Drugie życie „Prady”

Justyna Jarosińska; GN 10/2012 Lublin

publikacja 27.04.2012 07:00

Czwartkowy poranek. Za trzy minuty wybije godzina 9. Pod drzwiami wielkiej hali, za którymi kryją się stosy nowego towaru w jednym z lubelskich second handów, robi się coraz ciaśniej.

Drugie życie „Prady” Justyna Jarosińska/ GN Prawie jak butik, tylko mniej kulturalnie.

Zgromadzony tłum nie przebiera w słowach, a często i czynach, próbując wywalczyć sobie bardziej strategiczne miejsce łokciem lub  kolanem. Za przeszklonymi drzwiami widać, jak pracujące w sklepie kobiety kończą układanie ubrań. Każdy ruch którejś ze sprzedawczyń w stronę drzwi wywołuje falę naporu w kierunku wejścia. – Nie pchajcie się, jeszcze minuta – słychać przyduszony głos z przodu. Na tyłach zniecierpliwionego tłumu młody, dobrze ubrany mężczyzna rozdaje ulotki. – Już za tydzień otwarcie nowego sklepu w okolicy Carrefoura! Będzie bardzo tanio i świetny towar! – reklamuje. Ci, którzy są jeszcze w stanie utrzymać nerwy na wodzy, z zainteresowaniem oglądają ulotkę. – A gdzie to dokładnie? – dopytuje starsza pani – blisko przystanku? Bo ja nie mam samochodu. Chłopak cierpliwie odpowiada na wszystkie pytania. Ale nie długo, bo właśnie słychać odgłos przekręcanego klucza i wielkie bum!!!

Do startu gotowi…

Kobieta otwierająca sklep odskakuje na bok. Ci z pierwszych rzędów są już przy stoisku z ubrankami dziecięcymi. W ułamku sekundy wszystkie wieszaki leżą na podłodze. Pani w wieku ok. 50 lat w błyskawicznym tempie robi z nich jedną, ogromną stertę. Rudy chłopak i dziewczyna z fikuśnym kokiem na głowie okiem znawców przeglądają je równie szybko, odrzucając te, które są no name lub nieco zniszczone. – Proszę mi niczego nie ruszać – kobieta pilnująca leżących ubrań nerwowo reaguje, gdy ludzie próbują zbierać towar z podłogi. – To nie jest pani, tak się nie robi – dziewczyna w dość zaawansowanej ciąży mimo wszystko stara się dostać do widocznych niemowlęcych ubranek z metkami. – Zabierz te łapy – pilnującej pani zdecydowanie puszczają nerwy. – Ty obrzydliwa handlaro! – za ciężarną ujmują się inne kobiety. Co niektóre próbują wyrywać przyciskane już przez całą trójkę ubranka. – Niech pani uważa – słychać gdzieś z boku. – W zeszłym tygodniu jednemu chłopakowi tu rękę złamali.

Hilfiger Ryśka

Kilka metrów dalej wprawnym ruchem ręki młody mężczyzna przegląda wieszaki z jeansami. Widać, że zna się na tym, co robi. Wynalezienie kilkunastu par spodni z markowym logo zajmuje mu dosłownie parę chwil. – Moja żona zajmuje się robieniem zdjęć i wystawianiem spodni na aukcjach – mówi. – Ja jeżdżę po różnych sklepach wtedy, gdy jest nowa dostawa, i wyszukuję superokazje. Takich nie brakuje, a przecież z czegoś żyć trzeba. Mam dwóch małych synków. Żona na wychowawczym. Pieniędzy jest niewiele. Także i on w ostatniej chwili wyszarpuje z ręki stojącej obok niego dziewczyny granatowe levisy z metką. – Kosztują 37 zł. Sprzedam je na Allegro za 150 zł, a i to będzie bardzo dobra cena. – Ile można z tego wyciągnąć na miesiąc? – Teraz, kiedy mam już swoją renomę, to taką średnią lubelską płacę daję radę wyrobić.

Obok wieszaków z odzieżą sportową i męską trzech panów skrupulatnie ogląda sweterek marki Tommy Hilfiger. Rysiek, bierzesz go czy nie? Jest elegancki, bierz, mówię ci. Pójdzie jak woda. Na kupce obok nich piętrzą się już mniejsze i większe bluzy. Wśród nich głównie Adidasa, Pumy i Nike. Najstarszy z trójki, przerzucając ubrania, odwiesza polówkę z charakterystycznym znakiem łosia. Na znawcę marki nie trzeba długo czekać. Koszulka błyskawicznie znika z wieszaka. – Tata, gdzie masz tę białą bluzkę Abercrombie???? – Odrzuciłeś?? Jak to odrzuciłeś? Ty wiesz, ile to kosztuje w sklepie??? Chłopak na oko 19-letni nie kryje oburzenia. – Fortunę bym na tym zarobił!

Logo warte zachodu

Szymon jest sanitariuszem w jednym ze szpitali lubelskich. Uparcie przerzuca torby rozłożone na wielkiej ladzie. – Szukam czegoś fajnego dla żony. Zazwyczaj przyjeżdżam tu w piątki, bo w piątki w dostawie są zabawki, książki i takie tam bibeloty. Głównie kupuję angielskie książki. Trochę dla siebie, część na sprzedaż. Dzięki nim podszkoliłem język, a mam też dodatkowe kieszonkowe. Chłopak triumfująco wyciąga spod stosu plecaków i toreb małą czarną torebeczkę z napisem „Prada” – Wow, ale czad! Olka mi nie uwierzy!

W kolejce do kasy stoi już grupka od dziecięcych ubranek. – Jedziemy z tym dziś do Chełma czy zostajemy w Lublinie? – Rudy dopytuje koleżanek. – No co ty, przecież musimy to uprać – zgodnie odpowiadają tamte. Ludzie z kolejki łakomym wzrokiem patrzą na ich zdobycze zapakowane do wielkich worków na śmieci. – Trzeba pilnować – szepczą między sobą dwie starsze panie – czasami coś tuż przed płaceniem odrzucają. – W ostateczności można pojechać na bazar na Wileńską. Stoją tam w sobotę, ale cena już kilka razy wyższa – wzdycha jedna.

Jekyll i Hyde

Na parkingu przed sklepem trudno znaleźć wolne miejsce. Także wszystkie okoliczne ulice są obstawione. I to nie byle jakimi samochodami. Elegancko ubrana kobieta z trudem pakuje dwa duże worki ubrań do nowiutkiego mini coopera. – Tu nie przyjeżdżają ludzie z chudymi portfelami – śmieje się Natalia, która od kilku miesięcy stoi za ladą. – W każdy czwartek obserwujemy, jak już od godziny 8 rano, czy to deszcz czy mróz, ustawiają się, by być pierwsi przy drzwiach. Największym zainteresowaniem cieszą się ubranka dziecięce i kurtki dla dorosłych. Kiedyś przewieszałyśmy towar, tak żeby odzwyczaić kupujących od stałej lokalizacji poszczególnych rzeczy, ale powodowało to wielkie zamieszanie, łącznie ze wzajemnym przewracaniem się. Teraz już tego nie robimy. Czasami obserwuję tych ludzi w ich szale zakupowym – opowiada Natalia. – Widzę, jacy potrafią być chamscy, kiedy walczą o coś ekstra. Kiedy już przychodzą do nas płacić, ich zachowanie zmienia się o 180 stopni. Chcą, żeby im coś odłożyć, proszą o możliwość zwrotu, w razie gdyby towar im się nie sprzedał, są bardzo mili. Ale przyjeżdżają do nas też klienci tzw. detaliczni, choć i oni wychodzą najczęściej z dużymi torbami.

Puchówka za grosze

– Jestem tu co tydzień, w każdy czwartek. Dwa razy w tygodniu robię objazd po lubelskich second handach. Wiem, kiedy jest nowy towar. Wtedy można znaleźć prawdziwe perełki – chwali się Ala Morwa. – Studiuję polonistykę, lubię się fajnie ubrać. Ale muszę się liczyć z pieniędzmi. Tu mam ciuchy świetnych firm, z dobrych materiałów i znacznie taniej od tego chińskiego badziewia, które sprzedawane jest na rynku. No i nie ukrywam, że cieszy mnie to, że raczej nie spotkam nikogo w tym samym ubraniu. – W tym sklepie można naprawdę rewelacyjne rzeczy upolować – opowiada Magda, mama 8-letnich bliźniaków. – Stać mnie na to, żeby kupować drogie ciuchy. Ale co to za sztuka wydać 200 czy 300 zł na kurtkę dla dziecka? Radości z puchówki Zary za 8 zł nie da się z niczym porównać – podkreśla. – Szkoda tylko, że te najlepsze sklepy w Lublinie opanowali handlarze. Z nimi nie da się konkurować, bo przyjeżdżają całymi ekipami.

Jeszcze nie tak dawno zakupy w sklepie z używaną odzieżą były czymś wstydliwym. Dziś, kiedy przyznają się do nich nawet gwiazdy ekranu, stały się trendy. W naszym rejonie ciągle jest to także dobry pomysł na biznes. Jak się okazuje, zarówno dla sprzedających, jak i kupujących.