Duszę towarzystwa zatrudnię

GN 47/2011 Gdańsk

publikacja 29.11.2011 07:00

– Kiedy ludzie się dobrze bawią, to zapominają o dopalaczach. Do zabawy w miłej atmosferze alkohol nie jest potrzebny – mówi Szczepan Babiuch, wodzirej z Gdyni.

Duszę towarzystwa zatrudnię Joanna Jankowska/ GN Szczepan Babich przekonuje, że im więcej pomysłów, tym mniej nudy i alkoholu.

Dariusz Dulaba: Mówi się, że już niedługo wodzirejów zastąpią didżeje i konferansjerzy. Zgodzi się Pan z tym?

Szczepan Babiuch: – Nie. I chyba nie szybko to nastąpi, skoro sami eksperci z branży rozrywkowej przyznają, że z roku na rok rośnie zainteresowanie imprezami z udziałem wodzirejów.

Niektórzy uważają, że to nie jest dobre zajęcie dla chrześcijanina.

– To zbyt surowa ocena. Nie boję się podejmować nowych wyzwań, a zająłem się tym, bo lubię prowadzić dobrą zabawę. I wcale mi to nie przeszkadza w zbliżaniu się do Boga. Przeciwnie, daje mi siłę i motywację do pracy. Pewnego razu zapytano Karola Wojtyłę, czy uchodzi, aby kardynał jeździł na nartach. Przyszły papież uśmiechnął się i odparł: „Co nie uchodzi kardynałowi, to źle jeździć na nartach!”. Biorę przykład z tej postawy i staram się być dobrym wodzirejem. Takim, który wie, jak porwać ludzi do zabawy, potrafi zapewnić właściwą oprawę, zabawę na wysokim poziomie i miłą atmosferę. Czego potrzeba? Ważne są elokwencja, kultura osobista, umiejętności organizacyjne, zdolności reżyserskie i odpowiedzialność. Dlatego podczas każdej imprezy staram się dać z siebie wszystko, koordynować i utrzymywać kontakt z innymi ekipami (np. muzykami, kuchnią). Dzięki temu mogę prowadzić prawie każdą uroczystość: wesele, bal, rocznicę, jubileusz, festyn, a także być konferansjerem podczas gali lub koncertu.

Ojciec Leon Knabit uważa, że dojrzała wiara nie skupia na sobie uwagi ani nie upomina się o swoje. Panu udaje się zachęcać i motywować ludzi. Jak Pan to robi?

– Najpierw zapraszam ludzi do siebie (np. parę młodą) i staram się poznać ich oczekiwania, jaki charakter ma mieć uroczystość. Niczego nie narzucam. Potem starannie opracowuję scenariusz (dobieram muzykę, gadżety, które mogę wykorzystać podczas np. konkursu tańca czy loterii fantowej) i rezerwuję czas na zabawę, biesiadę i rozmowę. Kiedy ludzie dobrze się bawią, to zapominają o dopalaczach. Pamiętam, jak prowadziłem kiedyś wesele, gdzie na 105 osób zakupiono 115 butelek wódki. Na drugi dzień okazało się, że pozostało nietkniętych 95 butelek. Bardzo ciekawe, że wypito zaledwie 20 sztuk, a zabawa była przednia.

Aż trudno w to uwierzyć. Ale skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest… tak źle i nawet na Komunii dziecka raczymy się alkoholem.

– To dobre pytanie. Niedawno przeprowadzono badania (na zlecenie Państwowej Akademii Nauk), które ujawniły, że potrafi my i lubimy świetnie się bawić, ale bardzo wstydzimy się złych opinii współbiesiadników. Stąd na stole alkohol, który niby ma zmniejszyć dystans i pomóc pokonać nieśmiałość. Niepotrzebnie. Ludzie mają mnóstwo talentów; zwykle na każdej imprezie są dusze towarzystwa. Warto takie osoby wykorzystać. Im więcej pomysłów, tym mniej nudy i alkoholu. Inaczej w wielu wypadkach zaczyna się od wypicia kieliszka „na odwagę” do zabawy.

Niektórzy rodzice zakazują dzieciom wyjścia na imprezy, by chronić je przed próbami nakłaniania do picia alkoholu, zażywania narkotyków czy edukacji poprzez pornografię. Czy to zdaje egzamin?

– Nie ma jednej reguły. Chodzimy na imprezy, by mieć dobry czas i wybawić się. I to jest dobre. Uważam, że z naszą młodzieżą nie jest aż tak źle i potrafi o siebie zadbać, o ile okażemy jej więcej zaufania. Poznałem wielu takich młodych ludzi. Niektórzy przystąpili do krucjaty antyalkoholowej i mówią otwarcie, że nie zamierzają się zmieniać. Można zaproponować im zorganizowanie chrześcijańskich imprez. Razem z kolegami wodzirejami z katowickiego Ośrodka ks. Franciszka Blachnickiego myślimy o założeniu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wodzirejów Imprez Bezalkoholowych. Od wielu już lat prowadzą oni specjalne kursy i warsztaty, gdzie można nauczyć się wielu rzeczy.

Warto nauczyć się wykorzystywać każdą możliwość, by gdzie jest dobroć, tam rodzi się wdzięczność.

– To prawda. Niedawno podczas śniadania po zakończonym weselu bezalkoholowym podszedł do mnie ojciec pana młodego, podziękował i powiedział, że tak dobrze nie bawił się od 30 lat na żadnym weselu. Po raz pierwszy obudził się bez kaca i sam odwiózł gości na dworzec. Oprócz tego cała rodzina wyjeżdżała w dobrych humorach i była pod wrażeniem, że mogła się świetnie bawić do białego rana.

Zbliżają się andrzejki i karnawał. Co by Pan doradził?

– Zamiast sobie wróżyć, można spróbować rozdać cytaty z Biblii albo zachęcić do losowania cytatu dla małżonka. Jeśli jest to impreza klasowa, można wybrać z kalendarza złote myśli znanych filozofów (także świętych) i zaproponować gry sprawnościowe albo zadania, które uczą twórczo myśleć.

TAGI: