Spadają z nieba...

Monika Łącka; GN 24/2012 Kraków

publikacja 18.06.2012 07:00

- Czasem aż łzy radości płyną, że mogę na nich liczyć. To wspaniali młodzi ludzie! Dzięki nim człowiek stanął na nogi. Zawsze są, gdy trzeba - mówi pani Basia, która od młodych wolontariuszy pomoc dostaje i... sama im pomaga.

Spadają z nieba... Archiwum Stowarzyszenia „Budujemy Nadzieję”/ GN Dzieci z domów dziecka ze swoimi aniołami zobaczyły m.in. krainę pełną dinozaurów.

Kilka lat temu, jeszcze jako wolontariusz Stowarzyszenia „Wiosna” i lider rejonu „Skawina”, zapukałem do domu mieszkającej w Przytkowicach pani Basi. Wiedziałem, że jej 9-osobowa rodzina mieszka w ciężkich warunkach i prawdopodobnie potrzebuje wsparcia – opowiada 20-letni Norbert Pachel, tegoroczny maturzysta i założyciel oraz prezes działającego w Skawinie, Krakowie i okolicznych miejscowościach Stowarzyszenia „Budujemy Nadzieję”.

U nas jakoś to jest...

Okazało się, że podczas wypełniania ankiety, niezbędnej do zorganizowania Szlachetnej Paczki, pani Basia myślała nie tylko o potrzebach swojej rodziny, ale także sąsiadów i znajomych. Bo w Przytkowicach mieszka dużo rodzin, które słowo „bieda” znają aż za dobrze. Przy wielu pozycjach, nawet podstawowej żywności, mówiła więc: „Może innym to się bardziej przyda. Bo u nas jeszcze jakoś to jest”. – Najbardziej zaskoczyła mnie tym, co uznała za specjalny, luksusowy podarunek. Nie był to komputer czy coś drogiego, jak często się zdarza. Poprosiła o... pantofle dla całej rodziny. I nie była pewna, czy nie chce zbyt wiele, ale ja byłem pewien, że to kobieta niezwykła – dodaje Norbert.

Panią Basię, mamę siedmiorga dzieci w wieku od lat 3 do 24, życie nigdy nie rozpieszczało. Wie, czym są ciężka praca, ubóstwo, alkohol w rodzinie. Mówi, że kiedy przyszedł moment, gdy bardzo brakowało jej sił, by biedę dalej pchać do przodu, Pan Bóg dał jej kolejne dziecko. I tak mała Ania stała się dla swojej mamy największą motywacją do tego, by powalczyć o lepsze jutro. Nie było jej lekko, gdy dzwoniła do różnych instytucji i opowiadała swoją historię, prosząc o pomoc. W końcu z nieba spadli jej aniołowie – wolontariusze pod wodzą Norberta Pachela. Szybko okazało się, że rodzina pani Basi może zostać włączona w Europejski Program Pomocy Żywnościowej PEAD, realizowany przez Caritas. I znowu dzielna kobieta postanowiła, że nakarmić trzeba także inne rodziny.

Bariery pokonane

– Sama zorientowała się, kto w Przytkowicach powinien być objęty programem – znalazła aż 18 takich rodzin. Zebrała niezbędne dokumenty, m.in. z MOPS i zorganizowała transporty żywności, którą – we współpracy z Caritas – do Przytkowic wozimy aż z Krakowa (w Skawinie z PEAD korzysta kolejnych 10 osób). To nie wszystko. Chęć pomagania zaszczepiła już w jednej ze swoich córek – opowiada Rafał Sowa, wiceprezes stowarzyszenia i dyrektor istniejącego w nim Wydziału Socjalnego, odpowiedzialny m.in. za współpracę z Caritas (realizację programów PEAD i „Skrzydła”) oraz zdobywanie i przekazywanie potrzebującym ubrań czy środków czystości.

Córka pani Basi, gimnazjalistka Kasia, niedawno zasiliła szeregi wolontariuszy i w ramach projektu „Pokonać bariery” (otaczającego opieką osoby starsze, schorowane i samotne) odwiedza 70-letnią panią Anię, cierpiącą na pląsawicę Huntingtona. W jej domu sprząta, parzy herbatę, rozmawia i – jak sama mówi – po prostu jest. Z kolei „anioł” Rafał troszczy się o panią Teresę. – Chodzę, ale mam problemy z  kolanami i czasem trudno jest mi przynieść zakupy. Mój blok znajduje się na wzniesieniu, mieszkam na trzecim piętrze, nie powinnam dźwigać ciężkich rzeczy. Jestem pełna podziwu dla wszystkich wolontariuszy ze stowarzyszenia – oni naprawdę robią wiele dobrego. Są potrzebni, bo w Skawinie nie ma zbyt wielu miejsc, które dają wsparcie. Stowarzyszenie spadło z nieba – mówi ze wzruszeniem.

Zapał i dobre chęci

Nazwę istniejącemu od roku stowarzyszeniu (zostało zarejestrowane 29 lipca 2011 r.) przyniosło życie. Gdy dwa lata temu powódź zabrała  wielu ludziom cały dorobek, 18-letni wówczas Norbert Pachel był asystentem kuratora sądowego dla kilkunastoletniej dziewczynki. Akurat w tym czasie jej dom został zniszczony przez wielką wodę. Kiedy się o tym dowiedział, wpadł na pomysł, aby wolontariusze działający wraz z nim w akcji charytatywnej „Anioł na jeden dzień” pomogli tej rodzinie. Zaczęli działać, ale szybko zorientowali się, że nie wystarczą tylko zapał i dobre chęci. Zrozumieli, że muszą współpracować z jakąś organizacją pozarządową. Powód był prosty – zgodnie z prawem nie mogli przeprowadzać publicznych zbiórek pieniędzy na cele charytatywne, nie mając konta bankowego.

– Wyszukaliśmy więc wszystkie organizacje, które zajmowały się czymś podobnym. Mówiliśmy im, że sami wszystko zrobimy. Prosiliśmy, by tylko sygnowali nas swoją nazwą i patronowali jej. Chcieliśmy odbudować dom, czyli nadzieję na lepsze życie, ale także pomóc mamie mojej podopiecznej znaleźć pracę, a jej skończyć szkołę. Niestety, wszyscy nam odmawiali. W końcu trafiliśmy do Skawiny, gdzie działała Fundacja „Dar serca”, utworzona przez nieżyjącą już Teresę Morawską. Dzięki owocnej współpracy zebraliśmy pieniądze (m.in. w parafiach) i zdobyliśmy sponsorów na odbudowę domu – wspomina Norbert. Te doświadczenia podsunęły mu pomysł, by założyć własne stowarzyszenie. Po wielu próbach udało się i choć „Budujemy Nadzieję” niedługo będzie świętować dopiero pierwsze urodziny, to na koncie ma już wiele zrealizowanych projektów i kilkudziesięciu wolontariuszy.

Na początku był anioł

Część z nich brała udział w akcji „Anioł na jeden dzień”, zorganizowanej po raz pierwszy 10 lat temu w Krakowie przez Ruch Regnum Christi, prowadzony przez Legionistów Chrystusa. W akcji chodziło o to, by podopiecznym z domów dziecka przynajmniej raz na kilka miesięcy dać wiele radości i niezapomnianych przeżyć. Dziecku przez cały dzień towarzyszył jeden wolontariusz, który stawał się na ten czas „aniołem”. Razem szli do kina, jechali na wycieczkę, zwiedzali atrakcyjne miejsca. Wszystko finansowali sponsorzy pozyskiwani przez Legionistów Chrystusa. Niedawno Legioniści wycofali się z prowadzania tej akcji. Wówczas początkujące Stowarzyszenie „Budujemy Nadzieję” postanowiło ją kontynuować, ale w nieco innej formie. – Dawniej akcje były organizowane rzadziej, ale trwały cały dzień. Obecnie przeprowadzamy je kilka razy w roku, lecz przez kilka godzin. Poza akcjami odwiedzamy także domy dziecka. Wymyśliliśmy również inną nazwę – „Anioł w Krakowie”. Bo nie chodzi tylko o jeden dzień, lecz o to, by być zawsze – wyjaśnia Norbert Pachel. To nie wszystko. Wolontariusze swoją „anielską” opieką otaczają także dzieci z biednych i wieloproblemowych rodzin, realizując na terenie Skawiny projekt „Przyjaciel rodziny”. Wolontariusz pomaga swojemu podopiecznemu w nauce i wnosi w jego życie radość, zabierając go do kina, czy na basen.

Przyjaźń nie na chwilę

9 czerwca w sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej nr 4 im. Stanisława Wyspiańskiego w Skawinie wolontariusze zorganizowali wielki Dzień Dziecka dla „aniołkowych” podopiecznych z Rodzinnego Domu Dziecka, prowadzonego przez księży guanellianów, oraz dla dzieci z projektu „Przyjaciel rodziny”. Radości było co niemiara, a ponad 40 uczestników imprezy mówiło nam jednym głosem: „Jest super!”. Nie zabrakło tańców i zabaw integracyjnych, lodów, grillowanych kiełbasek i książkowych prezentów. – Wszystko to było możliwe dzięki naszym niezawodnym sponsorom – firmie Event Galicja, skawińskiej kawiarni „Cztery Pory Roku”, firmie masarskiej „Pałka” i Wydawnictwu „Znak”, za co pięknie im dziękujemy – mówi R. Sowa.

Nieco bardziej spóźniony Dzień Dziecka dla prawie 100 wychowanków czterech krakowskich domów dziecka biorących udział w akcji „Anioł w Krakowie” odbędzie się 23 czerwca, na sportowych terenach Akademii Górniczno-Hutniczej. – Po co organizujemy takie akcje? Powód jest bardzo ważny – dzieci z domów dziecka wszędzie wychodzą tylko we własnym gronie i mają mały kontakt z innymi. Zrozumiałem to, gdy pewnego dnia jedna z naszych „aniołkowych” podopiecznych spojrzała na mnie niepewnie i zapytała: „Czy wy się z nas śmiejecie?”. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Smutnym głosem wytłumaczyła mi, że wszyscy w ich otoczeniu się z nich śmieją, że są z domu dziecka. W „aniołku” najważniejsze jest więc to, że dajemy im siebie, bawimy się z nimi i budujemy relacje i przyjaźnie, które nie są na chwilę, ale mają trwać – tłumaczy „anioł” Norbert. To się udaje, choć łatwo nie jest.

Hiszpania i Mazury

– Oprócz podstawowej działalności w stowarzyszeniu, nauki i pracy, mamy różne kursy i szkolenia. Dodatkowo gram jeszcze w amatorskim teatrze i działam w oazie. Na szczęście mam mądrą dziewczynę, która nie tylko mnie wspiera, ale i dba, bym był blisko Boga. Rodzina, która należy do oazy rodzin, zdążyła się przyzwyczaić, że rzadko mnie widzi, i rozumie, że robię coś dobrego, co wyrasta z wiary, która jest ważną częścią naszego życia – opowiada Rafał Sowa. Nie bez powodu prezes Norbert (który od dziecka prowadził Podwórkowe Koła Różańcowe czy angażował się w oazę) na ścianie w siedzibie stowarzyszenia powiesił krzyż, a w swoim małym gabinecie często spogląda na obraz Matki Bożej Różańcowej. Co więcej – niedziela jest dla wolontariusza dniem świętym, którego centralnym punktem jest Msza św. i rodzinny obiad. – Chcielibyśmy, by nasz wysiłek w przyszłości przyniósł jeszcze większe owoce, by stał się pracą zawodową i źródłem utrzymania. Naszym marzeniem jest stworzenie rodzinnego domu dziecka lub domu samotnej matki – mówią zgodnie Norbert i Rafał.

Na razie przed wolontariuszami stowarzyszenia pracowite wakacje – już pod koniec czerwca, dzięki ogromnemu wsparciu finansowemu sponsorów, jadą do Hiszpanii, by w ramach projektu „Europa da się poznać” 10 dzieciom (z grupy starszaków) stworzyć wakacje marzeń. Opieka nad nimi to wielka odpowiedzialność. Dla młodszych podopiecznych przygotowują edukacyjno-rekreacyjne obozy na Mazurach.

Dołącz do nas!

Stowarzyszenie „Budujemy Nadzieję” znajduje się w Skawinie przy ul. Konstytucji 3 Maja, tel. (12) 265 53 00; www.budujemynadzieje.pl; www.aniolwkrakowie.pl. Wolontariuszy można też znaleźć na Facebooku.