Wszystko będzie w porządku

Agnieszka Małecka; GN 11/2012 Płock

publikacja 13.04.2012 06:46

Z najtrudniejszych kryzysów można znaleźć wyjście. Jednak trzeba w porę sięgnąć po odpowiednie narzędzia i pomoc ludzi, którzy patrząc obiektywnie i z perspektywy, wskażą właściwą ścieżkę.

Wszystko będzie w porządku Agnieszka Małecka/ GN Z najtrudniejszych kryzysów można znaleźć wyjście. Jednak trzeba w porę sięgnąć po odpowiednie narzędzia i pomoc ludzi, którzy patrząc obiektywnie i z perspektywy, wskażą właściwą ścieżkę.

W filmie „Fireproof” (Ognioodporny) opowiadającym o próbie ratowania młodego małżeństwa, jeden z bohaterów wypowiada trafną uwagę: – Smutne jest to, że ludzie mają być ze sobą na dobre i złe, a naprawdę są tylko na dobre.

Nieprzypadkowo właśnie ta produkcja stała się kanwą ogólnopolskiej „Randki małżeńskiej bis”, która odbędzie się w przyszłym tygodniu, przy czym po raz pierwszy w diecezji płockiej. Ma ona stworzyć okazję do prawdziwego spotkania i dialogu, z którym wiele małżeństw dawno wzięło rozbrat. W tej dziedzinie jest dzisiaj szczególnie dużo do zrobienia, o czym dobrze wiedzą specjaliści, którzy pomagają na co dzień skonfliktowanym małżonkom i w konsekwencji rozpadającym się rodzinom. W wielu przypadkach lekarstwem okazuje się odkrycie zwyczajnej codziennej rozmowy.

Mediator pilnie potrzebny

Coraz częściej związki przeżywające kryzys świadomie udają się po pomoc albo kierowane są przez sąd do osoby trzeciej – mediatora, który zgodnie z ustalonymi procedurami (określa je odpowiednia ustawa kodeksu karnego), krok po kroku przeprowadzi obie strony do celu, którym w założeniu jest ich pojednanie. Takie procesy mediacyjne pod kierunkiem specjalistów odbywają się na przykład w płockim Centrum Psychologiczno-Pastoralnym „Metanoia”. Nie zawsze mediacja może zakończyć się pomyślnie; czasem najlepszym scenariuszem do zrealizowania okazuje się pokojowe rozejście się. W takiej sytuacji dla niektórych osób ślub kościelny nie ma większego znaczenia, przyznaje jedna z mediatorek pracujących w „Metanoi”.

– Jeśli w okresie przedrozwodowym przychodzi małżeństwo razem, to znaczy, że jeszcze chcą coś uratować. Inaczej jest, gdy przychodzi tylko jedna osoba, a druga absolutnie nie chce. To oznacza, że albo ma bardzo duży żal do współmałżonka, albo coś się w niej wypaliło do dna. Albo po prostu ma kogoś. To są konflikty narastające, spowodowane przede wszystkim sytuacją w samej rodzinie. Ich długa lista grupuje przypadki rozpadających się związków wokół takich zjawisk, jak niedobranie, szkodliwa ingerencja rodziców, sprawy majątkowe, brak zaufania, zazdrość. – Zdarzają się nawet małżeństwa, które po 30, 40 latach rozstają się, bo to był – ich zdaniem – błąd, pomyłka i nie chcą być ze sobą. Bywa tak, że mężczyzna znajdzie sobie młodszą partnerkę. Są związki niedobrane, bo młodzi zostali zeswatani przez rodziców na siłę. Inne przypadki niedobrania to internetowe znajomości, których mamy ostatnio sporo. To jest najczęściej przypadek „kupowania kota w worku”.

Kolejne przyczyny konfliktów i rozstań, na jakie wskazują specjaliści „Metanoi”, to: inne zasady wychowania wyniesione z domu przez obu małżonków; nieumiejętność porozumienia się, gdy każdy w rodzinie myśli, że druga osoba ma go słuchać; pojawienie się kolejnych dzieci i brak zrozumienia ze strony mężczyzny, że kobieta jest w tej chwili nastawiona na ich wychowanie. Są też przypadki „jedynaków”, którzy mają w małżeństwie tendencje porównywania współmałżonka do rodzica, zwykle na niekorzyść owego współmałżonka. Powolny rozpad małżeństwa bywa także spowodowany wtrącaniem się rodziców, którzy chcą niejako przeżyć z dziećmi swoje życie. Są wreszcie sytuacje chorobliwej zazdrości, którą ludzie potrafi ą zamęczać się wzajemnie. Bez względu na rodzaj konfliktu procedura mediacyjna polega na rozmowie specjalisty najpierw z jedną, potem drugą stroną, następnie z obydwojgiem. – Zawsze podkreślam, że żona nie zmieni męża, a mąż żony, tylko trzeba zacząć od siebie. Ale pokutuje w naszym społeczeństwie postawa: ja zmienię innych. Nie, to ja sam mam się zmienić – mówi mediatorka z „Metanoi”, prowadząca też mediacje sądowe, a w poradni również zajęcia z terapii pedagogicznej.

Przy stole o życiu

Narzędziem działania mediatora jest przede wszystkim rozmowa, czyli to, czego definitywnie brakuje w wielu małżeństwach, pogrążających się w kryzysie. Dokłada się do tego zjawiska nieustanna obecność włączonego telewizora albo komputera z internetem, które zastępują komunikację międzyludzką. Jak więc zacząć rozmawiać? Zdaniem mediatorów „Metanoi”, komunikacja odbywa się przede wszystkim przy normalnym stole. – Stawiamy śniadanie, obiad, kolację, herbatę i możemy przy tej okazji porozmawiać. A jeśli jest wspólne spotkanie, rozmowa sama przychodzi. Ale wtedy nie powinien za plecami grać telewizor. O czym rozmawiać? O tym, co się wydarzyło. Może warto jechać razem po zakupy, bo często zdarza się tak, że mężowie mają pretensje do żon, że za dużo wydają pieniędzy, a tymczasem nie mają wyobrażenia, ile co kosztuje. I już przy zakupach zaczyna się konwersacja. Rodzice popełniają też częsty błąd wobec dziecka – gdy przychodzi ze szkoły, pytają, jak było w szkole. A ono chce uciec od tego tematu.

Są pary małżeńskie, które szukając pomocy u mediatorów w CPP odkryły, że nie robiły wspólnie nawet tak prostych czynności, jak wyjście na spacer. Po mediacji przyszło olśnienie, że pogubili się gdzieś w kolejnych latach wspólnego życia, a dzieci odkrywają, że ich rodzice są całkiem „fajni”. Istotną sprawą, na którą zwracają uwagę specjaliści, jest zasadnicza różnica pomiędzy rozmową a nakazem czy rozkazem, szczególnie w odniesieniu do dzieci. Rozmowa powinna być raczej ustaleniem i dopuszczać kompromis. – Komunikacja to dostrzeganie człowieka w całości – podkreśla mediatorka pracująca w „Metanoi”.

Grozi poprawą…

Swoje potrzeby i uczucia przestali dostrzegać bohaterowie wspomnianego filmu „Fireproof”. Główny bohater – Caleb, jest strażakiem, który na służbie bez wahania ratuje ludzi, ale w domu traci swoje rycerskie cechy. On i jego żona Katharine ciągle się kłócą i nie stać ich już nawet na drobne gesty życzliwości. Kiedy małżeństwo bohaterów filmu zbliża się do rozpadu, ojciec Caleba namawia syna do 40-dniowej próby odzyskania miłości żony. Eksperyment staje się jednym z najtrudniejszych zadań w życiu młodego strażaka. Ale stawka jest wysoka – małżeństwo. „Jeśli zniszczysz jedno, zniszczysz oba” – mówi głównemu bohaterowi jego kolega z jednostki, pokazując na przykładzie sklejonych pojemników do soli i pieprzu nierozerwalność małżeństwa.

Perypetie amerykańskiej pary Caleba i Katharine 25 marca obejrzeli uczestnicy „Randki małżeńskiej” podczas specjalnego seansu, który na terenie diecezji płockiej odbył się w trzech miejscach: w Płocku (Nove Kino Przedwiośnie na Tumskiej), Pułtusku (sala konferencyjna w podziemiach kościoła parafii Miłosierdzia Bożego) i Pokrzywnicy (remiza OSP). Ale nie chodziło tu tylko o kibicowanie sympatycznym bohaterom filmu; ich doświadczenia i sposób rozwiązania kryzysu miały zainspirować widzów. Pomóc miała im w tym także audycja, z udziałem psychologów i doradców rodzinnych, która została wyemitowana po filmie w Katolickim Radiu Płock, oraz sześciotygodniowe warsztaty, przygotowane na podstawie filmu, dostępnego na stronie internetowej akcji www.kibicujrodzinie.pl. Cała akcja miała pomóc małżeństwom uczyć się lepszej komunikacji, do której tak zachęcają mediatorzy.

Organizatorzy nie bez humoru zapewniają w wywiadzie zamieszczonym na stronie: „skorzystanie z kursu grozi poprawą jakości rozmowy, poprawą jakości relacji, odkryciem spraw, które blokowały małżonków, rozwiązaniem problemów bolesnych, niewypowiedzianych”. Inicjatywa powstała w środowisku Domowego Kościoła, ale skierowana jest do każdej pary małżeńskiej, która chce coś we wspólnym życiu naprawić. Jak zapewnia Hanna Duda, koordynująca „Randkę bis” w Płocku, jej adresatem są zarówno związki, które przeżywają problemy, ale i takie, które nie doświadczają większych wstrząsów, bo nigdy nie jest idealnie i zawsze można coś poprawić. – Sam film zmusza do zadania pewnych pytań i sformułowania odpowiedzi, pozwala stanąć w prawdzie i w takim zdrowym dialogu, który pozwoli zobaczyć i uczucia, i potrzeby drugiej osoby, bo to jest najtrudniejsze. Tu trzeba pewne rzeczy nazwać po imieniu, do końca. Wiele razy widzę, jak ogromnym problemem jest komunikacja, jak wiele sytuacji w małżeństwie kończy się w niekorzystny sposób. Niestety, często dobre chęci to za mało i do pomocy człowiek dostaje pewne narzędzia. Ten film, audycja radiowa i warsztaty to są właśnie takie narzędzia; jeśli ktoś tylko zechce z nich skorzystać, to na pewno przyniosą efekt. Wydarzenie, które jest częścią szerszej akcji „Kibicuj rodzinie”, ma już błogosławieństwo biskupa płockiego.