W niedzielę będzie rosołek

Marcin Wójcik; GN 2/2011 Łowicz

publikacja 28.01.2012 07:00

Najlepiej wychodzi mi sernik na zimno, choć Kuba mówi, że udka z piekarnika. Umiem też powiesić firankę tak, aby zachowała marszczenia.

W niedzielę będzie rosołek Marcin Wójcik/ GN W tym garze Robert co niedzielę gotuje rosół dla całej rodziny. Z tego, co zostanie, na następny dzień robi pomidorówkę.

Robert Sobierański z Kutna wychowuje siedmioro dzieci, najmłodsze chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej, a najstarsze – do technikum. Licząc od najmłodszego, przedstawiają się: Kinga, Jakub, Marcelina, Kacper, Maja, Marta, Damian. Robert mówi, że cały czas jest ojcem i matką. Według niego, trudno raz być tatą, a raz mamą. Więc podzielił swoje ciało na dwie części, to znaczy kiedy jedna ręka grozi palcem, druga tuli. Albo kiedy jedna ręka miesza owsiankę, druga naprawia żelazko. Podziału dokonał zaraz po tym, jak zmarła Aleksandra, z którą od początku lat 90. ub. wieku stanowili jedno ciało.

Ząbek i bańki
Teraz jest zimno i łatwo o przeziębienie, ale moje dzieci nie chorują. Zanim wyjdą do szkoły, dostają do buzi po ząbku czosnku. Te starsze już się buntują, bo mówią, że na przerwach strasznie czuć. Siekam też im cebulę i zasypuję ją cukrem, to dobre na sprawy gardłowe. Jestem za tradycyjnymi metodami leczenia. Dawniej ludzie wiedzieli, co dla zdrowia dobre, a teraz wszyscy biorą antybiotyki. Jasne, jak poważne przeziębienie, to trzeba dać antybiotyk, ale trzeba też na co dzień zdrowo się odżywiać. Moje dzieci, oprócz tego, że rano dostają po ząbku, to i nieraz wieczorem zrobią sobie kanapkę z masłem i czosnkiem. Umiem stawiać bańki. Wyniosłem tę wiedzę z domu rodzinnego. Było nas sześcioro rodzeństwa i matula leczyła wszystkich domowymi sposobami. Słyszałem, że pojawiły się jakieś chińskie bańki, ale nasze polskie są sprawdzone i sposób nakładania również. Trzeba pamiętać, żeby nie były zbyt gorące i nie kłaść na kręgosłup. Kinga, chodź, pokażemy panu, w których miejscach na pleckach stawia się bańki. Aha, nie powiedziałem jeszcze, że w niedzielę obowiązkowo mamy wielki gar pożywnego rosołu z makaronem. Dzieci do tego przywykły i wiedzą, że w niedzielę tata będzie gotował rosołek. W tygodniu może go nie być, zrobię jakąś zupę, drugie danie. Dzieci w szkole dostają obiady, ale kiedy przychodzą do domu, jedzą kolejny. Muszą mieć coś domowego. Od taty.

Lazurowe Wybrzeże
Gdy była żona, pracowałem jako kierowca w firmie transportowej. Zjeździłem chyba całą Europę i spytaj mnie lepiej, gdzie nie byłem. Lubiłem jeździć na Zachód, ale i na Wschód. Boją się dzisiaj tej Rosji, ale tam dobrze się jeździło, a Rosjanie nie zostawili cię bez pomocy, co zdarzało się na Zachodzie. Woziłem „spożywkę”. Bywało tak, że nie przyjeżdżałem do domu po kilka tygodni, a wracałem tylko na chwilę. Żona zajmowała się dziećmi.

Lubiłem tę pracę. Dzięki niej zobaczyłem Lazurowe Wybrzeże, ale najbardziej podobała mi się Hiszpania – ciepłe powietrze, mili ludzie, pomocni policjanci. Jak się gdzieś zgubiłem, prowadzili mnie do tego miejsca, gdzie już wiedziałem, jak jechać. Z kolei Włosi byli dla mnie zbyt krzykliwi, Francuzi – tak jak Niemcy – dzwonią z komórki na policję, gdy łamiesz przepisy drogowe. Dobrze nam się wtedy żyło. Już byliśmy zdecydowani na kupno działki pod budowę domu. Żona cieszyła się, bo dzieci miały mieć większą swobodę niż w bloku. Ogród, plac zabaw. Domek stanąłby gdzieś w Kutnie. Pewnie już go sobie wyobrażała... Zmarła po Pierwszej Komunii Świętej Kacpra. Miała problemy z woreczkiem żółciowym i trzustką. Ale nikt nie przypuszczał, że to się tak skończy. W ciągu miesiąca zrobili jej trzy zabiegi pod narkozą. Podczas trzeciego nie wytrzymało serce, co lekarze powinni przewidzieć. Znajomi mówią, żebym podał szpital do sądu, ale pomyślałem, że to jej życia nie zwróci. Musiałem się szybko pozbierać, bo miałem dla kogo żyć. Potrzebują mnie te najstarsze, starsze i najmłodsze. Odrabiamy lekcje, rozmawiamy o mamie, która patrzy z nieba, sprzątamy, gotujemy, pieczemy. Najlepiej wychodzi mi sernik na zimno, choć Kuba mówi, że udka z piekarnika. Umiem też powiesić firankę tak, aby zachowała marszczenia.

Niełaskawy ZUS
Do marca mam niewielką rentę na kręgosłup. Nie wyobrażam sobie pójścia do pracy, na przykład na popołudniową zmianę. Dzieci wracałyby ze szkoły, a w domu pusto, nie ma obiadu, nie ma ich kto przypilnować, żeby odrobiły lekcje. Kiedy z kolei ja wracałbym z pracy, one byłyby już w łóżku. Nie widzielibyśmy się całymi dniami. Finansowo jest ciężko, choć staram się nie narzekać i uważam, że sobie radzę. Od państwa dostajemy w sumie coś ponad 1500 złotych. To wszystko, co mamy, bo żona nie pracowała, więc dzieciom nie należy się renta po matce (Tak na marginesie, denerwuję się kiedy słyszę, że nie pracowała. W końcu wychowywała siedmioro dzieci!). W ZUS-ie powiedzieli mi, że w drodze wyjątku dzieci mogłyby dostać rentę, ale pod warunkiem, że któreś z nich byłoby niepełnosprawne. Cieszę się, że są zdrowe. Państwo nie rozdaje pieniędzy sprawiedliwie. Serce mnie ściska, kiedy widzę pijaków, którzy dostali renty i przepijają pieniądze w ciągu dwóch dni. A ja muszę liczyć każdy grosz, żeby starczyło. Nie zawsze starcza. Pożyczam od rodziny. Ale powiem ci, że nigdy bym niczego nie ukradł, nawet w wielkiej potrzebie. Raz gazeta lokalna zrobiła przed hipermarketem prowokację i badali uczciwość mieszkańców miasta. Dziennikarz celowo gubił portfel. Niektórzy chowali go do kieszeni i odchodzili. Ja podniosłem i oddałem. Później napisali o mnie w gazecie.

Morze i świat
Nieraz widzę, jak rodzice rozpieszczają dzieci, wycierają nosy nastolatkom, odprowadzają do szkoły prawie gimnazjalistów. Chcę, aby moje były samodzielne, żeby potrafiły sobie zrobić herbatę, kanapkę i wytrzeć nos, by nie chodziły zasmarkane. Poza tym, muszą się uczyć. Wprowadziłem taką zasadę, że zaraz po powrocie ze szkoły odrabiają lekcje. Dopiero później jest czas na zabawę i komputer. Chciałbym, aby się uczyły, bo dzięki temu mogą coś osiągnąć. No i chciałbym kiedyś wszystkich zabrać nad morze. Nie, nie na Lazurowe Wybrzeże, ale nad Bałtyk. Wynajęlibyśmy domek letniskowy, usmażyli rybę. Ale przeżyjemy i bez morza. Cieszą się, że w niedzielę od rana jesteśmy razem i przygotowujemy rosół. Czasami myślę, że może znowu powinienem wsiąść za kierownicę tira i pojechać w świat. Zaraz jednak uświadamiam sobie, że cały świat czeka na mnie w tym mieszkaniu.