Betlejem w szpitalu

Jan Głąbiński; GN 01/2012 Kraków

publikacja 13.01.2012 21:05

- Poród to majestat, za każdym razem Boże Narodzenie. Gdy po 9 miesiącach następuje wielki finał, musi przebiegać w życzliwości i największym spokoju – mówi położna Beata Watychowicz.

Betlejem w szpitalu Jan Głąbiński/ GN Bartek Wypych z żoną w nowotarskim szpitalu cieszyli się z narodzin córki.

Gościnnie spotyka się z uczestnikami nowotarskiej szkoły rodzenia „ProFamilia”. W 2006 r. otrzymała za swoją pracę tytuł Człowieka Roku w plebiscycie „Gazety Krakowskiej”. Dla niej największym autorytetem w położnictwie był prof. Włodzimierz Fijałkowski, który zauważył, że cywilizacja końca XX wieku wypaczyła zupełnie właściwe przygotowanie do rodzicielstwa. – Uczestnictwo męża w porodzie jest po prostu poezją. Nie jest ważne, na ile przyszły tata jest aktywny, chodzi przede wszystkim o to, aby trwał przy żonie. Ona potem powie, że bez niego nie dałaby sobie rady – mówi B. Watychowicz. Nowotarska położna obala wszelkie mity dotyczące zachowań mężczyzn w sali porodowej. – Nikt nie mdleje, nie ucieka. Ojcowie dzielą się potem ze mną radością uczestnictwa w porodzie. Nie wyobrażają sobie, że mogłoby ich zabraknąć przy żonie w tak niezwykłym momencie – zapewnia pani Beata, która kilkadziesiąt lat pracowała na oddziale położniczym w zakopiańskim szpitalu.

Cement dla związku
Doktor Hubert Wolski, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego przy nowotarskim szpitalu, zachęca do porodów rodzinnych. – Poród jest wydarzeniem rodzinnym. Dziecko przychodzi na świat, rodzi się w rodzinie. Sam poród dla kobiety jest wyzwaniem. Dobrze mieć wtedy przy sobie kogoś bliskiego, przez kogo jest się właśnie w tym miejscu. Kogoś, kto wspiera, wzmacnia, uspokaja, a przede wszystkim czuje się odpowiedzialny za tę właśnie kobietę i ich wspólne dziecko – mówi znany ginekolog, który otrzymał niedawno najwyższe odznaczenie Polskiego Towarzystwa Lekarskiego – medal „Gloria Medicinae”. Dodaje jednak, że ostateczna decyzja na temat porodu rodzinnego należy do małżonków. Doktor Maciej Kostyk z Krakowa, prowadzący specjalistyczną praktykę ginekologiczno-położniczą, uważa, że do porodu rodzinnego nie można nikogo na siłę nakłaniać. – Jest to wydarzenie mocno cementujące związek oraz więź między ojcem i dzieckiem – uważa. Z kolei Beata Watychowicz dodaje, że wspólny poród nie tylko cementuje związek, ale prowadzi do wzrostu autorytetu kobiety. – Mężczyzna widzi trud rodzenia i ogromny wysiłek żony – dodaje pani Beata.

Rankingi nic nie znaczą
Kiedy rodzice zdecydują się już na poród rodzinny, kolejnym krokiem do wielkiego i oczekiwanego finału jest wybór miejsca, w którym dziecko przyjdzie na świat. – Powinno to być uzależnione głównie od zaufania do kompetencji personelu medycznego danej placówki i wyposażenia w sprzęt specjalistyczny, konieczny do prawidłowej opieki nad rodzącą i jej dzieckiem. Rankingi, jak wszystkie badania opinii społecznej, bywają mylące i pełnią jedynie pomocniczą rolę w wyborze miejsca porodu – zaznacza dr Kostyk. Jolanta Pulchna, rzecznik prasowy Małopolskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, przyznaje, że NFZ nie rankinguje placówek pod kątem popularności i porodów. Jedyne dane, jakie posiada NFZ, to liczba porodów w poszczególnych szpitalach. Mimo usilnych starań, nie otrzymaliśmy od Małopolskiego NFZ takich statystyk.

Elżbieta Rodak przez kilka lat prowadziła szkołę rodzenia, obecnie pracuje w jednym z banków komórek macierzystych. – Nie ukrywam, że pracując w tym środowisku, mam swoje opinie na ten temat. Jednak nie mogę jednoznacznie powiedzieć, który szpital czy lekarz jest idealny. To zawsze tylko subiektywna ocena – mówi E. Rodak, która swoje spostrzeżenia publikuje w małopolskim portalu perfekcyjnirodzice.pl. – Nie można oglądać się na rankingi i na komentarze w internecie. Najlepiej przyjść na oddział, obejrzeć. Można porozmawiać z mamami, które są już po porodzie, personelem medycznym. Dodam jeszcze, że nigdy nie powinniśmy rozpatrywać pacjentki jako statystycznej rodzącej. Każdą kobietę trzeba traktować indywidualnie – podkreśla dr Wolski.

Zwiedzanie oddziałów
W ramach szkoły rodzenia B. Watychowicz zaprasza uczestników na oddziały położniczo-ginekologiczne w szpitalach nowotarskim i zakopiańskim. – Obecnie w każdej placówce, nie tylko na Podhalu, można zapoznać się z oddziałem, zobaczyć porodówkę i sale poporodowe. Daje to pewne poczucie bezpieczeństwa. Nie trafiamy potem do zupełnie nieznanego miejsca – podkreśla położna. Szpitale dokładają coraz większych starań, aby zachęcić do siebie pacjentki. Niedawno kard. Stanisław Dziwisz poświęcił zmodernizowany oddział ginekologiczno-położniczy w krakowskim Szpitalu im. G. Narutowicza. Lecznica ta – jako jedna z pięciu w Polsce i jako pierwsza w Krakowie – kupiła koło porodowe Roma. Dzięki niemu pacjentki w czasie porodu będą mogły przyjmować różne pozycje, zapewniające maksimum komfortu i swobodę ruchów.

B. Watychowicz zwraca uwagę, że nawet najlepsze wyposażenie oddziału nie może zastąpić pracy personelu medycznego, a przede wszystkim położnej. – Kobieta w stanie błogosławionym i okołoporodowym wymaga specjalnego traktowania. Jest jak wielkie dziecko, potrzebuje delikatności i czułości. Prawdziwa położna wykonuje swoją pracę jak najlepiej, ale jednocześnie potrafi w tym niezwykłym momencie narodzin otoczyć kobietę wielką troską, przytulić ją – podkreśla.

Z podniesioną głową
Niestety, niektórzy rodzice przyznają, że ciągle w szpitalach trafiają się osoby opryskliwe, niemiłe. – Poród to majestat. Bywa tak, że w warunkach szpitalnych jest z niego odarty poprzez niewłaściwe zachowanie personelu medycznego. Zostawia to ogromny ślad w psychice kobiety, która mówi potem wprost, że nie chce mieć już więcej dzieci – opowiada. Z relacji rodziców wie, że podczas porodu pada wiele niewłaściwych słów, komentarzy. Nie sposób ich w tym miejscu przytaczać. Jak uniknąć takich sytuacji? – Kobiety muszą wiedzieć, że mają swoje prawa. Na oddział należy wejść z podniesioną głową. Do szału doprowadza mnie postawa typu „przepraszam, że żyję” – mówi stanowczo nowotarska położna.

Dr Hubert Wolski zauważa, że XXI wiek spowodował odejście od porodu jako wydarzenia naturalnego, rodzinnego. – Jesteśmy zdominowani wizją porodu budowaną przez media, gdzie trwa on 45 sekund – cztery ujęcia kamery, trochę jęków, omdlewający tatuś i urodzony trzymiesięczny „noworodek”. Zaś mama jest uśmiechnięta, z przerysowanym makijażem – przyznaje. Dr Maciej Kostyk uważa natomiast, że poród powinien być niezapomnianym i bardzo pozytywnym przeżyciem. – Od całego zespołu medycznego biorącego udział w opiece okołoporodowej zależy, jaki ślad w pamięci pozostanie i jakie będzie nastawienie do kolejnych ciąż i porodów – mówi znany krakowski ginekolog. Dodaje, że bardzo istotnym czynnikiem redukującym stres okołoporodowy może i powinno być znieczulenie (najlepiej zewnątrzoponowe lub wziewne) odpowiednią mieszaniną tlenu i podtlenku azotu, zwanej powszechnie gazem rozweselającym. – Najważniejsza wydaje się jednak szeroko rozumiana psychoprofilaktyka okołoporodowa, czyli wiele minut lub godzin spędzonych na rozmowach z ciężarną lub rodzącą i jej partnerem oraz wyjaśnianiu ich wątpliwości – uważa dr Kostyk.

Współczesna stajenka
Beata Watychowicz wspomina rozmowę z dziennikarzami telewizji TVN, którzy prosili ją o komentarz. Zapytali, co by się stało, gdyby Pan Jezus urodził się na Podhalu. – Powiedziałam im, żeby zostawili Boże Dziecię w spokoju. Bo to było piękne narodzenie, daję je zawsze za przykład. W spokojnym miejscu, może chłodnym, ale otoczonym niezwykłą i niekończącą się miłością, gdzie nie było krzyku, żadnej przemocy. Niech nasze sale porodowe będą takim współczesnym Betlejem – apeluje. Przypomina jednocześnie, że dziecko w łonie matki jest barometrem jej uczuć i stanów emocjonalnych.