To walka o godne życie, zdrowie, czasem prewencja. Śląskie miasta przyznają otwarcie, że mają problem ze śmieciami i odorem. I zaczynają działać.
W świetle obecnego prawa odpadami można obracać pomiędzy pośrednikami. Dlatego coraz większa liczba osób mówi otwarcie – to luka, żeby śmieci „wyparowywały”. – Kwity za ich odbiór są sprzedawane pomiędzy nieskończoną liczbą pośredników, a sama masa ląduje gdzieś na dzikim wysypisku – mówi prezydent Siemianowic Śląskich Rafał Piech. – Dlatego niemożliwe jest ustalenie, czyje śmieci zostały porzucone.
Detektyw na tropie
Boleśnie przekonuje się o tym Bytom. Oburzeni sytuacją mieszkańcy działają w inicjatywie „Bytom to nie hasiok”. Tworzą mapę wysypisk i starają się monitorować zakłady przetwórstwa działające w mieście. Natomiast prezydent Damian Bartyla postanowił do działania włączyć… biuro detektywistyczne. Dokument miał być przekazany organom ścigania. – Samochody nawet na gdańskich numerach przejeżdżały 600 km, żeby wyrzucać śmieci na terenie Bytomia. Mamy przypadki, gdzie praktycznie cała Polska tu się wysypywała – relacjonował ujawnione w raporcie przypadki dyrektor generalny Agencji Bezpieczeństwa Gospodarczego Dariusz Woźnicki.
Przykrywką dla takich działań firm była działalność rekultywacyjna terenów poprzemysłowych. Według informacji z Urzędu Miasta, na terenie Siemianowic Śląskich działa jeden zakład przetwarzania odpadów. Jednak przy „sprzyjającej” pogodzie efekty jego działalności czuć w całym mieście. Niestety, samorządowcy mają związane ręce. Mogą wnioskować o przeprowadzenie kontroli, jednak nie ma jednostek, które pozwoliłyby ocenić poziom odoru.
„To dżuma miast XXI wieku” – napisał Rafał Piech w liście do premier Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy. Prosi w nim o przyspieszenie prac nad „ustawą antyodorową”. W apelu zawarł cały szereg pomysłów, które pozwolą uszczelnić system. – Chcemy, aby stosowano monitoring GPS samochodów wiozących substancje niebezpieczne. Zależy nam również na wprowadzeniu zapisów, w wyniku których możliwe będzie przeprowadzanie natychmiastowej i niezapowiadanej kontroli w przedsiębiorstwach w zakresie występowania uciążliwych zapachów oraz nakładanie i egzekwowanie dotkliwych sankcji w przypadku stwierdzenia uciążliwości zapachowych. W ministerstwie środowiska powinna zostać wypracowana jakaś skala, która pozwoli te uciążliwości obiektywnie zmierzyć – postuluje Piech.
Wanna służy
To pomysły wypracowane przez zespół ekspertów z różnych dziedzin, który obradował w siemianowickim Urzędzie Miasta. Poszukiwano dobrych praktyk. – Byliśmy w Bielsku. Tam powstała nowoczesna przetwórnia odpadów, która nie powoduje żadnych uciążliwości. Samochody wjeżdżają do środka i ich zawartość razem z zapachem jest wysysana pod ciśnieniem. Aby powstały takie instalacje, naprawdę potrzeba wielomilionowych nakładów. Ale może tu jest klucz do sukcesu: lepsze, ultranowoczesne instalacje, ale w mniejszej liczbie – zastanawia się Piotr Kochanek, rzecznik prasowy urzędu.
Ważną propozycją, jaka płynie również z Siemianowic Śląskich, jest uszczelnienie prawa odnośnie do pojazdów, które mogą odpady przewozić. – Obecnie każdy, kto posiada tzw. wannę, może na moment stać się śmieciarką. To powoduje, że tak naprawdę nie wiemy, co jest przewożone na terenie miasta – wyjaśnia P. Kochanek.
Propozycje przesłane do premier Beaty Szydło trafiły już do ministerstwa środowiska i zostały bardzo pozytywnie ocenione. Na te rozwiązania czekają mieszkańcy nie tylko regionu, ale całego kraju. Dość wspomnieć, że w ostatnich dniach zarzuty usłyszał przedsiębiorca z Gliwic, który zamiast utylizować niebezpieczne odpady, wywoził je na teren nieczynnej rafinerii w Małopolsce. To najbardziej drastyczne przypadki. Bo codziennością wielu mieszkańców są wysypiska. Ulatniający się z nich odór, zwłaszcza latem, jest nie do wytrzymania. I nie do powstrzymania, bo nie chronią przed nim nawet zamknięte okna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |