Tłok w przedszkolach

Marta Mazurek; GN 13/2012 Kraków

publikacja 03.04.2012 06:57

Każdego roku setki, a nawet tysiące rodziców w Krakowie dowiaduje się, że ich dziecko nie zostanie w tym roku przyjęte.

Tłok w przedszkolach Grzegorz Kozakiewicz/ GN Niektóre dzieci mogą tylko pomarzyć o znalezieniu się w tej przedszkolnej sali.

Psycholodzy przekonują, że dziecko powinno chodzić do przedszkola, bo lepiej się rozwija. Młode mamy zachęcane są, żeby jak najszybciej wrócić  do pracy i nie wypaść z rynku. I na tym kończy się polityka prorodzinna. Agnieszka Soja chciała posłać syna do przedszkola, po tym jak poświęciła opiece nad dzieckiem kilka lat. Nie chciała oddać dziecka do żłobka, nie mogła opłacić niani.

– Od urodzenia dziecka siedziałam z nim w domu. I mówiąc szczerze, odetchnęłam trochę z ulgą, kiedy skończył trzy latka. Powiedziałam sobie: czas zabrać się za siebie i wypuścić pisklaka spod skrzydeł – mówi pani Agnieszka. Bartuś nie dostał się jednak do najbliższego przedszkola ani do żadnego innego. Mama miała wprawdzie już nagraną pracę, ale jeszcze nie mogła udokumentować zatrudnienia. Przepadli w punktacji, gdzie więcej szans mają dzieci obojga pracujących rodziców. – Przybiła mnie ta sytuacja. Miałam wielki żal, że największe obowiązki rodzicielskie spoczywają na mnie, a państwo jeszcze rzuca mi kłody pod nogi – mówi pani Agnieszka. – Nie mogłam liczyć na pomoc babci i nie wyobrażałam sobie, żeby znowu wrócić do domu. Podjęliśmy z mężem decyzję, że mały pójdzie do przedszkola prywatnego. 700 zł miesięcznie. To było dla nas ogromne obciążenie i bardzo cieszę się, że mam już syna w szkole – mówi mama tegorocznego pierwszaka.

Przedszkola giganty

Od 1 marca ruszyła rekrutacja do krakowskich przedszkoli samorządowych i oddziałów przedszkolnych w szkołach. Dyrektorzy placówek  mówią, że miejsca jeszcze są, ale są to raczej pojedyncze przypadki. A wiadomo, że największa fala rekrutacyjna jeszcze przed nimi, bo najgorętszy w rekrutacji jest ostatni tydzień. Najgorzej wygląda sytuacja trzylatków i czterolatków – większość z nich będzie musiała ustąpić na rzecz pięcio- i sześciolatków, które w związku z obniżeniem wieku szkolnego mają pierwszeństwo. – Mam świadomość, że teraz każdy rodzic żyje nadzieją, iż jego maluch zostanie przyjęty. A ja już wiem, że w większości przyjmiemy dzieci pięcioletnie. Znów rodzice będą mieli do nas żal i pretensje, ale to przecież nie od nas zależy. Każdego roku brakuje nam miejsca dla około setki dzieci – mówi dyrektor Teresa Sternal z Przedszkola Samorządowego nr 10 przy ul. Strąkowej 7. W tej placówce jest już 13 oddziałów, przebywa w nich 320 dzieci.

Gigantyczne przedszkole na Ruczaju nie jest jednak w stanie sprostać zapotrzebowaniu, mieści się bowiem w okolicy, gdzie co chwilę wyrastają nowe bloki, bez żadnej infrastruktury i usług. W dodatku do nowych wieżowców wprowadzają się młode małżeństwa, które mają lub będą mieć dzieci. – Tu spokojnie mogłoby powstać jeszcze jedno przedszkole – przyznaje dyr. Sternal. Jeszcze więcej, bo 375 podopiecznych w 15 oddziałach, przebywa w Przedszkolu Samorządowym nr 6 na Kurdwanowie. Tutaj też każdego roku odsyła się średnio 100 rodziców. Przedszkole ma już 30 lat. W ostatniej dekadzie co kilka lat jest powiększane o kolejny oddział. – Najgorzej sytuacja wyglądała 6–7 lat temu. Wtedy nie daliśmy rady przyjąć nawet 160–180 dzieci – mówi dyrektor Wanda Woźniak.

Nie mam wyjścia i płacę

Katarzyna Zagórska, mama pięcioletniej Zosi, też musiała posłać dziecko do przedszkola prywatnego. – Nie jestem rozwiedziona ani niepełnosprawna, więc nie dostałam miejsca w samorządowym – mówi ze złością. Kiedy Zosia odpadła w rekrutacji, rozpoczęły się rozpaczliwe poszukiwania prywatnej placówki. Udało im się dotrzeć do jednej z najtańszych w Krakowie (500 zł na miesiąc), ale niestety oddalonej od domu o prawie 10 kilometrów. Dojazdy z dzieckiem przez zakorkowany Kraków to niestety niejedyny mankament.

– Nie chcę generalizować, bo tak jak są lepsze i gorsze przedszkola samorządowe, tak samo jest z prywatnymi. Ale nie jestem zadowolona. Przedszkolankami są panie studentki, które nie bardzo mają cierpliwość do dzieci. Obiad przywozi firma cateringowa. Córka już się skarżyła, że dostała zimną zupę. Przedszkole narzuca też absurdalne zasady. Na przykład za spóźnienie, nawet pięciominutowe, po dziecko, mamy płacić karę 30 zł – opisuje matka. Jej zdaniem wymuszanie na rodzicach, żeby posyłali dzieci do prywatnych placówek, wcale nie sprzyja ich konkurencyjności, a tym bardziej podnoszeniu jakości opieki nad dziećmi. Bo to odbiera możliwość wyboru. – To logiczne, że większość z nas będzie szukać najtańszych ofert, a druga strona wykorzysta okazję, żeby na tym jak najwięcej zarobić. Kiedyś przedszkola prywatne wybierali rodzice z dużymi pieniędzmi, snobistyczni. Teraz są to przede wszystkim ofiary, które nie mają co zrobić z dzieckiem – podsumowuje pani Katarzyna. – Wiem, że rodzice przepisują do nas pięciolatki, które wcześniej nie dostały się do przedszkola samorządowego i uczęszczały do przedszkoli prywatnych. Teraz są przyjmowane obligatoryjnie. Trudno mi powiedzieć, czy decydują o tym tylko względy finansowe. Myślę, że jednak nie – komentuje jedna z dyrektorek.

18 tysięcy miejsc: za mało W tym roku gmina przygotowała ponad 18 tysięcy miejsc w przedszkolach samorządowych. W Krakowie mieszka ponad 29 tys. maluchów w wieku przedszkolnym. Oczywiście, nie wszystkie z nich zostaną zapisane do przedszkoli, ale i tak dysproporcja między ofertą a zapotrzebowaniem jest poważna. W ubiegłym roku w pierwszej rekrutacji odpadło prawie 2 tysiące chętnych. Spośród 29063 małych krakowian 6519 dzieci jest sześcioletnich (rocznik 2006) i 6806 dzieci pięcioletnich (rocznik 2007). Dla trzy- (8104) i  czterolatków (7634) zostaje zatem zaledwie około 5 tys. miejsc. Jak podaje Urząd Miasta, w Krakowie działa także 16 niepublicznych punktów przedszkolnych, do których uczęszcza 363 dzieci, oraz 97 niepublicznych przedszkoli, do których uczęszcza 5194 dzieci (obie formy opieki mają dotację od gminy). Jest też 15 przedszkoli publicznych, prowadzonych przez osoby fizyczne i prawne inne niż gmina, do których uczęszcza 1105 dzieci. Placówki te otrzymują wsparcie z UMK w postaci miesięcznej dotacji w wysokości 100 procent (685,16 zł) kosztów utrzymania dziecka w przedszkolu gminnym.

– W sumie z placówkami prywatnymi, mamy w Krakowie prawie 25 tys. miejsc w przedszkolach na 29 tys. dzieci w wieku przedszkolnym – informuje Katarzyna Fiedorowicz-Razmus z biura prasowego UMK.W tym roku kryteria zapisu dziecka do przedszkola są takie same jak w latach poprzednich. Najwięcej punktów, zgodnie z wytycznymi opracowanymi przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, otrzymują dzieci samotnych rodziców, dzieci rodziców niepełnosprawnych i z rodzin zastępczych. Są też kryteria lokalne, np. oboje rodzice pracujący lub studiujący w trybie dziennym; jak i dodatkowe: dziecko, którego rodzeństwo ubiega się jednocześnie po raz pierwszy o przyjęcie do tego samego przedszkola lub którego rodzeństwo kontynuuje edukację w przedszkolu pierwszego wyboru.

Wyniki tegorocznej rekrutacji poznamy 13 kwietnia. Urząd Miasta od trzech lat prowadzi akcję pod hasłem „Sześciolatku, nie trać roku!”, której celem jest zachęcenie rodziców dzieci sześcioletnich do zapisywania swoich pociech do klas pierwszych szkół podstawowych. W ubiegłym roku do szkół poszło ponad 30 proc. sześciolatków, ale w tym roku ten wynik raczej się nie powtórzy. – Wtedy, gdy była mowa o obowiązku wcześniejszej o rok edukacji w 2012 r., rodzice obawiali się kumulacji dwóch roczników. Teraz, skoro nie muszą, nie chcą odbierać dzieciom roku beztroski i dzieciństwa. Przynajmniej tak argumentują – uważa Agnieszka Soja.