Wykorzystać tę szansę

Agnieszka Małecka; GN 27/2012 Płock

publikacja 11.07.2012 07:00

„Żywy pomnik Jana Pawła II” wyruszył na wakacje. Na ulicach kolejnego miasta uniwersyteckiego pokazują młodą twarz Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. O ten, jak mówią sami, „magiczny czas” i o bycie w elitarnym gronie pytamy naszych stypendystów, lekko jeszcze wymęczonych nauką i egzaminami.

Wykorzystać tę szansę Anna Małecka/ GN Bp Piotr Libera dziękował Wydziałowi Katechetycznemu za przygotowanie spotkania i gratulował młodym, że są stypendystami tej fundacji, bo to oznacza, że mają duże osiągnięcia. Jednocześnie zachęcał ich do różnych form wolontariatu.

Właśnie trwa doroczna wielka przygoda każdego stypendysty fundacji, za jaką uważany jest w ich środowisku wakacyjny obóz. Tym razem „żółte koszulki” goszczą w Lublinie, który przemierzają śladami bł. Jana Pawła II i poznają miasto z jego ofertą edukacyjną. Być może zauroczy kogoś lubelska starówka, zachwycą cenne malowidła w kaplicy Trójcy Świętej na zamku i przyciągnie na dobre pięć lat atmosfera KUL-u albo innej z kilku uczelni. Miastu poety Józefa Czechowicza przygląda się także około trzydziestu gimnazjalistów i licealistów z naszej diecezji. Jak mówili przed obozem, ten letni wyjazd organizowany przez fundację to jest coś, na co warto czekać cały rok. Dwudniowy zjazd diecezjalny, który poprzedził obóz, był dobrą przygrywką do spotkania z blisko dwoma tysiącami innych młodych ludzi, którzy korzystają z pomocy fundacji papieskiej.

Coś niezapomnianego

Nie ma w Lublinie Ilony Rybickiej z parafii Bulkowo, ponieważ jako tegoroczna maturzystka weźmie udział w obozie przyszłych studentów we wrześniu razem z młodzieżą z miasta uniwersyteckiego, gdzie podejmie studia. Żałuje? Oczywiście. – Pamiętam, że przed pierwszym obozem bałam się jechać  do obcych ludzi, sama. Ale z roku na rok było coraz lepiej i teraz naprawdę żałuję, że nie mogę być w Lublinie. Wszystkim wydaje się, że dla nas, stypendystów, to tylko obowiązek, ale tak nie jest. Gdy spotykamy się na obozie, a tam jest dwa tysiące ludzi, razem śpiewamy, razem się modlimy, tworzy się jakaś magia. To jest coś niezapomnianego. Na obozie jest modlitwa, bo codziennie mamy Msze św., ale są też na przykład pogodne wieczory. My, stypendyści, poznajemy się lepiej i gdy nadchodzi czas odjazdu, to bywa ciężko – przekonuje Ilona.

Licealista Mateusz Dziurlikowski z Zawidza Kościelnego, który uczy się w Płocku w LO im. Marii Dąbrowskiej, mówi z niekłamanym entuzjazmem: – Na ten obóz czekam cały rok. Można na nim poznać świetnych ludzi. Dzięki temu mam kontakty z osobami ze wszystkich stron Polski. Na pewno to jest też przeżycie od strony duchowej. Kiedy ostatnio były rekolekcje w mojej szkole – na sali dużo ludzi i chór – to moje pierwsze skojarzenie było związane właśnie z obozem i naszym wyjściem do kościoła i taką modlitwą razem, w grupie – wspomina Mateusz. Gdy rozmawiamy podczas diecezjalnego zjazdu w Płocku, młodzież spotkała się właśnie z bp. Piotrem w opactwie pobenedyktyńskim, obejrzała i wysłuchała pokazu multimedialnego o ks. Skardze, przygotowanego przez stypendystę, studenta Damiana Kwiatkowskiego i katechezy o Eucharystii, którą przedstawił ks. Andrzej Krasiński, dyrektor Wydziału Katechetycznego kurii. Przed nimi jeszcze popołudniowy blok: projekcja filmu o cudach eucharystycznych „Ja Jestem”, Msza św. i spotkanie integracyjne. Nieprzypadkowo w programie następnego dnia znalazła się wycieczka do Pułtuska i Przasnysza; stypendyści mieli ruszyć śladami św. Stanisława Kostki i ks. Piotra Skargi, który wykładał w pułtuskim kolegium jezuickim.

Utrzymanie więzi

Na to diecezjalne spotkanie kładziony jest silny akcent, bo jego celem jest zarówno przygotowanie młodzieży do letniego obozu, jak i lepsze zintegrowanie środowiska w diecezji. Na co dzień, rozsiani po mazowieckich miasteczkach, nie mają okazji spotkać się w swoim gronie. – Nie widzimy się przez cały rok, ale nie ma jakichś barier. Ktoś sprawił, że się spotykamy i jesteśmy tu dla siebie – mówi Ilona. Obecnie mamy siedemdziesięciu stypendystów z naszej diecezji, ale charakterystyczne jest to, że aż ponad połowa – 40 osób – to studenci, którzy mieszkają w większych miastach uniwersyteckich i są już raczej związani z tamtym środowiskiem, zwraca uwagę ks. Andrzej Krasiński, koordynujący sprawy stypendiów Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” w Płocku.

Ten proces wyjeżdżania i rozluźniania więzów jest nieuchronny; część osób pozostanie dłużej, może już na stałe w miastach swoich studiów uniwersyteckich. Nie da się ich zatrzymać, ale ważne, by wracali i pamiętali o swoich korzeniach, by się do nich przyznawali, zauważa ks. Stanisław Sadłowski, który jest proboszczem w parafii Bulkowo. Dlatego zanim wyjadą na letni obóz do jednego z dużych miast Polski, tu, w diecezji, przy okazji dorocznego spotkania przedwakacyjnego poznają lepiej historię i tradycję własnego regionu.

Wspólny mianownik

Kiedy wyjeżdżali do Lublina, być może mieli wciąż w pamięci skierowane do nich słowa bp. Piotra. – Lublin, miasto uniwersyteckie i, jak mawiał Jan Paweł II, miasto, które jest pomostem między zachodem i wschodem. Takie jest położenie Lublina, że w sposób naturalny jest pomostem między szeroko pojętą kulturą wschodnią i zachodnią, pomiędzy chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim. Na spotkaniu w Płocku ksiądz biskup zachęcił ich też do pójścia śladem ks. Piotra Skargi w jego działalności filantropijnej, która dziś, jak mówił bp Piotr, może być rozumiana jako współczesny wolontariat. – To bardzo piękna, szlachetna i chrześcijańska forma działalności. Zachęcam do takiej formy rozwijania swojego człowieczeństwa i chrześcijaństwa.

Ambitne pole zaangażowania znalazł na przykład Dawid Gajdziński z parafii Skrwilno. O niełatwym przecież wolontariacie w hospicjum przy szpitalu w Rypinie opowiada GN tak: – Na parterze są ludzie nieuleczalnie chorzy, na pierwszym piętrze są osoby, które jeszcze mogą z hospicjum wyjść. Tam my, wolontariusze, przychodzimy, pomagamy ich zwozić z sal i wykonujemy z nimi takie drobne prace manualne. Na początku zastanawiałem się, czy będę w stanie wytrzymać, bo za każdym razem muszę przejść przez parter, gdzie leżą ludzie śmiertelnie chorzy. Teraz miałem maturę. Nie zawsze był czas, ale chciałem tam pójść, czułem, że powinienem. Chodzi o to, że ja mogę sprawić komuś przyjemność, mogę się tymi ludźmi zająć. Oni są do nas bardzo przywiązani, traktują nas jak rodzinę, bo często jest tak, że oni tej rodziny nie mają. I nam przekazują ciepło. To wszystko trafia do człowieka, tak że zaczyna się inaczej zachowywać, zaczyna zwracać uwagę na więcej rzeczy w swoim życiu.

To właśnie wolontariat, obok ciekawych zainteresowań, powinien być wyróżnikiem stypendysty. Powinien, a jednak w praktyce nie zawsze się to udaje; osiąganie wysokich wyników w nauce, co jest jednak kryterium decydującym o przyznaniu stypendium, plus olimpiady, konkursy wymaga dużego zaangażowania. Ale stypendyści wiedzą, że nie tylko o oceny tu chodzi. Są przecież nazywani „żywym pomnikiem Jana Pawła II”. Zwraca na to uwagę Dawid, który mówi, że dla niego najważniejsza jest jedność środowiska, w którym jest dzięki stypendium. I jest to słuszna intuicja, bo dzięki tej jedności na tym niezwykłym pomniku nie pojawią się rysy.

Stypendystą być

Ilona Rybicka

– Stypendysta kojarzy się przede wszystkim z tym, że ma wysoką średnią w szkole. Ale my jesteśmy też wspólnotą. Dzięki niej czuję, że nie jestem sama. Tu spotykam ludzi, z którymi mogę porozmawiać, ja znam ich problemy, oni znają moje. Spotykamy się razem i jest to siła. To bardzo pomaga.

Mateusz Dziurlikowski

– To bycie grupą osób wybranych, które naprawdę chcą coś w życiu osiągnąć, chcą się rozwijać. Jeśli ktoś dostaje stypendium, musi je w pełni wykorzystać. Dzięki temu, że jesteśmy takimi „wybrańcami”, myślimy podobnie o życiu, szkole, o nauce, o przyszłości. Nie chcemy zmarnować tej szansy.