Przed laty w mistrzostwach Polski modelarzy lotniczych startowało ok. 100 zawodników. Dziś, nawet bez eliminacji, na starcie staje 40. Jak ożywić tę dziedzinę sportu?
Brak smykałki
To według prezesa m.in. efekt wieloletnich zaniedbań w szkolnictwie. Ubolewa on, że przy okazji wprowadzenia gimnazjów wycofano z programów szkolnych popularne niegdyś zajęcia praktyczno-techniczne. A co za tym idzie, zlikwidowano wyposażone pracownie, które były w każdej podstawówce.
– Ten błąd popełniony przed laty sprawił, że zdolności manualne statystycznego młodzieńca są ubogie lub żadne. Odkręcenie tego zjawiska graniczy z cudem z uwagi na wysokie koszty odbudowy zaplecza. Owszem, mogłyby wziąć to na siebie kluby i pracownie modelarskie, te jednak są w kiepskiej kondycji finansowej. Zresztą takich modelarni jest niewiele, a Polska Północna to pod tym względem prawie pustynia, podczas gdy kilka dekad temu Piła była w czołówce polskiego modelarstwa wśród średnich miast. To czasy, kiedy Ryszard Lewandowski zdobył wicemistrzostwo Polski w modelach samochodów prędkich.
Szkoda tego zacofania, bo zajęcia w pracowni są nie tylko ciekawe, ale i rozwijające. Modele trzeba prawidłowo odczytać z projektu, skrupulatnie przeliczyć długości, precyzyjnie skonstruować. Chłopcy ze starszej grupy, juniorzy, nabywają tu wiedzy z aerodynamiki. – Bez tego nie byłoby modelarstwa. Te umiejętności przydadzą się nie tylko tutaj, ale i w szkole, na matematyce, geometrii, fizyce. No a przede wszystkim tworzy się grupa, proszę posłuchać, co tam się teraz dzieje przy stole – instruktor Piotr Stankiewicz zwraca uwagę na rozgardiasz w pracowni. – Tak nawiązuje się więź. Najpierw tu, w modelarni, potem podczas zawodów. Niektórzy tę więź pielęgnują całe życie, utrzymują relacje z kolegami z klubu – pan Ryszard podaje przykład wciąż czynnego nestora pilskich modelarzy, 80-letniego lekarza dr. Eugeniusza Żmudę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |