Bohaterki codzienności

Anna Kwaśnicka; GN 9/2012 Opole

publikacja 08.03.2012 06:00

Panie, które na świat patrzą dojrzałym spojrzeniem, które niejedno w życiu przeszły, najlepiej wiedzą, co znaczy być kobietą i co kobiety dają światu.

Bohaterki codzienności Foto: Anna Kwaśnicka/ GN U góry: Gertruda Jońca (L) i Adela Jankowska-Lechka (P). U dołu: Irena Morawa (L) i Eligia Łukowska (P)

Wierszy, piosenek, dowcipów, a nawet rozpraw naukowych, które mają uchwycić przeróżne aspekty kobiecości, jest tyle, że za ich wymienianie czy zliczanie chyba mało kto by się zabrał. Powszechnie znane są stereotypy o blondynkach czy teściowych, sentencje o zmiennej naturze kobiecej czy o potrzebie mówienia. Bombardujące nas w mediach obrazy kreują wizerunek przebojowych i aktywnych przedstawicielek płci pięknej, tylko dlaczego najczęściej młodych? Czyżby w młodym pięknym ciele upatrywano kwintesencji kobiecości? Myślę, że panie, które na świat patrzą dojrzałym spojrzeniem, które niejedno w życiu przeszły, najlepiej wiedzą, co znaczy być kobietą i co kobiety dają światu.

Przynosić radość

„Co ja mogę powiedzieć o byciu kobietą…” – zastanawiają się moje rozmówczynie ze sporą dozą niedowierzania, że z takim pytaniem zwróciłam się do nich. – To prawda, że z okładek gazet spoglądają na nas praktycznie same młode, filigranowe kobiety, a przecież wokół nas jest również gros starszych osób, które wyglądają bardzo ładnie, mają wiele doświadczenia i inicjatywy. Te osoby też trzeba dostrzec – przyznaje Adela Jankowska-Lechka. Realizują swoje pasje, są pogodne, uśmiechnięte i chyba nikt by nie zgadł, ile mają lat. Zresztą, czy to w ogóle istotne? – Metryka metryką, ale dbać o siebie trzeba bez względu na wiek. To niewiele kosztuje, ale pozytywnie wpływa na człowieka. Jestem po operacji kolana, są dni, że bardzo źle się czuję, ale ubiorę się, umaluję i wyjdę z domu – mówi Eligia Łukowska z Opola, która już cieszy się z prawnuków. Od 10 lat śpiewa w chórze „Bagatela” w DDP „Magda-Maria”, wcześniej śpiewała w chórze parafialnym „na Górce”, a największą zapłatą jest dla niej to, że niepełnosprawni czy doświadczeni przez życie, słuchając ich występów, uśmiechają się. – Każdy ma zmartwienia, w życiu przychodzi nam zmierzyć się z trudnymi sytuacjami, z bólem, jednak pogoda ducha i uśmiech na twarzy to podstawa. W moim domu przepychu nie było nigdy, ale była miłość. I choćby pieniędzy brakowało, nie można iść ulicą i narzekać, być ponurą, smutną czy obojętną. To nie jest kobiece – opowiada pani Eligia, podkreślając, że swoich zmartwień nie przenosi na innych ludzi. – Niosę ludziom radość. Nauczyła mnie tego mama – mówi wprost, podkreślając: – Kobieta po prostu jest dla drugiego człowieka, czuje jego potrzeby, a jej dobroć promieniuje na całą rodzinę i otoczenie. Dzieci, wnuki, prawnuki mogą zawsze na nią liczyć. To nie znaczy, że czasem nie skarci.

Przebaczać i uczyć przebaczania

Gdyby nie problemy z kolanami, na tańce z przyjemnością poszłaby Gertruda Jońca ze Sławięcic. Tu się urodziła, tu dziś mieszka. Przeżyła wojnę, obóz pracy, pracowała jako kucharka w szpitalu, później kucharzyła na weselach, jej kołocz zachwycił niejedno podniebienie, a przez 8 lat, aż do przejścia na emeryturę księdza proboszcza Jana Piechoczka, pracowała na plebanii, gotując, sprzątając czy zajmując się rozprowadzaniem prasy. A to tylko wielkim skrótem. – Teraz się lenię – śmieje się pani Gertruda. Domem zajmuje się synowa, a ona ma czas na czytanie po niemiecku i po polsku, układanie pasjansa, codzienne uczestnictwo we Mszy św. – Nigdy nie miałam pomalowanych ust, u fryzjera byłam raz, przed weselem syna – dowiaduję się, gdy pytam o cechy kobiecości. Tymczasem z rozmowy przy kafeju wynika, że pani Gertruda, pełna radości i pogody ducha, często była proszona o czuwanie przy konających. – Siadałam przy nich i modliłam się. Można powiedzieć, że pilnowałam, by mogli spokojnie umrzeć, bo czasem zdarzało się, że jak tylko konający zamykał oczy, rodzina rzucała się w jego stronę z rozpaczą. A przecież rozpacz niczego nie przynosi – mówi. – Kobieta powinna być wyrozumiała, skromna, z serca przebaczać i uczyć przebaczania innych, a dzieciom przekazać wiarę i tradycje – wylicza, a ja, słuchając mojej rozmówczyni, od razu dodaję: ... i mieć silną osobowość.

Dla męża, dzieci i wnuków

– Od 53 lat jestem mężatką. To ważne dla kobiety, by mieć z kim dzielić życie, a dom i przywiązanie do rodziny jest najważniejsze – podkreśla na samym początku Irena Morawa, która niejednej osobie mogłaby dać przykład, jak podnosić się z ciężkich doświadczeń. – Znam okropieństwa wojny. Urodziłam się na Wołyniu. Przeżyłam tam gehennę, gdy mordowano Polaków, potem trafiłam do obozu w Niemczech, wyzwoliła nas Armia Czerwona, ale ze względu na nowe granice do domu już nie wróciliśmy – opowiada. Teraz też nie jest jej łatwo, gdyż w ostatnich latach pochowała obu synów. – Z mężem żyjemy życiem naszych wnuków, którzy często nas odwiedzają. Przed laty, gdy synowa kończyła studia, syn pracował, byłam pełnoetatową babcią. Na spacery szłam z jednym dzieckiem w wózku, drugim na ręku, a trzecim drepczącym obok. Do kompletu był oczywiście pies – z uśmiechem wspomina pani Irena. – Dzięki Bogu jestem zdrowa, mogę wychodzić z domu, a że lubię kontakt z ludźmi, spotkania z innymi dają mi wiele radości. Ponadto trochę piszę, wyszywam, śpiewam w chórze – podkreśla. Pani Irena, emerytowana policjantka, wybrała zawód, który przypisywany był raczej mężczyznom. – Służbę zakończyłam w stopniu kapitana – dopowiada, wyjaśniając, że nie było jej trudno pracować w męskim środowisku. – Przyznaję, że panowie pomagali mi. Zwłaszcza gdy pracując przy wypadkach drogowych, trzeba było dobrze znać się na mechanice pojazdów – zaznacza.

Kochać życie, ludzi i świat

– Kobieta musi pamiętać o pracy nad sobą, o dbaniu o siebie. Jednak elegancja nie polega tylko na śledzeniu najnowszej mody, ale przede wszystkim na zachowaniu stosownej skromności – mówi Adela Jankowska-Lechka, dopowiadając, że warto w ciągu całego dnia znaleźć godzinę dla siebie. A co cechuje kobiety? – Łagodność, pracowitość, dbałość o każdy drobiazg, a także dobra organizacja czasu. Uczymy się tego, łącząc pracę zawodową z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Teraz na emeryturze również dzielę sobie czas, tak by móc i spotkać się z przyjaciółkami, i przyjść na próbę chóru, i obrobić działkę – odpowiada pani Adela. – W dzieciństwie mieszkałam na wsi, rodzice nauczyli mnie wtedy dostrzegać piękno świata przyrody. Tę umiejętność przekazałam również swoim dzieciom. Wschód słońca, rosa na trawie, jak się tym nie zachwycić... Trzeba kochać życie, ludzi i świat. Przyjmując taką postawę, pokonamy trudności – z uśmiechem radzi innym. Za wielką zaletę kobiet uważa to, że potrafią pokierować całą rodziną i domem ze spokojem, łagodnością i miłością.

Aktywne seniorki

Spotkamy je w grupach artystycznych działających przy domach dziennego pobytu, m.in. w wychwalanym przez panie Eligię, Adelę i Irenę chórze „Bagatela”, prowadzonym przez Ingę Bożek, na uniwersytetach III wieku, we wspólnotach parafialnych, ruchach religijnych, lokalnych społecznościach, organizacjach charytatywnych, ale przede wszystkim są w naszych domach. Jeśli siły im na to pozwalają, gotują, sprzątają, prasują. Jeśli zdrowie nie dopisuje, służą rozmową, modlitwą i dobrą radą. Wokół nas są ich tysiące. To bohaterki codziennego życia, dające przykład empatii, pogody ducha, sumiennej pracy. Często twierdzą, że nie robią nic szczególnego, po prostu przez całe życie zajmowały i zajmują się tym, co należy do kobiety.