Warto pogłówkować

Anna Kwaśnicka, GN 6/2012 Opole

publikacja 21.02.2012 07:00

- Mitem jest stwierdzenie, że gry planszowe to zabawa tylko dla dzieci - mówi Beata Olszewska, współorganizatorka Brzeskiego Festiwalu Gier Planszowych.

Warto pogłówkować Anna Kwaśnicka/ GN Carrom to połączenie bilarda i kapsli.

Grać można w wolnej chwili w domu, na imprezie w gronie znajomych, w herbaciarni, na otwartych spotkaniach klubów miłośników planszówek, a kilka razy w roku na festiwalach organizowanych przez pasjonatów, ale nie tylko dla pasjonatów, bo również dla tych, którzy chcieliby dopiero przekonać się, czy warto zasiąść do gry planszowej. Takie festiwale odbywają się m.in. w Gliwicach, Gdyni, Nowym Sączu, Warszawie, Łodzi, Wrocławiu czy znacznie bliżej, w Brzegu, gdzie w ostatni weekend stycznia przy stolikach z grami spotkali się nie tylko mieszkańcy Opolszczyzny, ale i miłośnicy planszówek z różnych stron Polski. Byli także goście z Czech, którzy m.in. wzięli udział w III Otwartych Mistrzostwach Polski w Carrom.

To już czwarty raz
Gry planszowe znane są w różnych kulturach od wielu wieków, w niektórych społeczeństwach pojawiły się nawet przed wynalezieniem pisma. Grali starożytni Grecy, Majowie czy Egipcjanie. Współczesne planszówki mają całkiem inną oprawę, zawierają misternie wykonane pionki, rozmaite figurki, twarde i kolorowe plansze, zestawy kart czy żetonów, co więcej, ich tematyka wpisuje się w klimat różnych epok historycznych, popularnych filmów czy gier komputerowych. Dla odwiedzających brzeski ratusz, w którym po raz czwarty Beata i Krzysztof Olszewscy, nauczyciele z Zespołu Szkół Ekonomicznych, zorganizowali Festiwal Gier Planszowych, przygotowano kilkaset gier i kilkadziesiąt stolików, a także poprowadzono kilka turniejów (m.in. Fauna Junior, Callisto, Trio, Zingo i Carcassonne). I choć zdarzało się, że ktoś patrząc na ułożone stosy kolorowych pudełek, z których niemal każde było inne, nie wiedział, w co i z kim zagrać, to zdecydowana większość bardzo szybko podejmowała decyzję. Jedni poznawali zasady na własną rękę, wczytując się w instrukcję, nieraz bardzo obszerną, a inni korzystali z pomocy wolontariuszy, którzy krążąc po sali, udzielali rad, a także pomagali dobrać odpowiednią grę, bo – jak podkreślają – gra grze nie jest równa.

Przy jednym stole
– W dobie komputeryzacji młodzież coraz częściej porozumiewa się za pośrednictwem komunikatorów internetowych, jednocześnie nie potrafiąc rozmawiać przy stole – zauważa Beata Olszewska. – Gdy gramy w gry planszowe, druga osoba jest naprzeciwko nas, dlatego mamy szansę, by zacieśnić więzi – dodaje, podkreślając, że nie przeczy, że komputer jest nieodzownym elementem naszego życia, jednak trzeba również sobie radzić w rzeczywistości pozawirtualnej. Socjologowie zauważają, że narastająca popularność planszówek wynika przede wszystkim z potrzeby bycia z drugim człowiekiem, którą we współczesnym świecie coraz częściej zastępuje komunikacja pośrednia (internet, telefonia komórkowa). Co więcej, gry planszowe pozwalają nam funkcjonować w grupie, skupiać się na wspólnym działaniu. – Grając, siadamy razem przy stole i dobrze się bawimy. To dla mnie i mojego męża najlepszy sposób na spędzenie wolnego czasu – podkreśla Sylwia Welc ze Stowarzyszenia Klub Koloseum, organizującego we Wrocławiu festiwal Gratislavia.

– By grać, wystarczą dobre chęci. Gier jest tak wiele, że zarówno humaniści, jak i ścisłowcy znajdą coś dla siebie. Są gry ekonomiczne, strategiczne, logiczne, przygodowe, imprezowe, rodzinne – wymienia Beata Olszewska. Ważne, by zwrócić uwagę na to, ilu potrzebnych jest graczy, bo w jedne gry zagrać można w dwie osoby, a do innych musi zasiąść pięciu czy więcej graczy, a także na to, ile czasu trwa rozgrywka – kilkanaście minut czy może kilka godzin.

Rozrywka dla całej rodziny
W czasie dwudniowego festiwalu przy stolikach w Sali Stropowej brzeskiego ratusza zasiedli dziadkowie z wnukami, licealiści, studenci, a także całe rodziny. – Często jest tak, że dorośli zaczynają poznawać gry planszowe, kiedy szukają ciekawej zabawy dla dzieci. Podsuwają im planszówkę, po czym zaczynają z nimi grać i połykają bakcyla – mówi Agnieszka Szczypka, wolontariuszka w czasie festiwalu. – Dzieci bardzo szybko łapią zasady. Warto jednak dla nich wybierać gry, w których jest element losowości. Wówczas mają bardziej wyrównane szanse w grze z dorosłymi, zwłaszcza gdy ktoś tak jak ja uważa, że nie powinno się dawać forów dzieciom – mówi Agnieszka, zaznaczając: – Mimo że tego nie robię, zabawa zawsze jest świetna.

– Przy grach planszowych uczymy się zdrowej rywalizacji. Nie zawsze się wygrywa, trzeba umieć przełknąć porażkę – podkreśla Beata Olszewska. – Są gracze, którzy bardzo angażują się w rozgrywkę, stąd gdy zabraknie im niewiele do zwycięstwa, czują gorycz, jednak nie spotkałam się dotychczas z negatywnymi emocjami wśród współgraczy – dodaje Agnieszka Szczypka. Gry planszowe uczą zarówno wygrywania, jak i przegrywania, co więcej, zacieśniają więzi międzyludzkie, integrują, łączą pokolenia, ale również wspomagają rozwój intelektualny.

Siła umysłu, a nie los
Słuchając opowieści o tym, jak rodziła się pasja grania w planszówki, można wysunąć wniosek, że gdzieś u początku znalazł się znajomy, który zaprosił do wspólnej rozgrywki. Element rywalizacji, impuls do pogłówkowania i dobra zabawa okazywały się na tyle wciągające, że nowicjusz zaczynał na własną rękę szukać kolejnych gier. – Z dzieciństwa pamiętam takie gry jak „Eurobiznes” czy „Chińczyk”, w których o wygranej decyduje kostka, ale znajomy pokazał mi gry, które przede wszystkim wymagają logicznego myślenia. Wówczas, jeśli wygramy, to wiemy, że wygraliśmy dzięki swojemu sprytowi i umiejętnościom, a nie dzięki rzutowi kostką – wspomina Sylwia Welc, podkreślając, że dzięki temu współczesne gry, wymagające planowania, podejmowania decyzji, szukania najlepszego dostępnego rozwiązania, stają się wyzwaniem intelektualnym. – Najbardziej lubię gry ekonomiczne, w których trzeba z głową inwestować, coś sprzedać, coś kupić, np. „Puerto Rico”, w której zostaje się gubernatorem kolonii, „Brass” czy „Osadnicy z Catanu” – opowiada.

Rodem z Indii
Są jeszcze gry, które oprócz pomyślunku wymagają także zręczności. Jedną z nich jest Carrom, powszechnie nazywany indyjskim bilardem. – Carrom to połączenie bilarda i kapsli. Rozgrywka prowadzona jest na specjalnej drewnianej planszy z czterema łuzami na rogach. Gracze pstrykając w krążek zwany strikerem, muszą wbić wszystkie swoje krążki (białe lub czarne) do łuz – opowiada Paulina Nowakowska, współorganizatorka III Otwartych Mistrzostw Polski w Carrom, które odbyły się podczas brzeskiego festiwalu. W zawodach wzięło udział 25 osób, w tym 4 graczy z Czech. Siedem rund rozegrano w systemie szwajcarskim, który ustawia ze sobą zawodników będących na podobnym poziomie, a całość zakończył finał, w którym zmierzyło się dwóch najlepszych uczestników. – Nie wystarczy opanować pstrykanie, potrzebna jest również dobra taktyka. Lepiej nie wbijać na początku tych krążków, które mogą utrudnić ruch przeciwnikowi – wyjaśnia Paulina Nowakowska, podkreślając, że w tej grze trudno osiągnąć maksimum możliwości, bo nawet gdy jest się już dobrze wyćwiczonym graczem, to w czasie zawodów dużą rolę odgrywają nerwy. – Czasem trudno jest przezwyciężyć napięcie – zauważa, dopowiadając, że gdziekolwiek prezentuje tę grę, czy to w szkołach, czy na festiwalach, cieszy się ona dużym zainteresowaniem. Brzeski festiwal był okazją do poznania nie tylko indyjskiego bilarda, ale i kilkuset innych gier, które organizatorzy zgromadzili w bibliotece stworzonej na potrzeby dwudniowego spotkania.