Jak rodzina zmartwychwstaje?

Monika i Marek Szyperscy; GN 14/2012 Płock

publikacja 08.04.2012 06:32

Wiara zwyciężyła świat, a chwalebny Chrystus przeszedł przez zamknięte drzwi w Wieczerniku, aby zabrać lęk i dać pokój. Dziś Jego łaska przenika do wielu rodzin...

Jak rodzina zmartwychwstaje? ks. Włodzimierz Piętka/ GN Adresatem chrześcijańskich świąt jest zawsze rodzina.

Naszą wielkanocną uwagę skupiamy na domach i rodzinach, bo jak przypomina hasło tegorocznego roku duszpasterskiego, „Kościół jest naszym domem”. Są w naszej diecezji setki rodzin, które nie tylko świętują Wielkanoc, ale same doświadczyły tej tajemnicy w życiu. – W Domowym Kościele wiele rodzin zmartwychwstało, uratowało swą jedność, wierność i miłość małżeńską – mówi z przekonaniem Teresa Rogalska z Ciechanowa. – Zrozumieliśmy, że zmartwychwstały Jezus poprzez sakrament małżeństwa zaprasza nas do swojej pięknej miłości – dodaje Ewa Wojewnik.

Radość się udziela

W Ciechanowie Domowy Kościół od lat ma swój sprawdzony sposób na przeżywanie Triduum Paschalnego: mężczyźni są zaangażowani w przygotowanie grobu Pańskiego w ciechanowskiej farze, w Wielki Czwartek wcielają się w rolę apostołów, którym umywane są nogi. Razem podejmują nocne czuwanie po liturgii Wigilii Paschalnej, są wreszcie w asyście procesji rezurekcyjnej i pełnią rolę lektorów podczas Mszy św. – W Domowym Kościele jesteśmy od 16 lat – opowiada Ewa Wojewnik. Dziś przyznaje, że początki były trudne. Przede wszystkim młodzi małżonkowie musieli nauczyć się być razem.

– Było ciężko – wspomina nasza rozmówczyni. Ewa w młodości była niepoprawną romantyczką. Marzyła o pięknej miłości, o mężu bez wad, wesołym i uśmiechniętym. – Z czasem, gdy wstąpiliśmy do oazy, zrozumieliśmy, że rodzina bazuje na sakramencie małżeństwa. Zaczęliśmy dbać o nasze uczucia, pielęgnować naszą miłość i troszczyć się o nią. To, co jest wartościowe i piękne, nie przychodzi łatwo, ale w Domowym Kościele nauczyliśmy się z tych krzyży czerpać dobro i łaski. Cały czas uczymy się siebie i pokojowego rozwiązywania problemów, które zdarzają się w naszym życiu. I choć to nieraz trudne, to już nie ma „cichych” dni i nie potrafimy gniewać się na siebie. Patrząc wstecz, możemy tylko żałować czasu straconego na szarpaninę i wzajemne niezrozumienie. To, kim jesteśmy teraz jako małżeństwo, zawdzięczamy Oazie Rodzin, zobowiązaniom płynącym z uczestnictwa w tym ruchu, dialogowi, modlitwie i słowu Bożemu. I dzięki oazie nauczyliśmy się czerpać ze świąt Zmartwychwstania Pańskiego radość dawania siebie. Nasze małżeństwo również zmartwychwstało. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać, rozumieć się i wzajemnie akceptować – podkreśla Ewa Wojewnik.

Prawda gnieździ się w rodzinie

Teresa Rogalska, wieloletnia animatorka ciechanowskiego kręgu oazowego, podkreśla ogromną wagę słów Chrystusa: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. – Potrzebujemy życia, które jest poddane wymaganiom prawdy i potrzebuje prawdy, która określa jego życie. Tragedią jest życie bez prawdy i prawda bez życia. Tylko to, co jest prawdą, jest równocześnie dobrem dla człowieka. To nie jest jakaś teoria, ale sprawdzony przepis na udane życie w rodzinie – mówi nasza rozmówczyni. – Nie chodzi tu o prawdę, która polega na wzajemnym zachwycie lub zautomatyzowanym przepraszaniu – podkreśla Teresa. – Przecież prawda nie polega na omijaniu własnych problemów, ani na szukaniu okoliczności usprawiedliwiających nasze zachowanie. Ona zaczyna się od wiedzy o nas samych, od oceny swoich możliwości oraz od podejmowania odpowiedzialności za własne życie. Pogłębienie wiedzy o Bogu, która pozwoli zrozumieć, że nie wystarczy znać Jezusa z kart Ewangelii, ale teorię wprowadzić w czyn i żyć nią na co dzień. Zmartwychwstały Chrystus jest odpowiedzią na nurtujące mnie pytania, bez Niego nie mogę zrozumieć, ani kim jestem, ani jakie jest moje ostateczne przeznaczenie – podkreśla Rogalska. Dodaje, że udział w nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, mimo wielu przygotowań w domu, to jeszcze jedne rekolekcje, z których warto skorzystać dla ratowania małżeństwa i rodziny.

Doskonały lek na rany

Annie Domowy Kościół dał rzeczywiście nowe życie. – Oaza pozwoliła mi stanąć na nogi – opowiada. – Mąż popijał, były ciągłe awantury, bałam się, że może dojść do czegoś strasznego. Małymi krokami, za rękę z Jezusem, idziemy do przodu. Jest jeszcze wiele kłopotów, problem alkoholowy w rodzinie pozostał, ale dzięki modlitwie mojej i ludzi z oazy na nowo się narodziłam. Staram się ufać, wierzyć. Staram się uczyć nasze dzieci, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym miejscu. Zawsze, gdy w Wielkim Poście i w Triduum Paschalne mąż nie pije, to dla mnie wielka radość, prawdziwe zmartwychwstanie. – Na początku przyszła choroba dziecka, wiele cierpienia, wylanych łez. I wtedy Jezus postawił na naszej drodze ludzi z Domowego Kościoła.

To dzięki Oazie Rodzin cały czas uczymy się kochać Boga, bliźnich i siebie, wprowadzać pokój i miłość w naszym małżeństwie i rodzinie – podkreślają inni członkowie wspólnoty rodzin. – Przed wstąpieniem do oazy nasze uczestnictwo w świętach wielkanocnych sprowadzało się do udziału w liturgii Wielkiego Piątku, święceniu pokarmów, czy Rezurekcji. Odkąd jesteśmy w oazie – Wielki Tydzień jest dla nas naprawdę wielki. Pełne uczestnictwo w Triduum to dla nas podstawa. Nawet narodziny najmłodszego syna nam w tym nie przeszkodziły, choć kiedyś nie wyobrażaliśmy sobie, że można z dziesięciomiesięcznym dzieckiem chodzić cztery dni z rzędu do kościoła. Domowy Kościół szerzej otworzył nam oczy na piękno tych świąt. Ale poprawiły się również relacje między nami i między dziećmi. To w oazie zrozumieliśmy, że jeśli jakieś cechy naszych dzieci nas denerwują, to trzeba się przyjrzeć przede wszystkim sobie, bo dzieci bardzo łatwo nasiąkają negatywnymi cechami rodziców. A gdyby nie Domowy Kościół – bylibyśmy pewnie już jakieś 10 lat po rozwodzie – podkreślają nasi rozmówcy.