Czytelnik w skorupce

Agata Puścikowska

GN 45/2011 |

Statystyki czytelnictwa są przygnębiające. Polak nie czyta.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Na XV Krakowskich Targach Książek nieprzebrane tłumy. Kolejki do kas, przy stoiskach tłok, na spotkania z autorami wcisnąć się nie sposób. Pięknie! Znaczy, że czytamy. Jeszcze piękniej, bo wśród odwiedzających mnóstwo młodzieży i dzieci. Rośnie nam pokolenie czytaczy. Może i rośnie. Tyle że nie pokolenie, ale elita. A jak każda elita – większość lub równość to nie jest. Raczej spora mniejszość. Bo chociaż targi książki to wydarzenie, na które chętnie się przychodzi i zapewne odwiedzający stoiska młodzi ludzie rzeczywiście czytają, to statystyki czytelnictwa są przygnębiające. Polak nie czyta. Bo nie lubi i nie chce. Albo – jak twierdzi – nie ma czasu. Konkretne dane: 56 proc. nie czyta w ogóle, a zaledwie 12 proc. czyta więcej niż sześć książek rocznie. Co przerażające, aż 20 proc. osób z wyższym wykształceniem nie czyta praktycznie nic. Nie czyta również prawie 40 proc. specjalistów i menedżerów oraz połowa urzędników (!). A najbardziej chyba przeraża, że ponad 30 proc. uczniów i studentów nie czyta lektur dłuższych niż... trzystronicowe. Przyszłość narodu… Oczywiście istnieje (zanikający) gatunek młodzieży czytającej. Ale nie cieszmy się zbytnio... Niedawno byłam na dość ciekawej konferencji na ten temat. Jedna z prelegentek przytaczała tytuły, po które najchętniej sięga młodzież. Są to głównie różnej maści powieści science fiction, wszelkie propozycje dotyczące magii i czarów. A rekordy popularności wśród dziewcząt biją... romanse o wampirach. Ktoś powie: „A niech czytają, co się czepiać? Poczytają głupoty, sięgną po lepsze lektury”. Być może... Chociaż moim zdaniem, bardziej prawdopodobne są dwa inne scenariusze: obrany kierunek czytelnictwa będzie postępował w tymże samym, coraz bardziej wampirzo-ambitnym kierunku. Lub drugi: czytelnik w pewnej chwili w ogóle zrezygnuje z książek. Bo z fascynacji wampirzym love story kiedyś się wyrośnie, lecz wtedy nie będzie czasu i intelektualnej energii na wrośnięcie w książki z wyższej półki. A jaka jest recepta? Podobno (według mądrych pedagogicznych głów) – prosta i trudna jednocześnie. Jeśli czyta rodzic – czyta i dziecko. Gdy rodzic „nie ma czasu” na lekturę (na telewizję jakoś starcza) – niech nie narzeka na potomka – wtórnego analfabetę. Bo z czytelnictwem i młodym czytelnikiem jest jak z jajkiem: czym skorupka nasiąknie, to na starość przeczyta.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.