaje ze śmiechem Małgorzata Koterwa-Śliwa. Ona o ośmiorniczkach dowiedziała się od koleżanek z facebookowej grupy szydełkowej. – Poczytałam i się zachwyciłam. Lubię pomagać, lubię szydełkować, więc to projekt w sam raz dla mnie! Mam dwoje dzieci, w rodzinie też mieliśmy wcześniaki, nie trzeba było dużo, żeby poruszyć moje serce. Pomyślałam, że jeśli moje szydełkowanie może pomóc takiej kruszynce leżącej w inkubatorze i tęskniącej za dotykiem mamy, to ja w to wchodzę. Tak znalazłam Fundację Małe Serca – opowiada koszalinianka. Zapotrzebowanie na ośmiorniczki jest bardzo duże. Dwa gdańskie szpitale, z którymi współpracuje, potrzebują około 100 przytulanek miesięcznie! Na szczęście charytatywne dzierganie zatacza coraz szersze kręgi.
Certyfikowane
Po szydełka sięgnęły także mieszkanki gminy Darłowo. Przede wszystkim studentki Uniwersytetu III Wieku. – Rekordzistkom jedna ośmiorniczka zabiera 4–5 godzin. Ja potrzebuję zdecydowanie więcej, bo dziergam między pracą zawodową, obowiązkami domowymi i opieką nad dziećmi. Ale dziergać można wszędzie: w autobusie, jadąc do pracy, odpoczywając przed telewizorem, słuchając audiobooków, a nawet łapiąc oddech na dworze. Trzeba tylko uważać, żeby do robótki nie dostały się zanieczyszczenia, włosy, sierść zwierząt domowych – mówi Małgorzata Koterwa-Śliwa, instruując uczestniczki szkolenia. W grę wchodzi zdrowie delikatnych maluchów, więc ośmiorniczki powstają wyłącznie z certyfikowanych materiałów: stuprocentowej bawełny i hipoalergicznego wypełnienia silikonowego. Wymagają też ogromnej pieczołowitości w wykonaniu. – Zobowiązałyśmy się do zrobienia 350 sztuk do końca października. Nie wiem jednak, czy się nie przeliczyłyśmy. Nie brałyśmy pod uwagę, że ośmiorniczki wymagają takiej uwagi i drobiazgowego wykonania, ale nie zamierzamy się poddać – mówi Ewa Dziemieszonek, koordynator projektu Warsztaty Uniwersyteckie Ośmiorniczki. To ona podpowiedziała koleżankom, że można wykorzystać swoje umiejętności, by poprawić komfort dochodzenia do pełnej sprawności maluchom, które przyszły na świat nieco za wcześnie. – Ewa jest mózgiem operacji, ja pomagałam ubrać pomysł w ramy projektu. Teraz wszystko w rękach wolontariuszy – dopowiada Justyna Pacuła-Woźniak, pełnomocnik wójta ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi, która pomogła napisać projekt. W jego ramach wolontariuszki przeszły szkolenie ośmiorniczkowe.
Macki pomagania
– Wydziergałam już kilka ośmiorniczek, ale nie wiedziałam, że muszą być tak ściśle robione i z odpowiedniej certyfikowanej włóczki. Za to macki mam już opanowane. Kiedy córki były małe, robiłam im czapeczki z takimi warkoczykami jak macki tej ośmiorniczki – przyznaje Zofia Maziarz, jedna z darłowskich wolontariuszek, która zdecydowała się na udział w projekcie. – To świetny pomysł, bo możemy wykorzystać swoją pasję, żeby zrobić coś, co pomoże maluchom w inkubatorach – dodaje. Wolontariuszki z Uniwersytetu III Wieku mają już na koncie charytatywne szydełkowanie. – Robiłyśmy czapeczki dla dzieci po chemioterapii, ale z nimi było łatwiej niż z ośmiorniczkami, bo z grubszej włóczki – kiwa głową Romualda Słowikowska ze Sławna. – A ja ostatni raz szydełko w ręku miałam w podstawówce! Ale tego się nie zapomina i mam już drugi rządek – śmieje się Maria Jarzębska-Borsut, która przyjechała na szkolenie razem z koleżanką z Jarosławca. Darłowskim wolontariuszkom przyda się wsparcie. – Każde ręce zagospodarujemy. Jedne do dziergania, inne do prania, pakowania i odsyłania do koordynatora akcji, więc liczymy na to, że do udziału w projekcie będą się zgłaszać kolejne osoby – zaprasza Justyna Pacuła-Woźniak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |