Królestwo kwiatów

Marcin Wójcik; GN 29/2012 Łowicz

publikacja 11.08.2012 07:00

Praca w ogrodzie zapobiega osteoporozie, wzmacnia mięśnie, redukuje tkankę tłuszczową i sprawia, że stajemy się odporniejsi. Ponadto pielęgnacja roślin to dobra psychoterapia.

Królestwo kwiatów Marcin Wójcik/ GN Ewelina Kosmowska w ogrodzie swojej mamy.

Można w kwiaciarni kupić kwiaty cięte i wstawić je do wazonu. Można u Chińczyka kupić kwiaty wieczne, które wody nie potrzebują ani słońca, ani ziemi (plastik nie wymaga). Można jeszcze nabyć kwiaty w nasionach i wysiać je do ziemi, podlewać, ochraniać przed gradem i mszycami. Później cieszyć się nimi, kiedy na chwilę zakwitną.

Rumianki Krystyny

Krystyna Tarnowska od 10 lat mieszka na pierwszym piętrze w bloku przy ul. Armii Krajowej w Łowiczu. Jak tylko wstawiła do mieszkania meble, od razu wzięła się za ogródek, na który  dzisiaj dumnie spogląda z balkonu. Dumna była również wtedy, kiedy na początku lipca miejska komisja konkursowa uznała jej ogródek za najpiękniejszy. Doceniono rumianki, pelargonie, krzewy. I pracę: pielenie, podlewanie, przesadzanie, sianie. Ale mało kto wiedział, że tak naprawdę Krystyna dzień i noc walczy o kwiaty i krzewy. Intruz nie śpi, jest sprytniejszy i sporo młodszy od Krystyny. – Niszczą kwiaty, za nic mają ludzką pracę, przychodzą całymi zgrajami – zżyma się. – Czasami nawet słyszę, jak ich matki mówią: „Wejdź, synku, do ogrodu i nazrywaj mamusi kwiatuszków”. Kto to widział, żeby uczyć takich rzeczy?! Dzisiaj dzieciak kradnie kwiatki, jutro samochody. Albo kiedyś podlali mi kwiaty mydlinami, na złość, bo po co ma być ładnie.

Krystyna twierdzi, że jej koleżanki zrezygnowały z ogródków przed blokiem, bo nie miały tyle cierpliwości, co ona. Na przykład jedna z nich miała problem z sąsiadem, któremu bez przerwy spadała z balkonu bielizna osobista, wprost na kwitnące pelargonie. Jeśli w porę nie zauważyła, całe osiedle śmiało się, że Kowalska majtkami pelargonie przystraja. A kiedy sąsiad schodził do ogródka na poszukiwanie utraconej bielizny, nie miał szacunku nawet dla azalii, bo liczyły się tylko stare majtki. Krystyna kiedyś miała też działkę, a na niej sałatę,  czerwone buraki, marchew i pietruszkę. Z rozrzewnieniem wspomina tamte czasy; była młodsza, sił więcej w rękach było i ambicje niejednego kreta migiem okiełznała. Teraz siły więdną, tylko to, co zaoszczędzi, oddaje kwiatowemu ogródkowi. A ten po stokroć jej się odwdzięcza. I Krystyna to czuje, zwłaszcza wtedy, kiedy szuka inspiracji podczas szydełkowania.

Agnieszka i jej kamienie

Agnieszka Hulboj z Łowicza miała kiedyś przed domem sporo trawy, którą dopieszczała kosiarką elektryczną. Ale pewnego dnia zamarzyła o ogrodzie z kamienia, więc trawę wytępiła, kamień przywiozła i kwiaty w donicach posadziła. Jest też oczko wodne, obok niego zając skubie resztki źdźbeł oraz duma – zagubiony krasnal, który dojść nie może do Królewny Śnieżki. A za domem jest altana przystrojona kwiatami i kamienny grill z możliwością wędzenia. Córka Agnieszki – Ewelina – mówi, że altana to idealne miejsce do czytania książek. Rano czytelnia zamienia się w kawiarnię, a wieczorem kawiarnia staje się bawialnią. Zdradza, że mama marzy jeszcze o wielkiej stojącej lampie, którą postawi na ścieżce prowadzącej przez ogród do domu. Będzie mosiężna, w kształcie drzewa liściastego, które rzuci światłem, gdy tylko ktoś pojawi się na ścieżce.

Aksamitki Teresy, sosna Witolda

Teresa i Witold Wysoccy mieszkają w domu jednorodzinnym przy ul. Armii Krajowej w Łowiczu. Ich ogród można podzielić na dwie części – nowoczesną, gdzie w toskańskich donicach stroją się kolorami dalie i pelargonie, oraz dziką, gdzie w cieniu drzew rosną krzewy. Ta ostatnia zwana jest „Tajemniczym ogrodem”. Mieszka w nim nieoswojony bury kot, który uznał, że w nieoswojonym ciemnym ogrodzie będzie miał swoj dom. Właściciele nie wchodzą kotu w drogę, nie zaglądają tu zbyt często, dlatego nadziwić się nie mogą, że ta sosna, tam pod płotem, już tak dorosła. A przywiózł ją Witold z Krynicy Górskiej, jakieś 15 lat temu, kiedy wracał z sanatorium. Pełen był obaw, czy ta wątła roślinka wielkości dłoni przyjmie się na łowickiej ziemi. Ale sosna górska hardość w sobie miała i już ze trzy razy Witolda przerosła. Żona Witolda gustuje głownie w pociechach małych, we wspomnianych daliach, pelargoniach oraz w aksamitkach, które rosą w donicach w okiełznanej części ogrodu. Nie przenosi ich do części dzikiej, żeby nie przepadły w cieniu sosny albo ten nieoswojony bury kot nie przetrącił kwiatu łapą. Teresa chwali sobie pracę w ogrodzie, bo dzięki niej nie ma czasu na seriale i zdrowiem lepszym się cieszy. Nie może przecież przez telewizję zaniedbać choćby aksamitek, których nie tylko ona potrzebuje. Pani ogrodu dzieli się nimi z umarłymi, to znaczy sadzi je na tych grobach, na których nikt kwiatka nie posadzi ani świecy nie zapali. Tak więc aksamitki od Teresy pamięć zmarłych ożywiają – pamięć w kolorze dojrzewającej pomarańczy.

TAGI: