Moja babcia chodzi do szkoły

Justyna Jarosińska; GN 18/2012 Lublin

publikacja 05.05.2012 07:00

– Dziś babcia nie tylko siedzi w domu i pilnuje wnuków. Ona jest kreatywna i aktywna, i również uczestniczy w wychowaniu – mówi Zofia Zaorska, twórczyni pierwszej w Polsce szkoły babć.

Moja babcia chodzi do szkoły Janusz Rybka/ GN Bajarka na występach w przedszkolu

Poniedziałkowe przedpołudnie w Domu Kultury przy ulicy Dolnej Panny Marii 3. W sali numer sześć słychać gwar i śmiech niczym na szkolnej przerwie. Trzydzieści starszych pań z niezwykłą zachłannością ogląda książki dla najmłodszych przywiezione przez Annę Sadowską z warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pedagogów i Animatorów Klanza. Słychać zachwyty nad nowoczesną wersją „Kopciuszka” autorstwa Michała Rusinka, czy nietypową książką „Naciśnij mnie”.

– Dziś jest dzień książki. Ja już z rana czytałam moim wnukom legendy lubelskie – chwali się pani Stasia. – Obiecałam, że pójdziemy na Stare Miasto i pokażę im kamień nieszczęścia, na którym nie wolno stanąć. – Czytać dzieciom trzeba umieć – dodaje pani Basia – to nie może być takie od niechcenia, na szybko. Wcześniej nikt nas tego nie uczył, a dzieci nudzą się kiedy czyta im się monotonnie.

Wiedzy nigdy dość

W co się bawić, jak urozmaicić zabawy i rozwijać różne zdolności dziecka? Jak opowiadać bajki i historie prawdziwe? Jak porozumiewać się z dziećmi i ich rodzicami? Czy można zrozumieć przyczyny problemów maluchów i poznać sposoby ich rozwiązywania? Jak zadbać o siebie? Jak odpocząć od trosk dnia codziennego? Na te wszystkie pytania odpowiada działająca od 2008 r. w Lublinie Szkoła Super Babć założona przez panią doktor Zofię Zaorską. Aktualnie kończy się jej czwarta edycja. – Jestem babcią. Mam troje wnuków – opowiada pani Zaorska. – Zanim przeszłam na emeryturę, przez 23 lata prowadziłam Uniwersytet Trzeciego Wieku. Pomyślałam sobie, że zrobię coś takiego, co dla mnie jest niezwykle ważne. Chciałam uzmysłowić wszystkim, że osoby starsze są nie tylko aktywne, ale potrafią też działać na rzecz swojej rodziny, własnych dzieci i wnuków.

– Zawsze wydawało mi się, że o dzieciach wiem już wystarczająco dużo – mówi słuchaczka szkoły, babcia Krysia. – Jestem emerytowaną nauczycielką, uważałam że więcej nie muszę się już uczyć. A jednak okazało się, że teraz dzieci są inne. Trzeba przygotowywać się do spędzania z nimi czasu, by się nie nudziły i nie uciekały przed telewizor czy komputer. Zajęcia z pedagogiki i psychologii są naprawdę rewelacyjne, a poza tym uczę się też obsługi komputera – dodaje z uśmiechem babcia Basia. – Nie ukrywam, że na emeryturze trochę się nudziłam.

Pani Jadwiga ma wnuki w wieku 4 i 7 lat. – Największą radością dla mnie był ostatnio SMS, który otrzymałam od mojej synowej – pani Jadwiga z dumą wyciąga telefon. – Napisała, że bardzo mi dziękuje za czas poświęcony chłopcom, i że nie wie, jak to robię, że dzieci tak lubią ze mną przebywać. A ja właśnie w tej szkole uczę się, jak pomagać swoim dzieciom w opiece nad wnukami, w rozwiązywaniu problemów. Nigdy nie można powiedzieć, że tej wiedzy ma się dość.

„Słuchajcie, a teraz…”

Jak podkreśla Zofia Zaorska, szkoła oprócz funkcji edukacyjnej, pełni też rolę integracyjną. Wszystkie babcie mają podobne problemy i to zarówno z wnukami, jak i swoje osobiste. Tutaj łatwiej je razem rozwiązywać. – Moja wnuczka ma już 10 lat. Zajęcia skierowane są głównie do babć mających młodsze wnuki – opowiada pani Renata. – Ale ja się tak wciągnęłam w tę szkołę, że nie wyobrażam sobie, żeby do niej nie chodzić. Spotykam tu kobiety w swoim wieku. Przyjaźnimy się. Wspólnie wyjeżdżamy na wycieczki.

Szkoła prowadzi wykłady w każdy poniedziałek. Raz w miesiącu w weekend babcie spotykają się także na kilkunastogodzinnych warsztatach. Ale oprócz tego swoim życiem żyją też trzy grupy działające i spotykające się poza zajęciami w szkole. – Mamy sekcję teatralną, opowiadaczy i zabaw z grupą – mówi Zofia Zaorska. – W tej ostatniej uczymy się jak poprowadzić zabawę dla kilkorga dzieci. Czasami, gdy są imieniny czy urodziny, przychodzi do domu więcej dzieci. Szaleją, wygłupiają się, a chodzi o to, by im zaproponować coś ciekawego, żeby babcia się nie bała podejść i powiedzieć im: „Słuchajcie, a teraz…”.

Marzeniem pani Zofii jest stworzenie miejsca, gdzie rodzice mogliby przyjść wypić herbatę i zostawić swoje dziecko pod fachową opieką wykwalifikowanej babci. – Dopiero ruszamy z takim pomysłem w jednej z klubokawiarni w Lublinie. Wierzę, że nasze babcie będą z powodzeniem potrafiły zająć się nie tylko swoimi wnukami, ale także przypadkowymi dziećmi – podkreśla.

By coś ze sobą robić

Pani Jola i Ewa należą do sekcji teatralnej. Cztery lata temu Lucyna Szabłowska emerytowana przedszkolanka z pasją, postanowiła założyć „babciowy” teatr. Tak powstała Bajarka. Niedawno aktorki świętowały swój pięćdziesiąty występ. Głównym wyposażeniem grupy teatralnej jest parawan i samodzielnie zrobione kukiełki. – Jest nas osiem – mówi babcia Jola. – ciągle za mało. Wszystko co robimy, robimy dla dzieci i dla własnej satysfakcji. Mamy naprawdę duży potencjał.

Występy Bajarki to forma wolontariatu. Teatr nie czerpie ze swojej działalności żadnych zysków, a jak podkreślają jego aktorki, jest rozchwytywany zarówno w Lublinie, jak i w okolicznych miejscowościach. – Mamy więcej zaproszeń, niż możliwości ich realizacji – mówi pani Jola. Babcie występują w przedszkolach i innych placówkach dziecięcych. – Musimy się uczyć ról, ciągle ćwiczyć – opowiada babcia Ewa. – Jak weszłam do tego teatru zdałam sobie sprawę, jak trudna w tym wieku jest nauka czegoś na pamięć. Więc jest to dla nas także gimnastyka umysłu, która daje niezwykłą satysfakcję. W środowisku, gdzie mieszkam, fakt, że ja występuję w teatrzyku, o którym czasem napiszą w prasie czy powiedzą w telewizji, jest prestiżem. Człowiek ma od razu większe poczucie własnej wartości – śmieje się pani Ewa. – Moja 3-letnia wnuczka jest ze mnie dumna. Nawet ze mną występowała. Kiedyś by mi do głowy nie przyszło, że będę aktorką.

Pani Ewa do szkoły babć i na spotkania teatralne dojeżdża do Lublina dwadzieścia kilometrów. – Opuszczam zajęcia, jak już jestem bardzo chora. Warsztaty psychologiczne pomagają nam zrozumieć nasze wnuki, ale także i nas same, a przy nauce zabaw dziecięcych świetnie się bawimy. Pani Zosia naprawdę zaraziła nas swym potencjałem i motywacją, by coś ze sobą robić. 

Do szkoły babć przez trzy lata chodził także superdziadek. – Teraz jest naszym fotografem – mówi pani Zosia. – Ciągle czekamy na kolejnych dziadków, bo to szkoła zarówno dla superbabć jak i superdziadków.

Walka o przetrwanie

Dziś już chyba nikt nie ma wątpliwości, że warto edukować babcie. Problemem pozostaje jedynie brak pieniędzy na tę edukację. – Nie wiem czy uda mi się uruchomić kolejną edycję od września – pani Zofia nie kryje smutku. – Jest sporo chętnych na zajęcia, ale za wykłady i warsztaty prowadzącym trzeba zapłacić. Wszystkim wokół podoba się inicjatywa szkoły dla babć, każdy mówi, że to superpomysł, tylko niestety nikt nie jest w stanie wesprzeć inicjatywy finansowo. W budżecie miasta ani w żadnym projekcie unijnym nie ma przewidzianych środków dla seniora. Szkoła Super Babć, która powstała w Koszalinie w 2009 r. na wzór lubelskiej szkoły, już nie istnieje. Nie było pieniędzy na działalność. Warsztaty prowadzi jeszcze szkoła w Warszawie i Białymstoku. – Wiem, że na pewno przeżyją u nas dwie grupy: opowiadaczy i teatralna – mówi Zofia Zaorska. – Włączyłam się w projekt prowadzony przez miasto, i na nie dostanę pieniądze. Co z resztą, zobaczymy.