Dobrzy jak chleb

Monika Łącka, ks. Ireneusz Okarmus; GN 31/2012 Kraków

publikacja 18.08.2012 23:00

W słoneczne, październikowe popołudnie 1986 r. przed dwór Zofii Tetelowskiej podjechał mały fiat. Goście poprosili, by oddała swoją posiadłość na budowę domu dla sierot.

Dobrzy jak chleb ks. Ireneusz Okarmus/ GN W Radwanowicach mieszka obecnie na stałe 85 niepełnosprawnych osób. Kolejnych 60 jest codziennie dowożonych na warsztaty terapii zajęciowej. Wspólne spędzanie czasu to dla nich wielka radość.

Pani Zofia zdziwiła się, lecz po kilku rozmowach... zapisała im majątek. Dziś Fundacja im. św. Brata Alberta świętuje 25. urodziny i działa w całej Polsce. Prowadzi 4 domy stałego pobytu (po jednym w Radwanowicach i Toruniu, dwa w Łodzi), w których mieszka 160 osób niepełnosprawnych, oraz 24 ośrodki pobytu dziennego, gdzie pomocą objętych jest 900 osób.

Radwanowickie początki nie były łatwe. Przekazany 21 maja 1987 r. w akcie notarialnym (który jednocześnie powoływał do życia fundację i pozwolił na rozpoczęcie budowy Schroniska dla Niepełnosprawnych) podkrakowski dwór był nadgryziony zębem czasu. – Stały przy nim tylko stara stodoła i stajnia, zajmowana przez dwie krowy, świnie, kury, kaczki i 23-letniego konia. Nie było żadnych pieniędzy... Całe życie mieszkałem w Krakowie, wieś była dla mnie abstrakcją. Nie byłem przekonany do tego miejsca – wspomina ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, jeden z pasażerów rozklekotanego malucha (był wtedy kapelanem wspolnoty „Wiara i Światło” opiekującej się osobami niepełnosprawnymi), od 1989 r. prezes fundacji.

Tu jest moje miejsce

Przekonany był jednak hrabia Stanisław Pruszyński, drugi pasażer malucha. Od razu wiedział, że Radwanowice są miejscem, którego szukali, odwiedzając rożne zakątki Polski. Miejscem, w którym dzieci ze wspólnoty będą mogły zamieszkać po śmierci swoich rodziców. Znany ze szlachetności Stanisław Pruszyński był dla Zofii Tetelowskiej gwarantem, że oddany przez nią majątek będzie służył pożytecznemu celowi. – Gdy w 1988 r. Stanisław Pruszyński umierał, na łożu śmierci poprosił, abym mu przyrzekł, że dalej będę dbał o to miejsce. Obiecałem, choć nie miałem pojęcia, jak poprowadzić 12-hektarowe gospodarstwo. O zgodę musiałem poprosić kard. Franciszka Macharskiego, który zdecydował, że mam tu przyjść na dwa lata. Jestem do dziś – opowiada ks. Tadeusz. Gdy ruszyła budowa schroniska, rozpoczęły się też jego wyprawy na zachód i północ Europy w poszukiwaniu pieniędzy. Dzięki współpracy z ewangelicką parafią w Askvoll w Norwegii udało się wybudować pierwszy dom, czyli Dom Norweski im. Matki Elżbiety Czackiej. Poźniej powstały jeszcze Dom Śląski im. kard. Stefana Sapiehy i Dom Przyjaciół. Obecnie mieszka w nich 85 niepełnosprawnych osób, które w dawnej posiadłości zmarłej w czerwcu 2003 r. Zofii Tetelowskiej znalazły swój dom.

– To po prostu moje miejsce. Mam tu dobrych kolegów i koleżanki, wychowawców, którzy o mnie dbają. A ja, jak tylko się da, angażuję się w życie naszego schroniska – bardzo chętnie przygotowuję posiłki, sprzątam. Pomagam też innym, bo przecież trzeba być dobrym dla drugiego człowieka. Dobrym jak chleb. Wszyscy tacy tu są – przekonuje Tereska. W schronisku mieszka szósty rok. Jest aktorką w teatrzyku „Radwanek”. – Tego miejsca nie zamieniłbym na żadne inne – wtóruje jej 38-letni Janek. Urodził się w Słupsku, ale rodzice oddali go do domu dziecka. Później trafił do rodziny zastępczej, a następnie do Lęborka, do szkoły specjalnej z internatem. W końcu zjawił się w Radwanowicach i tu rozwija swoje talenty. Jego specjalnością jest pisanie pięknych ikon. Lubi też śpiewać, zwłaszcza psalm podczas niedzielnej Mszy św. – Mieszkają u nas osoby dorosłe (przyjmujemy od 18. roku życia) z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim, średnim i  znacznym, a także niepełnosprawne ruchowo (m.in. z czterokończynowym porażeniem mózgowym). W większości są sierotami. Niektórzy rodziców mają, ale ci ich zostawili, oddali do rożnych placówek lub zostali pozbawieni praw rodzicielskich – tłumaczy Barbara Latała, dyrektor schroniska.

Dzień jak co dzień

Osoby mieszkające w Radwanowicach podzielone są na 8 wspolnot (osobno mężczyźni, osobno kobiety), w ramach których – pod nadzorem wychowawców –dbają o czystość pokoi, łazienek i tzw. pokoju życia. Dzięki temu czują się za nie odpowiedzialne. Dzień zaczyna się o 8 rano, od śniadania. Zaraz po nim przed budynki fundacji przyjeżdżają busy, którymi z sąsiednich miejscowości dowożonych jest ponad 60 niepełnosprawnych osób. Wraz z mieszkańcami schroniska biorą udział w warsztatach terapii zajęciowej (także w domach pobliskiej Fundacji „Mimo wszystko” Anny Dymnej), zajęciach prowadzonych w świetlicy, robią porządki i drugie śniadanie. W WTZ (m.in. w pracowniach stolarsko-modelarskiej, plastycznej, tkackiej) powstają prawdziwe cudeńka: wyszywane obrazy, witraże, gliniane figurki, zegary z kamienia i rozpięty na krzyżu Chrystus.

Zajęcia wymagają od uczestników ogromnego wysiłku, ale wszyscy wkładają w nie całe serce. Przykładem na to jest Ryszard. Jego rodzice, gdy przyprowadzili go tu po raz pierwszy, powiedzieli, że nic nie potrafi i nic z niego nie będzie. Tymczasem Rysiek, pod okiem instruktora Dariusza Kopty, rozwinął skrzydła i zaczął zadziwiać. Potrafi tkać, rzeźbić (zdobył nawet puchar w konkurencji „ceramika” na Ambilimpiadzie w 2005 r. w Koninie), haftować (obrazy wyszywane krzyżykami – choć nie umie liczyć – to prawdziwe dzieła sztuki).

Od 6 lat w schronisku, w ramach projektu „Skarpa”, pracują mężczyźni przebywający w Zakładzie Karnym w Trzebini. – Ci panowie są dla chłopców nie tylko wzorem mężczyzny, ale także po południu pomagają w kąpieli, goleniu, idą zagrać w piłkę, porozmawiają na męskie tematy – opowiada B. Latała. Widać, że niektórzy bardzo się w to zaangażowali (jak np. pan Sebastian, do którego chłopcy lgną, traktując go jak ojca), dzielą się zdolnościami (np. muzycznymi i kulinarnymi), a potem wpadają w odwiedziny nawet po wyjściu z zakładu karnego. Inni kończą kurs asystenta osoby niepełnosprawnej i chcą tu pracować. Pracę znajdują tu także mieszkańcy Radwanowic, którzy od samego początku zaakceptowali powstające schronisko, a miejscami integracji zdrowych z chorymi stały się kościół, szkoła i przedszkole. Dzięki temu dzieci z wioski wiedzą, co to znaczy niepełnosprawność.

Plany i marzenia

Przyszłość tego dzieła zależy, niestety, od pieniędzy. Wielkim problemem jest niestabilność finansowa, która często wynika z decyzji urzędników. – Umowy mamy podpisywane tylko na rok i czasem grozi nam utrata dotacji. W tym roku była też  groźba likwidacji dwóch dużych świetlic – w Chrzanowie (dla 30 dzieci w wieku szkolnym) i w Radwanowicach (dla 25 dzieci). Na świetlicę terapeutyczną, która działa od 12 lat, co roku występujemy o pieniądze jak na konkurs – mówi ks. T. Isakowicz-Zaleski. Dzięki ofiarom ludzi o sercach dobrych jak chleb, którzy identyfikują się z Fundacją im. św. Brata Alberta (lista przyjaciół i darczyńców jest imponująca), udaje się kontynuować rozpoczęte projekty. Niedawno w Radwanowicach pojawiły się nawet pochodzące z Krakowa znane tenisistki – siostry Agnieszka i Ula Radwańskie, które zaproponowały, że zostaną ambasadorkami fundacji. Swoim nazwiskiem fundację wspiera również szermierz Radosław Zawrotniak. Mając taką pomoc, ks. Tadeusz snuje plany na przyszłość. Chciałby na przykład, aby w Radwanowicach mógł kiedyś powstać zakład aktywności zawodowej dla niepełnosprawnych. – Zajęcia terapeutyczne to tylko krok w kierunku zatrudnienia tych ludzi. Mamy co najmniej kilkunastu podopiecznych, którzy są bardzo dobrze zrehabilitowani i mogliby normalnie pracować, np. w ogrodzie i sadzie – mówi.

Fundacja nie zapomina też o tych, którzy wspierali ją za życia, a teraz patrzą pewnie na Radwanowice z wysokości nieba. Bo z osób dobrych jak chleb można by uformować solidny zastęp świętych... Upamiętniają ich rożne tablice, wydana przez ks. Isakowicza-Zaleskiego książka, dęby, które wyrosły po katastrofie smoleńskiej, a we wrześniu w fundacji zacznie działać „Łosiówka”, czyli nowy Kompleks Edukacyjno-Rehabilitacyjny. Będzie nosił imię zmarłego niedawno Marka Łosia, wolontariusza, dobroczyńcy niepełnosprawnych i naśladowcy św. Brata Alberta.