Nuda nie jest sztuką

Aleksandra Pietryga; GN 7/2012 Katowice

publikacja 29.02.2012 07:00

W pracowni wszystko jest pomalowane, kolorowe i radosne. Krzesła, stoły, ściany, stary parasol na półce (też pomalowanej) i abażur lampy.

Nuda nie jest sztuką mroofka/ GN Artysta pozwolił dzieciom pomalować swój samochód. To dopiero była frajda!

Tysiące kartonów, płócien, płyt pilśniowych zamalowanych z dwóch stron barwnymi plamami, mazami, obrazami… – Wszystko może być tworzywem – wyjaśnia Adam Plackowski, twórca malarstwa emocjonalnego. – Uczę dzieci wykorzystywania materiałów, które są pod ręką. Niewyrzucania niczego. Korzystania z bazy, jaką są niedokończone prace innych.

Malowanie emocjami

Na tym polega malarstwo emocjonalne. Adam Plackowski wykreował ten nurt po trochu z oszczędności (twierdzi, że nie lubi, gdy porzucone palety, pełne niewykorzystanych farb, marnują się), a bardziej z potrzeby własnego niespokojnego ducha i drzemiących w artyście niezgłębionych możliwości. Czym jest „malarstwo emocjonalne”? – To forma dwuskładnikowego malarstwa wielkoformatowego, składającego się z podobrazia oraz obrazu realistycznego, stworzonego przez artystę – odpowiada twórca. – Wykorzystuję prace, które tworzymy z dziećmi czy osobami niepełnosprawnymi na zajęciach arteterapeutycznych. To jest baza, na której buduję własny obraz.

Zdaniem artysty, ta forma twórczości nie tylko uwalnia i porządkuje emocje malarza, ale jednocześnie staje się sposobem na pozawerbalne komunikowanie się z drugim człowiekiem. – Dzieci, które zachęcam do spróbowania swoich sił w malarstwie emocjonalnym, uczą się empatii, współpracy, przekraczania utartych konwenansów i szablonów – mówi Adam Plackowski. Sam empatią, współczuciem i zrozumieniem innych mógłby obdzielić kilkanaście osób. Jest profesjonalistą, absolwentem Akademii Sztuk Pięknych, pasjonatem, społecznikiem, mądrym człowiekiem o właściwej hierarchii wartości. – Trzeba mi było wiele przejść w życiu, żebym zrozumiał, co jest ważne – przyznaje A. Plackowski.

Staję się dzieckiem

Artysta, odkąd pamięta, lubił przebywać z dziećmi. Organizował im zajęcia, nie pozwalając na nudę. Z pasji i potrzeby ukonstytuowało się Stowarzyszenie Malarstwa Emocjonalnego „Placek”. Zrzesza zapaleńców, społeczników, którzy chcą od życia czegoś więcej niż tylko ciepłych kapci przed telewizorem. Wiele imprez plenerowych, nie tylko na Śląsku i nie tylko w Polsce, animowanych jest przez stowarzyszenie. „Placek” zajmuje się działaniami arteterapeutycznymi. Współpracuje z ośrodkami wychowawczymi, pracownikami socjalnymi, szkołami i przedszkolami. W jego funkcjonowanie zaangażowana jest cała rodzina Plackowskich: żona Bogusia (mąż nazywa ją „mózgiem operacyjnym” całej działalności) oraz dwie córki artysty, Agata i Jagoda. Stowarzyszenie jest organizacją non profi t. Stara się jednak o różnego rodzaju dofinansowania, by przetrwać. – Wchodzimy w projekty unijne, ale nie zawsze udaje się otrzymać granty – mówią Plackowscy.

W Mysłowicach prowadzą Kolorową Pracownię (jedną z dwóch), w której odbywają się zajęcia dla dzieci z rodzin wykluczonych, których niemało w mieście. Dla najmłodszych to szansa nie tylko aktywnego spędzenia czasu, nauczenia się czegoś istotnego, ale często pobycia w ciepłym pomieszczeniu i zjedzenia posiłku. Dzieci chętnie włączają się w malowanie. Czują, że robią coś ważnego, skoro ich mentor i opiekun traktuje to tak poważnie. Nareszcie ktoś się nimi zajmuje, podchodzi indywidualnie, docenia trud. Adam Plackowski jest  jednocześnie ich nauczycielem i partnerem w zabawie. Może dlatego dzieci tak go uwielbiają. Potrafi znaleźć z nimi wspólny język. Uniwersalny język sztuki. – Gdy rozmawiam z dzieckiem, znajduję się na jego poziomie – mówi malarz. – Siadam na podłodze albo kucam i patrzę mu w oczy. Gdy zaczyna z dziećmi malować, staje się jednym z nich. Cały w farbie, daje przykład, jak się bawić, jak nie bać się barwy, własnych pomysłów i zapaćkania. – Farby, które stosujemy na zajęciach, są bezpieczne dla zdrowia dziecka – zapewnia. – Łatwo je też zmyć z ciała, dlatego dzieci szybko przekonują się do zabawy.

Smutny malarz w jasnych kolorach

Dzieciaki malują całymi ciałami. Ubrane w robocze kitelki, moczą w farbie rączki, stopy. Potem mażą po płótnie wszystkim: łokciami, kolanami, pupami. To pozorne szaleństwo ma głęboki sens edukacyjny i terapeutyczny. Dzieci poznają rzeczywistość przez zabawę. Rozładowują niepotrzebne napięcia, które serwuje im współczesny świat. Uczą się rozpoznawać i wyrażać swoje emocje. Nie boją się barw, nawet najbardziej kontrastowych i, zdawać by się mogło, niepasujących do siebie. A. Plackowski nie tłumi dziecięcej inwencji, ale pomaga jej wydobyć się zza schematów. Jeśli dziecko chce malować pędzlem, daje mu go. Jeśli chce malować rękami, zachęca do tego. Inspiruje do samodzielności i wydobywa z dziecka pierwotną spontaniczność. Czasem natrafia na prawdziwy talent. – Zdarza się, że kilkuletnie dziecko potrafi malować z zapałem przez kilka godzin – opowiada A. Plackowski. – Widać, że drzemie w nim ogromny potencjał.

Artysta przyznaje, że przebywanie z dziećmi wiele zmieniło w jego życiu i twórczości. „Wpływ pracy z dziećmi dał mi ponowne odrodzenie, pełną świadomość Boga wraz ze stale wzrastającą radością życia i docenianiem jego wagi”, tak o sobie pisze Adam Plackowski. Pozytywne patrzenie na świat dosłownie rozjaśniło barwy w jego obrazach. „Do czasu rozpoczęcia tego projektu określano mnie mianem »smutnego malarza«”, ujawnia twórca malarstwa emocjonalnego. Nie ukrywa, że szczególne miejsce w malowaniu emocjonalnym i w jego sercu zajmują osoby niepełnosprawne. Z ich naturalną radością życia, spontanicznością, wrażliwością i wdzięcznością. Oni cieszą się, gdy mogą malować z innymi, tworzyć po swojemu rzeczywistość. Zamazują płótna kolorową farbą, a pan Adam przygląda się potem długo tej pracy. W barwnych bohomazach odnajduje niewidzialne dla innych kształty, twarze, krajobrazy. I zaczyna malować. Na bazie podkładu, powstałego z wyrażonych emocji dzieci, ludzi starszych, osób niepełnosprawnych, powstaje piękny, realistyczny obraz. Jak twierdzi artysta, to wypadkowa dwóch sposobów patrzenia na świat, dwóch sposobów interpretacji i budowania formy: dorosłego i tego „dziecięcego”. Efekt jest mocny.