Oraz że Cię nie opuszczę…

Monika Łącka; GN 9/2012 Kraków

publikacja 07.03.2012 06:19

- Gdy odszedł ode mnie mąż zostałam sama, choć tak naprawdę sama nie jestem. Jest ze mną Jezus. Wierzę, że poprzez modlitwę Bóg cały czas upomina się o nawrócenie mojego męża – wyznaje Agnieszka.

Oraz że Cię nie opuszczę… Henryk Przondziono/ Agencja GN Nad żadnym małżeństwem nie stawiam krzyżyka. A jeśli stawiam, to dlatego, by je z serca pobłogosławić i pochylić się nad ludzką niemocą. Nawrócenie jest możliwe – komentuje o. Migacz.

Nie ma takiego małżeństwa, którego nie dałoby się uratować, odwołując się do sakramentu małżeństwa. Do tego potrzebna jest jednak świadoma i dobrowolna decyzja obu stron. Dlatego nie mam pewności, że mąż wróci. Ma szansę na powrót, ale ma też wolną wolę, której Bóg nie łamie. On nie chce też, żeby oczekiwanie na powrót współmałżonka zdominowało życie – dodaje założycielka krakowskiego ogniska Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar”. Wspólnoty, która modzie na rozwody mówi stanowcze „nie”, stawia na pomoc małżonkom przeżywającym kryzys – na każdym jego etapie i udowadnia, że miłość to bycie razem na dobre i na złe.

– Współczesny świat serwuje spłyconą definicję miłości, która jest utożsamiana z walentynkowymi serduszkami. Kończy się, gdy nadchodzą kłopoty, a wtedy najłatwiej rozstać się i znaleźć nową miłość. Młodzi ludzie, którzy czerpią z takich wzorców, a dodatkowo żyją w wirtualnym świecie, gdzie prawdziwa rozmowa nie jest potrzebna, mają poważny problem – dodaje Agnieszka.

Nawrócenie i…nawrócenie

Kilka lat temu Agnieszka i jej mąż przystąpili do Odnowy w Duchu Świętym. Myśleli, że odtąd wszystko – także i wiara – będzie sielanką. Niedługo potem mąż Agnieszki odszedł od niej. – Nie potrafiłam tego zrozumieć. Nagle zawalił się cały mój świat. Pytałam Boga, dlaczego tak się stało i co mam zrobić, by spełnić Jego wolę. Okazało się, że cena bycia uczniem Jezusa (o co długo się modliłam) jest bardzo wysoka – podkreśla. – Początkowo byłam przekonana, że mąż musi do mnie wrócić. Teraz już wiem, że nie musi i że w nawróceniu nie chodzi o to, by towarzyszyły mu fajerwerki. Bo ja wcale nawrócona nie byłam. Nie żyłam w prawdzie. Myślałam, że to mąż jest najważniejszą osobą w moim życiu, a najważniejszy powinien być Bóg – opowiada.

Gdy w jej małżeństwie zaczynało się źle dziać, w internecie znalazła koło ratunkowe – forum na stronie www.kryzys.org. Niedługo potem dostała propozycję zostania moderatorką forum i założenia w Krakowie ogniska „Sycharu”. – Nie byłam przekonana do tego pomysłu, jednak ksiądz, który odegrał ważną rolę w moim prawdziwym nawróceniu, namawiał, żebym zrobiła coś dla siebie i dla innych. Gdy mąż się wyprowadził, postanowiłam, że pojadę na rekolekcje do Rychwałdu. Tam dojrzała myśl, że nie chcę zamykać się na świat i dusić w sobie bólu – dodaje Agnieszka.

Lekarz leczy serca

Gdy od Małgosi odszedł mąż, wszyscy wokoło mówili jej, że czas zacząć nowe życie. Ona jednak czuła, że ta sprawa jeszcze nie jest skończona. – W końcu znalazłam „Sychar”. W tej wspólnocie czuję, że nie jestem sama. Mam Jezusa i ludzi, których postawił na mojej drodze. Kryzys obudził we mnie głęboką wiarę. Jeśli mąż stwierdzi, że chciałby wrócić (mimo iż jesteśmy po rozwodzie), to moje drzwi są dla niego otwarte, ale pod jednym warunkiem. Musiałby ponownie się narodzić, to znaczy zamknąć swoje dotychczasowe życie, nawrócić się i z Bożą pomocą stać się nowym człowiekiem. Na razie mogę się tylko za niego modlić – podkreśla Małgorzata i dodaje, że pomimo sytuacji, w jakiej się znajduje, ma w sobie spokój. – Zaprosiłam do swojego życia Jezusa i jestem szczęśliwa. Nie mogłabym wejść w nowy związek. Łamałabym wtedy to, co czuję, i małżeńską przysięgę, którą kiedyś złożyłam przed Bogiem – mówi z naciskiem.

Zdaniem o. Andrzeja Migacza SJ, duszpasterza wspólnoty spotykającej się przy krakowskim kościele św. Barbary, poczucie, że nie jest się samemu ze swoimi problemami, to pierwszy owoc, jaki daje „Sychar”. – Kiedy wali się świat, współczująca obecność drugiej osoby, która rozumie – bo sama przeszła przez podobne doświadczenie – jest nieoceniona. Widzę też, jak ważne dla ludzi w kryzysie jest miejsce, w którym można szczerze i bez koloryzowania dzielić się tym, co się przeżywa, a o czym nie tak łatwo mówi się nawet najbliższym. Tu rozmowy opierają się na świadectwach. W takim klimacie możliwe jest wejście na drogę kuracji własnego serca – zauważa o. Andrzej.

– Spotykam czasem osoby chcące natychmiastowego naprawienia swojego małżeństwa, prawie magicznego zadziałania. Uzdrowienie małżeństwa musi dotknąć przyczyn tej choroby, która zazwyczaj tkwi w sercu człowieka. „Sychar” daje możliwość lepszego wglądu w siebie, w swoje życie, także w zranienia, jakie nosimy, zawiedzione nadzieje, ukryte tęsknoty… Dla Boga, Jedynego Lekarza, nie ma jednak nic niemożliwego – dodaje o. Migacz.

Droga do przebaczenia

– Na spotkanie wspólnoty przyszłam, gdy kryzys w małżeństwie osiągnął punkt kulminacyjny, a mąż złożył pozew rozwodowy. Namówił mnie spowiednik, o. Jerzy Karpiński SJ – wspomina Zofia, kolejna kobieta „Sycharu”. Sprawa rozwodowa trwała trzy lata. W końcu sąd orzekł, że nie ma podstaw do przyznania jej mężowi rozwodu. – Mąż wniósł apelację, ale Sąd Apelacyjny również rozwodu nie przyznał. Ja od początku się nie godziłam się na rozwód. Mówiłam w sądzie, że małżeństwo zawarłam świadomie i bez jakiegokolwiek przymusu. Pani adwokat uszanowała moją wolę i cały czas mnie wspierała – opowiada. – Chciałam ratować nasze małżeństwo – próbowałam rozmawiać, załatwiłam terapię małżeńską… Nic nie działało. Dzieci mocno przeżywały to, co się działo. Nie dopuszczały myśli, że rodzina się rozpadnie. W końcu syn zainicjował codzienną modlitwę o nawrócenie ojca. Choć mąż mówi, że jest niewierzący, to wierzę, że dzięki naszej modlitwie Bóg ma go w swojej opiece – przekonuje Zofia. Ta modlitwa daje już konkretne owoce. – Odbudowanie małżeństwa byłoby prawdziwym wyzwaniem. Byłby to sakrament przeżywany na nowo, świadomie i z Bogiem. Czy to się uda? Nie wiem i nie piszę scenariusza na przyszłość. Mąż wrócił jednak do domu – dodaje.

– Z chorobą małżeństwa może być tak jak z chorobami duszy i ciała. Jako kapłan posługujący Wspólnocie „Sychar” – czy poprzez sakrament pojednania, czy rozmowy – jestem świadkiem tego, jak wspaniałych dzieł dokonuje Bóg w tych, którzy się na Niego szczerze otwierają. Nad żadnym małżeństwem nie stawiam krzyżyka. A jeśli stawiam, to dlatego, by je z serca pobłogosławić i pochylić się nad ludzką niemocą. Nawrócenie jest możliwe – komentuje o. Migacz.

Źródło Miłości

Maria, podobnie jak Zosia, do „Sycharu” trafiła, gdy jej mąż złożył pozew rozwodowy. – To było dwa lata temu, ale w moim małżeństwie nie układa się już od dwunastu lat. Mąż oszukiwał mnie przez dziesięć lat, choć ja już później wiedziałam, że ma inną kobietę. Teoretycznie byliśmy bardzo religijną rodziną – nigdy nie opuszczaliśmy niedzielnej Mszy św. i w wierze byli wychowywani nasi synowie. Teraz wiem, że nie było w tym głębi. Gdyby nie kryzys, nie odkryłabym wiary na nowo. A ta wiara i terapia oparta na programie 12 kroków dały mi siłę. Jestem już innym człowiekiem – wyznaje Marysia. – Syn namówił mnie do pójścia na pielgrzymkę do Częstochowy. Byłam już kilka razy, a ostatnio tuż przez rozprawą rozwodową. Oddałam Maryi nasze małżeństwo i myślę, że jest tak, jak chciał Bóg. Sąd nie przyznał nam rozwodu. Mimo to trwa jeszcze sprawa alimentacyjna. Ostatnia rozprawa odbędzie się… w Wielki Czwartek – dodaje.

– Ktoś powiedział, że kryzys zaczyna się w dniu ślubu. Mówiąc bardziej poważnie, najpierw pojawiają się trudności. Dopiero nieumiejętne radzenie sobie z nimi przeradza się w kryzys. Nad relacją małżeńską warto stale pracować – uświęcać ją, umacniać, oczyszczać. Najlepszym punktem odniesienia jest Bóg – Źródło Miłości. Miłość ludzka powinna być stale zanurzana w miłości Bożej. Sakrament daje realną moc w przezwyciężaniu trudności – przekonuje o. Andrzej. Monika Łącka

Gdzie i kiedy?

Spotkania „Sycharu” odbywają się w każdy czwarty czwartek miesiąca w kościele św. Barbary (rozpoczynają się o godz. 18 Mszą św. z błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem w intencji małżeństw trudnych i przeżywających kryzys) oraz w każdą drugą sobotę miesiąca w kaplicy s. Faustyny w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach (rozpoczynają się mszą św. o godz. 17). Szczegółowe informacje można znaleźć na stronach www.krakowlagiewniki.sychar.org i www.krakow-barbary.sychar.org. Uwaga! 11 marca (wyjątkowo - w niedzielę), o godz. 16, z okazji Dnia Kobiet w kościele św. Barbary zostanie odprawiona specjalna Msza św. a po niej  „Sychar” zaprasza wszystkie panie na projekcję filmu „Maria Magdalena”.

Miłość – trudne zadanie
O. Paweł Sambor OFM - od czterech lat prowadzi rekolekcje dla małżeństw

Przez kryzys – mniejszy bądź większy – musi przejść każde małżeństwo. On jest wyzwaniem do tego, aby miłość – która nie jest dana, lecz zadana – dojrzewała. Tak jak dobre wino. Kryzysu nie można ani demonizować, ani bagatelizować. Warto natomiast pokornie uznać, że wyrasta on z doświadczenia domu – z tego, co przekazali nam rodzice, z własnych życiowych wyborów, charakteru, pracy nad sobą i problemów codzienności. Prosty przykład – jeśli nie ma pracy i zaczyna brakować pieniędzy, to pojawiają się frustracja, gniew i rozgoryczenie, które zbyt łatwo wyładowywać na współmałżonku. A gdy gubi się poczucie sensu (życia, istnienia, bycia razem itd.), i pojawia się mrok, ludzie zaczynają panikować. Światła Bożej pomocy warto szukać nawet w ciemnościach. Małżeństwo wymaga bowiem wspólnego, szczerego rachunku sumienia, przemodlenia i przedyskutowania tego, co boli. Potrzeba też „kwadransu zatrzymania się”, ale nie po to, by problem zostawić. Raczej po to, by ochłonąć i spokojnie porozmawiać. Nie roztrząsać, kto ma rację (każdy w jakimś stopniu ją ma), bo wtedy przestajemy się słuchać. Lepiej najpierw znaleźć to, co łączy. Ran nie da się wymazać z serc, ale można je uzdrowić. To, co było złe, warto przekuć w dobro. Dopóki jednak pielęgnujemy w sobie żal i gniew, będzie problem z przebaczeniem. A ono może się dokonywać nawet latami.