Tu szefem jest pacjent

Ks. Waldemar Packner; GN 23/2012 Gliwice

publikacja 13.06.2012 07:00

Chcemy, aby nasi podopieczni czuli, że dotychczasowy dom zamienili na nowy. To nasz cel.

Tu szefem jest pacjent Ks. Waldemar Packner/ GN Pani Helena (siedzi) chwali nowy oddział i jego personel. Obok niej lekarze Rita Kądzielnik i Olaf Lubas, ordynator. Na oddziale pracuje 11 pielęgniarek.

Starania o otwarcie oddziału trwały prawie pięć lat. – Negocjacje z Narodowym Funduszem Zdrowia nie były łatwe, ale cieszę się, że w końcu się udało i nasz oddział zaczął istnieć oficjalnie – powiedział o. Ireneusz, który od prawie roku jest dyrektorem szpitala. Pierwsza pacjentka została przyjęta już w pierwszym dniu funkcjonowaniu. – Nie mogłam się doczekać, ciągle pytałam kamilianów, kiedy otworzą oddział – mówi pani Helena z Bytomia.

Blisko bliskich

W Tarnowskich Górach od 1997 roku istnieje domowe Hospicjum Królowej Pokoju. Każdego roku kilkadziesiąt chorych przebywa tam pod fachową opieką lekarzy, pielęgniarek, psychologów i wolontariuszy. Powstanie oddziału stacjonarnego było jednak sprawą naglącą. Najbliższe hospicja stacjonarne działają w Gliwicach i Chorzowie, a Tarnowskie Góry i cały powiat były pozbawione takiej placówki. – Dla wszystkich było to dość uciążliwe; i dla pacjentów, którzy nagle znaleźli się daleko od domu, i dla ich bliskich, którzy z powodu odległości nie często mogli ich odwiedzać – wyjaśnia o. Ireneusz.

Tarnogórski oddział opieki paliatywnej może przyjąć 20 pacjentów. W przestronnych pokojach są po dwa lub trzy łóżka. – Czuję się tu doskonale, jak w domu. Dobrzy lekarze, cudowne pielęgniarki i smaczna kuchnia – chwali pani Helena. – Hospicjum czasem budzi negatywne skojarzenia. Naszym celem jest stworzenie takich warunków, aby pacjenci czuli się jak u siebie. W miarę możliwości mogą nawet sale szpitalne urządzić po swojemu – tłumaczy dyrektor placówki.

Przestawić myślenie

Ordynatorem nowego oddziału jest Olaf Lubas, lekarz od piętnastu lat zaangażowany w opiekę paliatywną. – Ruch hospicyjny rodził się w Polsce oddolnie, najpierw jako opieka domowa. Z czasem zaczęły powstawać hospicja stacjonarne i oddziały opieki paliatywnej, gdy okazało się, że tylko w takich warunkach można najlepiej zaopiekować się chorującymi na raka – wyjaśnia O. Lubas. Dodaje, że nie chodzi tylko o opiekę medyczną, ale o całościowe zaspokojenie potrzeb i życzeń pacjenta.

– W zwyczajnym leczeniu to lekarz ma decydujące słowo, a pacjent powinien stosować się do jego zaleceń. Na oddziale opieki paliatywnej to podopieczny jest niejako szefem zespołu, który się nim opiekuje – mówi z kolei lekarz Rita Kondzielnik, od siedmiu lat zaangażowana w opiekę paliatywną. Sama przyznaje, że zaczynając pracę w hospicjum, musiała zmienić swoje dotychczasowe zawodowe nastawienie. – Do tej pory ja mówiłam, a chory powinien był mnie słuchać. Tutaj to ja słucham pacjenta, zaradzam jego potrzebom, w miarę możliwości spełniam jego życzenia – dodaje R. Kondzielnik.

Zespół opiekujący się chorymi na raka jest interdyscyplinarny. To lekarz, pielęgniarka, psycholog, kapelan, wolontariusz, itd. – Ale na Zachodzie do takiego zespołu wchodzi kilkadziesiąt profesji, łącznie z fryzjerem czy kucharzem. Bo jeśli pacjentka chce być uczesana, to przychodzi fryzjer, jeśli ma ochotę na ulubioną potrawę, to kucharz ją przygotowuje. To nasz ideał, do którego dążymy – mówi o swoich planach ordynator.

Celem nowego oddziału jest także wzmocnienie hospicjum domowego Królowej Pokoju. – Chcemy się wzajemnie wspomagać, jeśli zajdzie taka potrzeba, sprzętem, karetkami, umożliwiać ciągłe podnoszenie kwalifikacji. Dziś technika jest tak zaawansowana, że aparat tlenowy to nie duże i ciężkie butle, ale niewielkie i mobilne urządzenie, które tlen pobiera z powietrza. Te i wiele innych rzeczy będą dostępne na potrzeby domowego hospicjum – wyjaśnia o. Ireneusz Sajewicz. Również wolontariusze będą kształceni pod kątem opieki nie tyle domowej, co szpitalnej. – Choćby karmienie osoby dorosłej jest zupełnie inne niż dziecka. Chcemy chętnych nauczyć wszystkiego, co może okazać się przydatne w opiece nad naszymi pacjentami, a kandydatom na wolontariuszy stawiamy duże wymagania – mówi kamilianin.

Od lecznicy do szpitala

Szpital św. Kamila tworzy architektoniczną całość wraz z kościołem św. Jana Chrzciciela i św. Kamila oraz klasztorem ojców kamilianów. Neogotycki obiekt został wybudowany w 1907 r. przez hrabiego Łazarza Henckela von Donnersmarcka z Nakła Śląskiego. Kościół wraz z ówczesnym „Zakładem pw. św. Jana Chrzciciela dla alkoholików” i klasztorem stanął na gruntach rodzinnych Donnersmarcków, a sprowadzeni przez hrabiego kamilanie otrzymali go na wieczystą własność. W 1946 r. w klasztorze została utworzona Polska Prowincja Zakonu Kamilianów. Niestety w roku 1950 ich działalność została przerwana. Szpital został odebrany zakonowi i upaństwowiony. Dopiero w 1999 r. placówka wraz z parkiem została zwrócona kamilianom. Od 1 sierpnia 1999 r. w miejsce Szpitala Miejskiego nr 2 w Tarnowskich Górach powstał Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej Szpital św. Kamila. Oddział wewnętrzny ma 40 łóżek, nowo powstały oddział opieki paliatywnej – 20. W planach jest utworzenie oddziału geriatrycznego i opieki długoterminowej.

Pobyt na oddziale jest refundowany przez NFZ. Kontakt: tel. (32) 384 97 56.

 

Nie tylko lekarze

Ks. Waldemar Packner: Zawsze ojciec protestuje, gdy o oddziałach opieki paliatywnej ktoś powie „umieralnia”?

O. Ireneusz Sajewicz, dyrektor Szpitala św. Kamila w Tarnowskich Górach.: – Zawsze, bo to nie jest prawda. Są sytuacje, kiedy chorujący na raka nie może mieć już zapewnionej odpowiedniej opieki w warunkach domowych, nawet przy ogromnym poświęceniu swoich bliskich. Na oddział wewnętrzny czy geriatryczny nie zostanie przyjęty, więc koniecznością jest dobry i przyjazny oddział opieki paliatywnej. Ten stacjonarny wzmaga jakby opiekę, którą pacjent miał w domu. Chciałbym, aby nasi pacjenci mieli poczucie, że dom zamieniają na dom, choć znajdują się na naszym oddziale.

Czy pobyt na oddziale paliatywnym to czasem wykonanie koniecznych zabiegów, po których pacjent może wrócić do domu?

– Oczywiście. Jeśli zachodzi potrzeba, np. odwodnienia, podania kroplówki czy wyprowadzenia powstałych odleżyn, to po ich zakończeniu pacjenci mogą wrócić do domu. Jeśli trzeba, mogą pozostać na oddziale.

Są sytuacje, kiedy to sama rodzina wzbrania się przed oddaniem kogoś bliskiego na oddział paliatywny...

– Często mieszkanie w bloku jest małe, samo wstawienie odpowiedniego łóżka jest już kłopotliwe, dużo problemów może stwarzać dbanie o higienę i codzienną toaletę. Poza tym domownicy pracują, a więc czasem chory jest przez długie godziny sam. Poza tym może dojść do sytuacji, kiedy odpowiednia opieka medyczna w najwłaściwszy sposób może być zapewniona tylko w warunkach szpitalnych. Oddanie więc chorego do hospicjum jest wyrazem troski i miłości o jego dobro, a nie jej brakiem. Poza tym w każdej chwili bliscy mogą go odwiedzić, przebywać z nim tak często i tak długo, jak tylko tego chcą. Poniekąd opiekę w domu mogą kontynuować na naszym oddziale, a więc nie jest to wyłączenie rodziny, tylko danie jej nowych możliwości.

Oddział opieki paliatywnej to nie tylko opieka medyczna?

– To także pomoc psychologa, rehabilitanta, kapelana szpitalnego oraz towarzystwo wielu wolontariuszy, którzy z chorymi chodzą na spacery, poczytają książkę czy gazetę albo po prostu z nimi są.