Lekarstwo na splin

Krzysztof Król; GN 48/2011 Zielona Góra

publikacja 06.12.2011 07:00

Uprawiają nordic walking, wyjeżdżają do operetki, malują obrazy i spotykają się z ciekawymi ludźmi. Bo w „trzecim wieku” nie trzeba siedzieć w domu.

Lekarstwo na splin Krzysztof Król/ GN Klub to idealne miejsce na odkrycie drzemiących talentów.

Chynów niegdyś był samodzielną wsią, dziś to północna dzielnica Zielonej Góry, oddalona kilka kilometrów od centrum miasta. Wyjazd tam dla osób starszych to niemal wyprawa, a propozycji dla seniorów jest tu jak na lekarstwo. Na szczęście przy parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w 2009 roku, z inicjatywy ks. Jana Radkiewicza, powstał Klub Seniora. Teraz opiekuje się nim nowy proboszcz ks. Wojciech Ratajewski. Kilkanaście pań spotyka się w drugą niedzielę miesiąca.

Czekamy na niedzielę

Klub postawił sobie trzy cele: ciekawe spędzanie czasu, wyjście z domu i integracja ze środowiskiem. – Zawsze czekamy na tę niedzielę. Brakowałoby czegoś, gdyby nie klub seniora – zapewnia Teresa Boniakowska. – Tutaj mamy coś dla ciała i dla ducha – dorzuca jej siostra Jadwiga. Seniorzy mieli m.in. spotkania z fryzjerką i kosmetyczką, z lekarzami na temat zdrowego trybu życia oraz z informatykiem o obsłudze komputera. – To wszystko prowadzili ludzie z naszego środowiska. Taką mamy zasadę – podkreśla prezes klubu Elżbieta Muszyńska.

Seniorzy nie siedzą tylko na miejscu. – W zeszłym roku z okazji dnia kobiet byłyśmy w zielonogórskiej bibliotece na wystawie torebek. Oglądałyśmy tam eksponaty nawet ze średniowiecza i z słuchałyśmy historii każdej torebki. Wszak kobieta i torebka są nierozłączne – śmieje się pani Ela. – A potem odwiedziłyśmy herbaciarnię – dodaje. Panie jeżdżą m.in. na koncerty do miasta, do skansenu w Ochli, a czasem wybierają się na dłuższe wycieczki, np. na operetkę do Poznania.

Szpachelka i obraz

Swoim talentem klub wspomaga Zdzisława Kalwa, która od 12 lat jest w sekcji Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Zielonej Górze. – Tym, co potrafię, chcę się podzielić z koleżankami. Na zajęciach jest tyle radości tworzenia i śmiechu – zapewnia pani Zdzisława. Uczy, jak malować szpachelką malarską. Dzięki niewielkim narzędziom, kojarzącym się z remontami, można rozprowadzać i mieszać farby na powierzchni obrazu. W ten sposób maluje m.in. Maria Łabędzka. – Zawsze coś artystycznego mi w duszy grało – mówi emerytowana księgowa. – Koleżanka pokazała, jakie cuda można robić szpachelką. Nie było trudno się nauczyć. Maluję krajobrazy, kwiaty, a ostatnio zrobiłam nawet portret mojej nieżyjącej mamy – dodaje. Talenty w klubie są różnorakie. Niedawno była wystawa prac seniorów. – Jedni malują, inni robią gobeliny, a jeszcze inni piszą wiersze – mówi Elżbieta Muszyńska, która zaprezentowała swój tomik.

Chcę wyjść z domu

Klub jest zarejestrowany przy lubuskim Urzędzie Marszałkowskim. Dzięki dotacjom udało się m.in. zorganizować spotkania i wyjazdy oraz wyremontować salkę. – Na ten rok nie dostaliśmy ani złotówki. Nie przeraża nas to jednak i działamy dalej – wyjaśnia Elżbieta Muszyńska. Seniorki  są przekonane, że taki klub powinien działać w każdej miejscowości.– Kiedy zapisuję nowych słuchaczy na Uniwersytet Trzeciego Wieku, pytam o powody przyjścia. Najczęściej pada odpowiedź: „Chcę wyjść z domu i znów znaleźć się miedzy ludźmi” – mówi Zdzisława Kalwa. – Podobnie jest i tu. Dzięki spotkaniom jest szansa na wyjście z domowych dresów, ładne ubranie się, podmalowanie oczek, zrobienie fryzury – dodaje z uśmiechem.