publikacja 27.03.2012 07:00
- Z poczuciem pustki po wyjeździe jednego z rodziców dziecko radzi sobie w różny sposób. Często nieudolnie. Raz uczennica V klasy wdała się w bójkę z koleżanką, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę – mówi Justyna Michałek, doktorantka UG zajmująca się problemem eurosieroctwa.
ks. Sławomir Czalej/ GN
Zabawa jest świetna pod warunkiem, że obok mamy tatę.
Po raz pierwszy w Gdańsku 17 i 18 marca odbyła się XVI Konferencja Naukowa Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich. W tym roku naukowcy i praktycy zajęli się rozwojem, kryzysem i poszukiwaniem tożsamości. Odpowiedź na pytanie, kim jesteśmy w sensie religijnym, narodowym, politycznym czy seksualnym, nie należy, niestety, do najłatwiejszych.
Pytania o tożsamość
Kim jestem? Dokąd zmierzam i skąd? To pytania, które często sobie zadajemy w chwilach refleksji czy pewnych życiowych zawirowań. W sensie religijnym odpowiedź na pierwsze z nich jest pochodną pytania, które Chrystus zadał swoim uczniom: „Za kogo wy Mnie uważacie?”. – Nie zawsze to, kim jestem, musi iść w parze z tym, kim się czuję. I jeżeli na przykład ktoś jest nauczycielem, ale nim się nie czuje, to również ktoś może być chrześcijaninem, katolikiem, a nie utożsamiać się z nim – zauważa ks. prof. Romuald Jaworski, prezes SPCh, zajmujący się tożsamością religijną w perspektywie psychologicznej. O tym, że współczesny człowiek nie wie, kim jest, często świadczą małe szczegóły. Ktoś, kto uległ wypadkowi, mówi zwykle, że uratował go „przypadek”, „los”, czasem tylko pada określenie „Opatrzność”.
Zagubienie widoczne jest jednak jeszcze bardziej podczas terapii. – Kiedy pytam kogoś, kim jest, to odpowiada mi, że jest wredny, zazdrosny, że jest osobą konfliktową, a bardzo rzadko mówi czy pisze, kim jest! – podkreśla psycholog w sutannie. Często też wypowiedzi dotyczące tożsamości oscylują wokół płci, samego człowieczeństwa, a jedynie 8 proc. badanych mówi, że są osobami wierzącymi. Tymczasem człowiek wierzący, o dojrzałej tożsamości, nie tylko odczuwa więź z Bogiem, ale i ze światem. – Jest to doświadczenie faktu istnienia Boga, który ma wpływ na moje życie, a co za tym idzie, na religijne interpretowanie zdarzeń – mówi ks. Jaworski.
Ciekawie prezentują się wyniki badań nad celem życia człowieka. Otóż 32 proc. badanych (i to mężczyzn!) uważa, że celem ich życia jest niebo i zbawienie. Tymczasem aż 37 proc. kobiet odpowiada, że ich celem jest szczęście i rodzina. Chyba na jedno wychodzi. Niezależnie jednak, czy ktoś jest wierzący, czy nie, związane z tożsamością poczucie stałości, spójności i odrębności jest niezwykle ważne dla zdrowia psychicznego i prawidłowego rozwoju każdego z nas. Gdy tego wszystkiego zabraknie, człowiek nabywa pseudotożsamości w sektach czy w różnego rodzaju subkulturach.
Rodzina tylko razem
Wejście Polski (1 maja 2004 r.) w ramy UE i idące za tym otwarcie rynków pracy zrodziło nowe określenie, tzw. eurosieroctwo. O wyjazdach jednego z małżonków na emigrację zarobkową i problemach z tym związanych pisałem już w gdańskim GN na początku 2008 r. – Gdybyśmy w tej chwili rozejrzeli się wśród swoich znajomych, to chyba nie byłoby przypadku, żeby ktoś z nas nie znał osoby, która wyjechała za pracą. Co za tym idzie, nasilają się negatywne procesy, z rozwodami włącznie – argumentuje Justyna Michałek. Na Pomorzu rozłąka z tatą, który płynie w rejs, była i nadal jest doświadczeniem wielu rodzin. – W przeciwieństwie jednak do migracji zarobkowej, ktoś taki nie ma drugiego domu, tylko statek, z którego wraca do rodziny – wyjaśnia różnicę. Analizy pokazują, że w przypadku wyjazdów do pracy rozłąka nie powinna trwać dłużej niż 6 miesięcy. Na marginesie: rejsy trwały dawniej również minimum pół roku, a obecnie są to zwykle cztery miesiące, choć zdarzają się też często kontrakty miesiąc na miesiąc.
Zwykle problem długotrwałych wyjazdów dotyczy ojców, choć coraz częściej wyjeżdżają również matki, a także oboje rodzice. Mamy wyjeżdżają często do krótkich letnich prac sezonowych, które nie wpływają znacząco negatywnie na kondycję rodziny. – Z wyjazdem rodzica trudniej jest pogodzić się dziecku młodszemu. Smutek wyraża się np. w rysunkach – dodaje J. Michałek. Otóż dziecko, którego tata wyjechał za chlebem, rysuje rodzinę… już bez niego. Niełatwe też bywają powroty rodzica po dłuższej nieobecności, gdy dziecko reaguje na jego obecność nieufnością lub lękiem. Sam ojciec też nie zawsze wie, jak się zachować. Dominuje tu postawa satrapy, który po powrocie wszystkich ustawia do pionu, albo „zrezygnowanego kibica”, który nie chce angażować się w problemy. Jest też wreszcie postawa „świętego Mikołaja”, czyli rekompensowanie nieobecności prezentami. Z mamami bywa, niestety, podobnie. – Była taka smutna sytuacja... Otóż dziecko powiedziało matce, żeby ta została dłużej, bo chciało dostać kolejny prezent. Dla kobiety był to podwójny ból i cierpienie. Raz, że musiała wyjechać, a dwa, że dziecko cieszyło się nie tyle z niej samej, co właśnie z prezentów – wspomina J. Michałek.
U dzieci starszych następuje już racjonalizacja wyjazdu. – Zauważa się tu ciekawą prawidłowość. Otóż jeżeli rodzic wyjeżdża za granicę i jest to tzw. emigracja przetrwania, czyli wynikająca z tego, że w domu brakuje pieniędzy na podstawowe rzeczy i rodzice są bez pracy, wówczas dzieci bardziej ten wyjazd akceptują – mówi J. Michałek. Jeżeli jednak jest to emigracja „ze zbytku”, czyli dla zdobycia dóbr materialnych, które nie są niezbędne do życia, to dzieci nie będą już tak wspaniałomyślne i tolerancyjne dla rodziców. Buntują się. – Z badań przeprowadzonych na Śląsku wynika, że tam ten problem zaczął się już wcześniej, od wyjazdów do Niemiec. Dzieci wolałyby, żeby tata wrócił szybciej, niż żeby przywiózł więcej pieniędzy i prezentów – wyjaśnia. Doktorantka z UG jest też psychologiem w tczewskim gimnazjum. U około 5 proc. dzieci, przychodzących do niej z problemami wychowawczymi, trudności związane są z migracją zarobkową. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej, bo dzieci fakt wyjazdu rodzica ukrywają i wstydzą się o tym powiedzieć. Nauczyciele dowiadują się, że obojga rodziców nie ma w Polsce, kiedy potrzebna jest np. ich zgoda na wyjazd dziecka na wycieczkę, a nie ma kto jej udzielić.
Żeby rozłąka nie kończyła się problemami osobowościowymi u dzieci, konieczne są regularne wizyty rodziców, minimum raz w miesiącu. Do tego środki komunikacji, takie jak internet – a więc mejle, rozmowy przez Skype’a – i telefony. Pod względem wyjazdów za pracą, a więc także „eurosieroctwa”, najgorszą sytuację odnotowano w województwach zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim i świętokrzyskim, skąd emigruje najwięcej osób. W województwie pomorskim problem wyjazdów rodziców na czas do dwóch miesięcy dotyka 13,1 proc. dzieci w wieku szkolnym, a licząc wszystkie wyjazdy, krótsze i dłuższe, jest to grupa aż 27,3 proc. dzieci. Problem huśtawki emocjonalnej – gdy rodzic wraca i wyjeżdża – dotyka zatem blisko co trzeciego młodego Pomorzanina! Głównie z terenów wiejskich i małych miasteczek, mniej z samego Trójmiasta. Najbardziej dramatyczne są losy dzieci, które rodzice oddają na jakiś czas do domów dziecka, tłumacząc, że nie mają z kim ich zostawić. Tu, niestety, brak jest szczegółowych danych ilościowych. Problem wypłynął w 2008 r. i wtedy też właśnie pojawił się wspomniany termin „eurosieroctwo”.
Doświadczenia siostry dyrektor
Siostra Rajmunda Grażyna Witkowska, benedyktynka misjonarka, jest od 12 lat dyrektorem niepublicznego przedszkola w Brzeźnie. Do placówki uczęszcza około setki maluchów. – Z problemem rozwodów spotykamy się coraz częściej. Jest on często spowodowany pracą zarobkową jednego z rodziców za granicą. Mówimy tu aż o jednej trzeciej podopiecznych – stwierdza. Nietrudno takie dziecko rozpoznać. Nie potrafi się cieszyć, zaszywa się w kącie i przebywa w samotności. – Smutny jest widok 3-letniego maluszka, który jest przygnębiony. Ale na rozwód nigdy nie ma dobrego wieku… – mówi równie smutno s. Rajmunda.
Rady dla rodzica na emigracji:
1. Zabawy na odległość:
2. Prezenty:
3. Internet:
4. Po prostu… bądź: