Kocie wąsy integrują

Ks. Sławomir Czalej; GN 21/2012 Gdańsk

publikacja 31.05.2012 07:00

– Podszedł do nas facet i powiedział, żebyśmy wyszli z plaży, bo psujemy mu widok. Wziąłem go na bok. To była męska rozmowa… – mówi ks. prałat Stanisław Łada, proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Pruszczu Gdańskim.

Kocie wąsy integrują Ks. Sławomir Czalej / GN Własnoręczne nakładanie farby na płótno sprawia wielką frajdę.

W ramach VII Dnia Godności Osoby Niepełnosprawnej 16 maja ks. Stanisław odprawił Mszę św. w Trąbkach Wielkich. Plac przed trąbkowskim sanktuarium zapełnił się dziećmi i dorosłymi z ośrodków Caritas, szkół specjalnych i domów pomocy społecznej. Ten dzień był potrzeby zarówno samym niepełnosprawnym, jak i w nie  mniejszym stopniu tym, którzymają się za zdrowych. Nie tylko żeby wspólnie się bawić, ale także by zrozumieć.

Osoba znaczy niepowtarzalny

Ksiądz Stanisław i chorzy to rzeczywistości nierozdzielne. – Z niepełnosprawnością zetknąłem się już w domu. Miałem bowiem niepełnosprawnego stryja. Wyrosłem więc w atmosferze szacunku dla takich osób – wspomina. Później, począwszy od 1981 r., już jako kapłan przejął pałeczkę opieki nad niepełnosprawnymi od ks. Stanisława Orlikowskiego, palotyna. Jako że ten ostatni był misjonarzem i znał doskonale język francuski, jeździł z niepełnosprawnymi zarówno do Lourdes, jak i do Rzymu. – Także dzięki niemu poznaliśmy Cichych Pracowników Krzyża, wspólnotę założoną przez ciężko chorego w młodości kapłana Luigiego Novarese – dodaje. W przyszłym roku, 11 maja, ks. Novarese zostanie wyniesiony na ołtarze.

Zdaniem ks. prałata S. Łady zindywidualizowane podejście do osoby w Kościele zawdzięczamy Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. – To on ogłosił Dzień Chorego, a nie chorych – podkreśla. Stało się to 13 maja 1992 r. Nazwa imprezy w Trąbkach też honoruje każdą osobę chorą. W ciągu ostatnich 20 lat zaszły nieprawdopodobne zmiany w podejściu do niepełnosprawności. – Nieco szybciej dokonało się to na Zachodzie ze względu na szeroki asortyment dostępnego tam sprzętu rehabilitacyjnego – mówi ks. Stanisław. Ale w Polsce sprzęt nie odbiega obecnie od zachodniego. Najważniejsze zmiany dotyczą jednak świadomości. Podczas festynu wolontariusze doskonale wiedzieli choćby to, że muszą podejść z ramą obciągniętą płótnem do niepełnosprawnego chłopca, aby mógł tam przyłożyć swoją dłoń pomalowaną farbą. Wiedzieli, bo pracują z takimi osobami na co dzień. Wrażliwość i umiejętność przewidywania potrzeb osoby niepełnosprawnej wzrasta na szczęście w całym naszym społeczeństwie. Wokół jednego ze stoisk – ruch. To tutaj co chwila któreś z dzieci zamienia się w kotka lub odchodzi z namalowanym na policzku serduszkiem – to dziewczynki – lub biało-czerwoną flagą kibica – to głównie chłopcy.

– Do malowania twarzy używa się specjalnej farby. A na serduszka można jeszcze posypać brokacik – mówi Małgorzata Rostek, wolontariuszka z Gdańska-Przymorza. W Trąbkach Wielkich ozdabia buźki po raz pierwszy w życiu. Już po początkowym maźnięciu pędzelkiem jedna z dziewczynek uśmiecha się promiennie, mówiąc: „Lubię cię!”. Obok koleżanka tworzy wąsy specjalnymi kredkami. Bo nimi też można malować. – Bardzo lubię opiekować się osobami starszymi. Od młodości jeździłam na obozy dla niepełnosprawnych, pracowałam już nawet w domu pomocy społecznej – mówi Małgorzata. Jeśli dobrze pójdzie, za trzy lata będzie profesjonalną opiekunką. Uczy się zawodu w ramach projektu „Druga szansa” przy gdańskiej Caritas. – Na obozach najczęściej trzeba kogoś pocieszyć. Bo dzieci bardzo tęsknią za domem – wyjaśnia.

Występy i kiermasz starych piękności

W czasie festynu dzieci z przedszkola w Trąbkach Wielkich zaśpiewały piosenkę wiosenną. – Wpada w ucho, maluchy ją lubią. W zeszłym roku też występowaliśmy na festynie – cieszy się Agnieszka Krawczyk, wychowawczyni. Największym hitem okazała się jednak piosenka kibiców mówiąca o tym, że wszyscy oni stanowią jedną rodzinę. Wykonali ją podopieczni Ośrodka Rewalidacyjno-Wychowawczego „Żuławski Słonecznik” w Giemlicach. Wśród nich był także chłopiec na wózku, noszący szalik z napisem „Polska!”. – Przygotowujemy się na sobotnią, drugą Olimpiadę Przyjaźni w Cedrach Wielkich – uśmiecha się Dorota Bożyk, wychowawca. Podopieczni z Giemlic są już weteranami występów, choć w przypadku Trąbek to także zasługa ks. Zygmunta Słomskiego, proboszcza z gdańskiego Jasienia, niezastąpionego muzyka. – Nasze występy są ważne dla wszystkich dzieci. Pokazują, że tak naprawdę każdy z nas ma jakieś ograniczenia i nie możemy na tych ludzi patrzeć jak na osoby drugiej kategorii… – wyjaśnia. Ale zrozumienie siebie to nie wszystko, co możemy otrzymać od niepełnosprawnych.

– Wszystkie te wyroby dostosowujemy do możliwości pacjentów. Chodzi przede wszystkim o to, żeby osobę niepełnosprawną psychicznie zachęcić do zejścia z łóżka, zmotywować do niepoddawania się bezczynności – mówi Andrzej Peichert, terapeuta z Domu Pomocy Społecznej w Damaszce koło Tczewa. A aktywność popłaca. Po pierwsze dlatego, że wykonane przez pacjentów przedmioty są po prostu piękne. – Wzorujemy się na technice frottage, wymyślonej przez niemieckiego artystę Maxa Ernsta – wyjaśnia. Jest to metoda, która eksponuje wszystkie niedoskonałości i nierówności materiału. Przedmiot jest ponadto postarzany. Analogia z niedoskonałościami, a zarazem pięknem osoby niepełnosprawnej sama ciśnie się na myśl. – Aniołek kosztuje 10 zł. To chyba nie jest dużo? – pyta niepewnie. Potwierdzam, że mało. Tym bardziej że sam materiał i farby też kosztują. Zarobione pieniądze są wydawane na kino, kawiarnię. – Czasem idziemy na pizzę albo jedziemy do znajomego nad jezioro. Mamy tam wyremontowaną przez nas samych łódkę, którą pływamy! – podkreśla z dumą terapeuta.

Dzieci co chwila podchodzą z podstemplowaną kartą po nagrody. Nie tylko miały malowaną twarz, musiały jeszcze zaliczyć zrobienie waty cukrowej, a także wykonać zadania sprawnościowe. Ot, na przykład zatrąbić klaksonem w wozie strażackim czy przejechać się quadem. – Przygotowywaliśmy się do obchodów dwa miesiące. Muszę podkreślić, że gdziekolwiek się zwróciłem, nie spotkałem się z odmową pomocy – mówi ks. Bolesław Antoniów, dyrektor Caritas w Trąbkach Wielkich. Było to dla niego pierwsze tego typu doświadczenie. Pomimo kryzysu pomogły policja, straż pożarna, gmina, a także osoby prywatne. Jak podkreślali niektórzy opiekunowie, możliwość zjedzenia ciepłego posiłku (był bigos, kiełbaski  i inne smakołyki) jest ogromnie ważna. Zwłaszcza że część uczestników przyjechała także z sąsiedniej diecezji pelplińskiej, choć to to samo województwo pomorskie. Nikt nie pozostał głodny i spragniony, a każdy wygrał nagrodę. – Być może za rok będą to już obchody powiatowe. Wtedy zobaczymy, czy będziemy je organizować w Trąbkach – zdradza plany ks. Antoniów.

Dzieci kopią piłkę. Dla niektórych trafienie nawet z niewielkiej odległości do celu jest prawdziwym wyczynem. – Takie imprezy trzeba organizować – podsumowuje ks. Łada. Tym bardziej że wspomniane przez niego na wstępie wydarzenie miało miejsce w 2000 roku we Włoszech! Ksiądz Stanisław pojechał wówczas na jubileuszowy Dzień Chorego w Rzymie. Widok osób bez kończyn, powyginanych, kalekich, zakłócił – niestety – poczucie estetyki Włocha. W Trąbkach Wielkich byłoby to już nie do pomyślenia. I nawet Matka Boża tego dnia jakby bardziej się uśmiechała. Może dlatego, że była przystrojona kolorowymi balonikami…